Mieszkańcy zatroskani "płaczącymi" brzozami. Urząd Miasta w Nowym Targu: "Nie ma powodu do alarmu"

NOWY TARG. Czytelnicy zaniepokojeni, a nawet oburzeni "płaczącymi" wodą brzozową - od kilku dni ślą do nas zdjęcia przyciętych drzew. Jednak Zakład Gospodarczy Zieleni i Rekreacji uspokaja, że drzewom nic nie będzie.
O przyciętych brzozach poinformował nas Czytelnik w sobotę 28 marca. Od tego dnia otrzymujemy od Państwa listy i zdjęcia drzew. "Drzewa są zlane sokiem, wodą brzozową. Każdy wie, że drzew pod żadnym pozorem nie można przycinać w marcu, czy kwietniu, a jeżeli nie wie - to zaraz po ucięciu gałęzi widzi, że drzewo intensywnie "płacze". Tak jest też w przypadku brzozy. Chciałbym się dowiedzieć, kto w naszym mieście podejmuje tak idiotyczne decyzje", "Po Państwa artykule zweryfikowałam tą burzę po ostatnim artykule. Obraz drzew ... no robi wrażenie, zwłaszcza teraz gdy soki brzozy zamarzły.... Chyba nic z nich nie będzie. Tracą litry wody na godzinę. Czy nastąpią nasadzenia zastępcze w miejsce zabitych drzew?", "Kto na po pozwolił? Wypada tylko płakać nad tymi płaczącymi drzewami. Czyj to był pomysł?" - tylko trzy fragmenty listów jakie otrzymaliśmy.

Wyjaśnień udzielili nam pracownicy ZGZiR. Jak mówią "rzeczywiście nie zaleca się cięcia tych drzew od kwietnia do września. Ale każda brzoza płacze przy przecince, bez względu na to w jakim okresie to następuje."

- Zabiegi pielęgnacyjne możemy wykonywać cały rok, nie tylko w okresie jesienno-zimowym. Ta przycinka przy ul. Brzozowej była wykonana na wiosek mieszkańca tej ulicy. My, jako Zakład zrobiliśmy to na polecenie Urzędu Miasta. To odpowiedź na pytanie "czyja to była inicjatywa". Nie nasza, ale osoby tam mieszkającej. Drzewa znajdują się na terenie ulicy miejskiej, ale obok jest kościół. Wiadomo jak tam wyglądała sytuacja w niedzielę, czy inne święto. Stała tam masa samochodów. Teraz jest inaczej, ale nadal musimy pamiętać, że o drzewa trzeba dbać i obcinać gałęzie, które mogą w czasie silnych porywów wiatru spadać na chodnik i jezdnie. Takich silnych podmuchów wiatru nie brakował w tym roku. Kto ma odpowiadać za ewentualne uszkodzenia ciała, albo mienia - pytają retorycznie pracownicy.

Osoba odpowiedzialna w Zakładzie Gospodarczym Zieleni i Rekreacji za "zieleń" przyznaje, że widok sopli może niepokoić. - Niefartownie się stało, ale po kilku dniach słonecznej pogody przyszedł przymrozek. Stąd te sople z wody brzozowej. Proszę pamiętać, że prowadzimy zabiegi pielęgnacyjne, by rośliny były piękne, zdrowe i bezpieczne dla mieszkańców. Nikt z nas nie robi tego, by je niszczyć. Obserwujemy sytuację, a jutro kolejny raz będziemy na miejscu i jeśli będzie taka potrzeba zabezpieczymy otwarte miejsca na korze i końcach gałęzi maścią ogrodniczą. Ale nie ma powodów do alarmu. Tym drzewom nic nie będzie - zapewnia pracownica ZGZiR.

Zakład dziękuje wszystkim za wykazywaną troskę o rośliny i prosi by swoje opinie kierować także do nich, a nie tylko do mediów.

s/ zdj. Czytelników P24

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 31.03.2020 17:19