Znajomi Andrzeja Stękały: "Czekamy aż wróci do nas z medalami"

Andrzej Stękała z Dzianisza robi furorę w skokach narciarskich, a jego znajomi z pracy z karczmy Chata Zbójnicka w Zakopanem, w której pracował dotychczas jako kelner, mówią o nim w samych superlatywach.
Spontaniczny, elokwentny i bije od niego pozytywna energia - tak Andrzeja Stękałę oceniają współpracownicy z karczmy Chata Zbójnicka, mimo iż musieli od czasu do czasu wziąć jego dniówkę.

O Andrzeju Stękale zrobiło się głośno dopiero podczas tegorocznego Pucharu Świata w skokach narciarskich. Ten debiutujący skoczek dzięki swojej postawie poprowadził reprezentację biało-czerwonych do trzeciego miejsca w drużynowych Mistrzostwach Świata w Lotach Narciarskich.

Zanim jednak Andrzej zaczął odnosić sukcesy w skokach na życie zarabiał jako kelner w karczmie Chata Zbójnicka w Zakopanem, gdzie cała załoga bardzo dobrze go nie tylko zna, ale także wspomina.

- Andrzej jest spontaniczny, elokwentny i zaradny, a do tego bardzo skromny - mówi Krzysztof Kluś, który przez 3 lata pracował z Andrzejem jako kelner.

Czasami praca jako kelnera kolidowała z programem treningowym młodego skoczka. Wówczas z pomocą przychodzili przyjaciele z pracy. - Andrzej jest bardzo sprytny i dawał radę pogodzić te dwa światy. Szliśmy mu też na rękę. Staraliśmy dopasować grafik do jego potrzeb – zaznacza Halina Zapotoczna, właścicielka karczmy Chata Zbójnicka. - Jak miał mieć rano trening, to wcześniej kończył dniówkę. Jako kelnerzy przejmowaliśmy jego obowiązki, żeby mógł wypocząć - dodaje Krzysztof Kluś.

Czas wypełniony pracą w karczmie i treningami mocno jednak obciążał Andrzeja Stękałę, który czasem był bliski rezygnacji, jednak pracownicy karczmy postrzegają go jako pozytywnie upartą osobę, która dąży do celu.

- Czasem się skarżył, że musi pracować i jednocześnie trenować. Treningi to duży wysiłek, a w karczmie też nikt nie płaci za leżenie - mówi Krzysztof.

Koledzy z pracy zadbali także, aby będą w pracy mógł trenować. - Oddałem mu do obsługi górną salę, na którą prowadzą strome schody. On musi trenować, bo jest jeszcze młody, więc niech goni, niech trenuje i efekty widać. U nas nie ma czasu na głupoty, ma tu drugi trening, a efekty same się pojawiają - śmieje się Krzysztof Kluś.

Czasem jednak treningi przeprowadzane przez Stękałę nie kończyły się pomyślnie. - Uczył mnie skakać, ze stołu. Nauka skończyła się tak, że on dostał brązowy medal, a ja wylądowałam w szpitalu na zabieg kolana – śmieje się Halina Zapotoczna.

W trakcie zimowego sezonu Andrzej Stękała nie pojawia się w karczmie, jednak pozostali pracownicy mogą go oglądać kibicując jednocześnie podczas zawodów.

- Czekamy, aż wróci po sezonie zimowym z medalami, żebyśmy mogli go przywitać w naszej karczmie - mówi Krzysztof Kluś.

ms/ zdj. Marcin Szkodziński

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 22.12.2020 08:48