Grzegorz Watycha: "Nie wyobrażam sobie pracować z jednym zastępcą"

NOWY TARG. "Począwszy od doboru swoich zastępców, Grzegorz Watycha konsekwentnie realizował własną wizję, nigdy nie ulegał naciskom poszczególnych radnych, jeśli te nie szły w parze z interesem miasta" - to jedno z pierwszych zdań w ulotce wyborczej urzędującego burmistrza.
To brzmi jak prowokacja. Wie Pan, że kwestia zatrudnienia dwóch zastępców, to jeden z najczęściej stawianych Panu zarzutów. A Pan to wybija dużą czcionką w swoim programie.

- Mówię o tym, bo potrafię wytłumaczyć się, dlaczego nie było jednego zastępcy, ale dwóch. I dzisiaj mówię, że nie wyobrażam sobie pracować z jednym. Nawet jeśli popatrzymy na same tylko obowiązki wynikające z reprezentacji miasta - to dwóch zastępców to czasem jest mało - jeżeli dużo się dzieje, ale też żeby podzielić obszarowo Nowy Targ, mieć wszędzie nadzór, taką "swoją rękę", która patrzy na daną działalność - to musi być dwóch zastępców. Myślałem o jednym zastępcy. Tak powiedziałem wtedy (na początku kadencji - przyp. red.), ale nie udało mi się niestety przekonać ostatecznie tego kogoś, kandydata o którym myślałem. Bo bycie wiceburmistrzem, to nie jest taka łatwa praca. Gdybym wszedł nawet z jednym zastępcą, to czas by pokazał, że trzeba byłoby mieć jeszcze drugiego. Zrezygnowałem z doradców, co też teraz skutkuje.. jak popatrzymy na inwestycje, na to co się robi w mieście, to ktoś powie, że brakuje tego doradcy medialnego, który rozpowszechniał informacje, był w kontakcie z dziennikarzami, był takim trochę rzecznikiem Urzędu. Ale w tym wypadku zrealizowałem to, co obiecałem i tej funkcji nie było w tej kadencji.

Podczas otwarcia swojej kampami w tym roku, powiedział Pan, że zaskoczony jest "ogromem pracy".

- Zaskoczyło mnie to, ilu ludzi przyszło do mnie na początku urzędowania, przez pierwszy miesiąc, kiedy jeszcze nie miałem zastępców. Ile czasu poświęcałem na spotkania, rozmowy, ile osób poznałem, ile organizacji, instytucji które przyszły, by się przedstawić ze swojej działalności, ale przyszli też mieszkańcy, żeby powiedzieć co ich boli, jakie mają oczekiwania. Był nowy burmistrz, nowe otwarcie i oczekiwanie, że sprawy, które latami się ciągły i nie były załatwione - znajdą swój finał. Tę pracę trzeba było gdzieś rozdzielić, żeby nadzorować i do tego zastępcy są nieodzowni. Poza tym zaskoczyło mnie to, ile jest oczekiwań co do burmistrza. Nie tylko, że "załatwi" to, co jest w kompetencji gminy, ale i będzie pośrednikiem załatwiania spraw na innym szczeblu. Ludzie nie rozróżniają często, że coś nie jest w kompetencjach Urzędu Miasta, czy Gminy, ale przychodzą i oczekują, że burmistrz pomoże, coś doradzi, popchnie sprawę. I tym nawałem pracy byłem zaskoczony, ale uważam, że poradziłem sobie i byłem otwarty dla tych ludzi. Chociaż niektórzy trochę złośliwie, z przekąsem mówili, że do burmistrza się dostać - to jak do papieża: trzeba stać w kolejce. Ale ostatecznie każdy się przebija i zastępcy też umożliwiają ten szybszy kontakt, bo jak ja nie jestem na miejscu, to jest ten jeden, czy drugi zastępca, który mieszkańca przyjmuje.

SPalka

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 15.10.2018 13:06