Hodowcy owiec zaniepokojeni działaniami przedstawicielki OTOZ Animals Podhale

Zdaniem przedstawicieli środowiska podhalańskich owczarzy, zachowanie niektórych obrońców praw zwierząt budzi prawne i etyczne wątpliwości. Chodzi o przypadek bacy Jana Olejarza, który pasie owce w rejonie Zamku Niedzickiego.
W maju Mariola Włodarczyk z OTOZ Animals Zakopane zabrała mu z bacówki sukę z siedmioma szczeniętami. Sprawa do dzisiaj budzi mieszane odczucia w środowisku owczarzy, którzy w rozmowie z Podhale24.pl postanowili w tej sprawie zabrać głos.

Baca Olejarz twierdzi, że żona oddała psy, bo została nastraszona, a inspektorowi OTOZ Animals nie towarzyszył weterynarz, który mógłby fachowo wypowiedzieć się na temat stanu zdrowia zwierząt. Mariola Włodarczyk miała to zrobić „na oko”.

- Psy zostały mi odebrane z bacówki w asyście policji. Nastraszona żona, która była w tym czasie sama na bacówce, oddała psy, bo grożono jej wysokimi karami – opowiada baca Olejarz. – Jednym z zarzutów było to, że suka była mokra. A jaka miała być, skoro w tym dniu padał deszcz. Gdy pojechałem do siedziby OTOZ Animals w Zakopanem, żeby odzyskać psy, usłyszałem, że już zostały adoptowane. Ten dom wypełniony jest psami. Jak one tam żyją, nie mam pojęcia.

- Te szczeniaki nie miały 3 miesięcy i nie było zatem obowiązku ich jeszcze szczepić - twierdzi Olejarz, który jeszcze w trakcie interwencji dowiózł na bacówkę zaświadczenia, że dorosłe psy są zaszczepione.- Na bacówce został mi jedynie stary owczarek podhalański. Jestem ciekawy, co mam zrobić, jak przyjdą wilki. Raz mówią, że psa nie wolno trzymać na uwięzi. Gdy biega wolno, też dostaję się mandat. Z taką sytuacją natychmiastowego odbioru psa z bacówki doświadczyłem nie tylko ja, ale i inni koledzy opowiadali o takich sytuacjach. Najbardziej zaskakująca są te błyskawiczne adopcje.

Jan Olejarz zapewnia, że gdyby dostał tylko kilka dni na poprawę sytuacji, na pewno polepszyłby warunki życia suki i jej młodych. Takiej szansy nie dostał.

Do całej sprawy Mariola Włodarczyk odniosła się potem na Facebooku swojego inspektoratu. W zamieszczonym wpisie sama przyznała, że zamieszcza go w związku z „masą domniemywań co do zasadności oraz prawidłowości przeprowadzenia akcji”. Jak poinformowała, o sytuacji psów dowiedziała się od turystki. Na miejsce pojechała w asyście policji. Twierdzi, że właścicielka bacówki „nie zaprzeczyła, że sprzedaje psy”. Psy, według niej, miały być nie zaszczepione, jeden miał utykać, nie miały bud. Ostrzegła, że dalsze trzymanie psów bez bud będzie skutkować kolejnymi mandatami. - M.in za brak zabezpieczenia zwierząt, a także za brak szczepień, funkcjonariusze policji wystawili kobiecie dwa mandaty na łączną kwotę 550 zł – relacjonuje dodając, ze właścicielka podpisała dokument o zrzeczeniu się psów na rzecz OTOZ Animals.

Inspektor Mariola Włodarczyk twierdzi, że już po interwencji wszystkie psy zostały przebadane przez lekarza weterynarii. Według niej, szczenięta „oprócz niedożywienia, cierpiały na robaczycę, miały na sobie dziesiątki kleszczy, a jeden z samców miał najprawdopodobniej złamaną łapę, która krzywo się zrosła”.

