Narcyz Sadłoń: pozdrawiam z "hinduskiego Zakopanego" (2190 m n.p.m.)

"Jesteśmy w Indiach już ponad tydzień. Zespół zgrywa się powoli, relacje międzyludzkie układają się, poznajemy swoje wady i zalety" - pisze Narcyz Sadłoń, lekarz wyprawy na Nanda Devi East. Jutro wyruszamy do Base Camp Nanda Devi. Kolejne wiadomości, gdy tylko będę mógł....

Jasiu wraz z oficerem łącznikowym tworzą zespól zadaniowy do działań administracyjnych. To ich niepodzielne królestwo. We wszystkich oficjalnych dokumentach Jasiu Lenczowski widnieje jako kierownik i organizator i z nikim innym żaden urzędnik nie podejmuje nawet rozmowy. Podobnie z oficerem łącznikowym - jest to urzędnik rządowej organizacji przydzielony nam "odgórnie" i jego obowiązkiem jest monitorowanie, nadzorowanie i prowadzenie wszelkich relacji miedzy nami, a instytucjami rządowymi.

Zespołem organizacyjnym i w przyszłości górskim, w naturalny sposób dowodzi Jarek Woćko. Wynika to nie tyle z jego wieku, ile z doświadczenia i wyraźnych umiejętności kierowniczych. Pozostali członkowie zespołu są przydzielani do konkretnych zadań.

Kolejny dzień spędzamy w Munsyari (Mansiari). Trochę w tym naszej winy, bo nie mamy dostatecznie dużo cierpliwości i umiejętności w podejściu do tutejszych urzędów. Przygotowania administracyjne są jednak na dobrej drodze i z dużym prawdopodobieństwem możemy mówić, że jutro wyruszymy na treking wraz z karawana.

Pogoda, podobnie jak większość okoliczności - sprzyjaja nam. Nie pada, nie jest za ciepło, ale w sam raz. Jedzenie, choc nie jest to typowa europejska kuchnia, dobrze przyswajają nasze żołądki. Z wyjatkiem zwykłych "czyszczeń" jelit, czyli tzw. biegunek podróżnych, nie mieliśmy większych problemów zdrowotnych. Liczę na to, że tak pozostanie, ale medycznie jestem przygotowany na różne i niekorzystne okoliczności.

27 kwietnia, podczas gdy grupy zadaniowe realizowały konieczne przed wymarszem czynności - wraz z Rafałem poszukiwaliśmy śladów historii i legendy. Pamięć po polskiej wyprawie w 1939 roku prawie zupełnie zatarła się w tutejszej społeczności. Pokolenie tragarzy, którzy mogli być zaangażowani przez Jakuba Bujaka i jego partnerów, odeszło.

Dotarcie do ich dzieci nie jest łatwe. Dzięki pomocy doktora SHER SINGH'a, który we własnym domu założył i prowadzi "tribal heritage museum", udało nam się odnaleźć córkę kierownika tragarzy pierwszej polskiej wyprawy w Himalaje - Diwan'a Durgi Singh Martolia. Spotkanie w jej rodzinnym domu w sąsiedniej wsi (musieliśmy pokonać kilka kilometrów stromych, górskich ścieżek, żeby tam dotrzeć), z udziałem Jasia Lenczowskiego, nie obyło się bez łez.

Narcyz Sadłoń

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 29.04.2009 01:26