Uczestnicy polskiej wyprawy na Nanda Devi opuszczają Delhi /galeria/

Narcyz Sadłoń: Mamy cargo! Sprzęt prawdopodobnie w całości udało się wydobyć z portu lotniczego. Droga po korytarzach różnych urzędów była długa i mroczna, ilość zużytego tuszu do pieczątek imponująca, a kwota różnych “dodatkowych” kosztów bolesna dla budżetu ekspedycji.

Wszystko to ostatecznie okazało się warte zachodu. Sprzęt ekspedycyjny jest znowu pod naszym nadzorem. Tymczasowo złożyliśmy go w pomieszczeniach IMF. Prawdopodobnie, po ostatnich formalnościach w piątek będziemy mogli opuścić Delhi i wyruszyć w stronę gór.

Zadania do wykonania - to przede wszystkim opłacenie “permitu”, upoważniającego na wejście do parku. Kolejne zadanie to wybranie właściwego samochodu i wytargowanie odpowiedniej ceny. Czwartek to również ostatni dzień na dokonanie zakupów. Niezbędne dla wyprawy, a niemożliwe wcześniej do wykonania, to zakup kartuszy z gazem, paliwa do agregatu prądotwórczego oraz jedzenia bazowego.

Po wydarzeniach dzisiejszego dnia jesteśmy zaledwie o krok od Himalajów.

Narcyz Sadłoń
lekarz wyprawy


W Fundacji Górskiej w Delhi po raz pierwszy spotykamy się z Ganjju. Od dziś jest naszym oficerem łącznikowym. Jest tak samo zmęczony jak my. Wczoraj, mimo, że informacja o wyprawie została podana kilka miesięcy wcześniej, powiadomiono go, że wyrusza w góry z polską wyprawą jubileuszową. Aby dotrzeć do Delhi na czas, całą noc spędził na stojąco w pociągu.

Ganjju to właściwy człowiek, we właściwym miejscu. Nie pamięta wyprawy sprzed 70-ciu lat i nawet o niej nie słyszał, ale już umówił się w bibliotece górskiej na poszukiwanie informacji. Dzięki jego sprawności i dynamizmowi, nie tylko oszczędzamy pieniądze na taksówki, ale mamy nadzieję odzyskać nasze cargo w niedługim czasie.

Rozpoczęliśmy również przygotowania do zdobycia gazu, którego nie można było przywieźć samolotem. Kolejny etap przygotowań do wyjazdu w góry, to poszukiwanie transportu. Wstępnie zlokalizowaliśmy samochody mogące nas dowieźć do Munsarii - wioski, z której ruszamy na trekking do bazy.

Nie zapomnieliśmy również o potrzebach fizjologicznych naszych organizmów. Picie jest warunkiem pozwalającym przetrwać w tutejszych warunkach pogodowych. Temperatura powietrza przekraczała dziś 40 stopni Celsjusza, a wilgotność jest chyba bliska zeru. Woda jest po prostu wysysana przez skórę z organizmu. Wieczorem, po pracowitym dniu zasiedliśmy w jednej z tutejszych restauracyjek. Specjały hinduskiej kuchni mają jedną charakterystyczną cechę - są pikantne i dobre. Dodatek dużej ilości przypraw to sposób na zabezpieczenie się przed zatruciem pokarmowym, co przy stanie lokalnej higieny mogłoby łatwo nastąpić.

Jesteśmy pełni optymizmu i chłoniemy zapachy Indii, starając się odnaleźć atmosferę jaka przywitała pierwszą polską wyprawę w Himalaje na hinduskiej ziemi. Mamy wrażenie, że wiele z tego co doświadczamy w niczym nie rożni się od tego co zastali nasi poprzednicy 70 lat temu. Dziennik Jakuba Bujaka i książka Janusza Klarnera zdają się potwierdzać nasze spostrzeżenia.

Wyprawę na Nanda Devi planowałem już od trzech lat. Wraz z Tomkiem Walkiewiczem i Narcyzem Sadłoniem podjęliśmy pracę nad realizacją celu. Góra należy do trudnych, po pierwszym polskim wejściu w 1939 roku, na szczycie nie stanął żaden Polak. Dla Hidnusów jest to Święta Góra, do tego uważana jest za najtrudniejszą zdobytą w Himalajach przed II Wojną Światową.

Jan Lenczowski
kierownik wyprawy

Więcej na: www.nandadevi.pl

Wiadomość z ostatniej chwili - SMS: „Dobiliśmy targu: okazało się, że wynajęcie dużego busa w Indiach nie jest łatwym zadaniem. Dopiero po 4 godzinach negocjacji doszliśmy do porozumienia i wieczorem wyjedziemy z Delhi w stronę Mansiari.”

SMS 2 - „Wyjechaliśmy z Delhi! Indie nas nie rozpieszczają. Dopiero po całodziennej męczarni z agentami przewozowymi opuściliśmy miasto. Kierujemy się w stronę Munsyiari, do którego powinniśmy dojechać za około 25 godzin.”

s/

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 24.04.2009 19:17