Restauratorzy czują się zaszczuci przez kontrole. "To jest niedopuszczalne w wolnym kraju"

Właściciele zakopiańskich restauracji, którzy zdecydowali się udostępnić miejsca siedzące wewnątrz lokali, nie mają dnia bez kontroli. - Czuje się jak przestępca - mówi Marek Łopata, menedżer restauracji Góraleczka na Krupówkach.
Przedsiębiorcy nie zgadzają się z obostrzeniami nałożonymi przez rząd. Ci, którzy nie otrzymali żadnej pomocy, tylko zakaz prowadzenia działalności postanowili udostępnić wewnątrz lokali stoliki dla swoich gości. - Do otwarcia skłonił nas czynnik ludzki - zaznacza Marek Łopata, menedżer restauracji Góraleczka na Krupówkach. - Nie chcę tych ludzi zwolnić, a żadna tarcza nas nie objęła - dodaje. Przedsiębiorcy zapewniają, że są w stanie zapewnić bezpieczeństwo swoim klientom,. Każda osoba, która wchodzi do lokalu ma mierzoną temperaturę i podpisuje specjalne oświadczenie, na którym pozostawia do siebie kontakt. Zapewniony jest także dystans pomiędzy stolikami, a powierzchnie, których dotykają klienci oraz pracownicy są regularnie dezynfekowane. - Da się zapewnić bezpieczeństwo - zapewnia Paweł Drabik z pizzerii JAGA. - Inspekcja sanitarna w protokole to potwierdza, ale dwa działające lokale na Zakopane, to za mało - dodaje.

Przez otwarcie zaledwie dwóch lokali przed wejściami tworzą się kolejki. Restauratorzy zapewniają, że otwarcie kolejnych obiektów sprawi, że kolejki zniknął, a ruch turystów rozłoży się na większą ilość lokali. Problem jest także z miejscem, gdzie obecnie spożywane są posiłki, kupowane na wynos. - Jedzą z pudełek kartonowych i styropianowych na ławkach, na ulicy. Wieczorem widać te śmieci, to jest nienormalna sytuacja - zaznacza Paweł Drabik. Zdaniem restauratora jedzenie na wynos jest mniej higieniczne niż w lokalu. Wszystko przez to, że klient biorąc jedzenie na wynos siada na ławce, której nikt nie dezynfekuje, a obok niej przechodzą inne osoby. Restauratorzy zaznaczają, że taka sytuacja stwarza większe zagrożenie zakażeniem, niż siedzenie w lokalu przy zdezynfekowanym stoliku, który zapewnia dystans od innych klientów. Mimo tych wyjaśnień w lokalach niemal codziennie pojawia się jakaś kontrola, a właściciele restauracji zamiast zająć się prowadzeniem biznesu i obsługą klienta, muszą godzinami odpowiadać na pytania kontrolujących.

- Policja, inspekcja sanitarna, inspekcja handlowa, nadzór budowlany - wymienia kontrole z ostatnich dni Paweł Drabik, właściciel pizzerii Jaga w Zakopanem. - Uruchomione są wszystkie instytucje, żeby nie dać nam spokoju. Psychicznie wszyscy to odczuwamy. Jesteśmy już na krawędzi - dodaje. - Teraz czuje się jak przestępca, mimo że nigdy nie byłem karany. Trzy kontrole sanepidu i policja, która przesłuchuje mnie przez 2 godziny. To jest niedopuszczalne w wolnym kraju, gdzie obywateli chroni konstytucja - mówi załamany Marek Łopata. Mimo, iż przedsiębiorcy nie otrzymali jeszcze żadnych kar związanych z otwarciem swoich lokali, to mają usłyszeć zarzuty z artykułu 116 Kodeksu Wykroczeń, który dotyczy sprowadzenia zagrożenia epidemiologicznego na inne osoby.

ms/

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 07.02.2021 19:00