Próbowaliśmy porozmawiać z Mariolą Włodarczyk o całej sprawie. Gdy zaczęliśmy dopytywać, na jakiej postawie odebrała bacy psy, dlaczego interwencja nie odbyła się w obecności weterynarza, dlaczego tak szybko oddała psy do adopcji i nie dała szansy bacy na poprawę warunków, szybko zakończyła dyskusję. Odpisała, że nie wyraża zgody na cytowanie swoich wypowiedzi. - Od tej pory wszelkie pytania proszę kierować do mojego pełnomocnika mecenas Doroty Dąbrowskiej – napisała. Na Facebooku oświadczyła: „Zaprzeczam stanowczo jakoby: zwierzęta zostały zabrane bezprawnie podczas nieobecności właścicieli bacówki (skradzione), bezpodstawnie odebrane”.

Zapowiedziała, że „wszelkie oskarżenia pod moim adresem, a tym samym organizacji OTOZ Animals będą weryfikowane i przekazywane naszemu pełnomocnikowi”.

O interwencji na bacówce nie został powiadomiony ani Powiatowy Lekarz Weterynarii w Nowym Targu, ani Urząd Gminy Czorsztyn, bo na terenie tej gminy miała miejsce cała sytuacja.

Doświadczeni i uznani hodowcy z naszego regionu, reprezentujący m.in. Związek Hodowców Owiec i Kóz w Nowym Targu, mają wątpliwości co do strony etycznej i prawnej działalności Marioli Włodarczyk. - Według mnie działaniami tej organizacji, a zwłaszcza właśnie pani inspektor, w tym wypadku, powinny zająć się organy ścigania i sąd – twierdzi Józef Pietraszek, hodowca owiec z Krempach, były prezes ZHOiK w Nowym Targu. - Jeżeli nie było w bacówce Jana Olejarza podczas interwencji weterynarza, kto w takim razie określił stan zdrowotny i wiek tych szczeniaków. Jeżeli pani inspektor, to nic tylko pogratulować jej i policji, bo oparła się wystawiając mandat jedynie na wzroku pani z OTOZ Animals. To zachowanie było całkowicie według mnie bezprawne. Psy pasterskie są częścią gospodarki wypasowej w górach. Bacówka nie może istnieć bez psów, a one nie są od leżenia na kanapach, jak chcieliby tego działacze ochrony praw zwierząt. One na bacówce nie będą miały pokojowych warunków. Te psy mają w genach, że muszą być przy owcach. Dla niego życie na łańcuchu, to udręka. On musi chodzić i patrolować teren wokół owiec, tym samym swoim zapachem już odstrasza drapieżników. A szczeniaki, jak to szczeniaki, rozchodzą się wokół bacówki, ale starają się trzymać w pobliżu suki. Baca trzyma psa na uwięzi, to go męczy i dostaje mandat. Puszcza go wolno dostaje mandat, bo pies biega wolno i jest zagrożeniem dla turystów. Wiem, że baca z Niedzicy został z jednym dużym owczarem. Teraz na noc musiał zatrudnić dodatkową osobę. My stoimy za nim murem, bo zaraz do każdego z nas przyjdzie jakaś pani i powie, że pies ma zawroty głowy i musi go zabrać.

- Zastanawiający jest sam przebieg tej interwencji u bacy w Niedzicy – uważa Jan Janczy, dyrektor Związku Hodowców Owiec i Kóz w Nowym Targu. - Z tego co słyszę nie było tam nawet weterynarza. Dziwi mnie zachowanie policji, która była na miejscu z inspektorką OTOZ Animals z Zakopanego. Policjanci bardzo szybko wypisali dwa mandaty bacy. Jeden za to, że suka, która była ze szczeniakami biegała wolno. Drugi za brak szczepień szczeniaków. Po pierwsze, w jaki sposób oceniono wiek tych szczeniaków. Skąd policjanci i pani inspektor wiedzieli, że psy miały ukończone trzy miesiące i musiały mieć szczepienia. Pojawia się też kolejne pytanie. Jak psy na łańcuchach mają bronić owiec przed wilkami. Przecież działacze obrony praw zwierząt nie godzą się na przetrzymywanie psów na uwięzi. Teraz baca dostaje mandat, że pies biegał wolno. Kiedy tylko przychodzi do szacowania szkód wyrządzonych przez wilki, służby pytają się, czy psy przypadkiem nie były przywiązane. Jak miałby na łańcuchach bronić owiec? Jest to dla mnie niezrozumiała sytuacja - dodaje.

Józef Słowik

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 28.08.2019 12:35