Widzowie wracają do Teatru Witkacego w Zakopanem. "Tęskniliśmy, tak po ludzku"

ZAKOPANE. - To jest obopólna tęsknota. Moi aktorzy, Teatr Witkacego, my wszyscy tęsknimy. Tak po prostu, po ludzku, tęsknimy za drugim człowiekiem - mówi o czasie przerwy w spektaklach dla widowni Andrzej St. Dziuk, reżyser i dyrektor Teatru. - Nie wiem, czy możliwy jest powrót do tak zwanej normalności po tych doświadczeniach minionego roku - dodaje ze smutkiem.
14 lutego po długiej przerwie na widowni Teatru im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Zakopanem ponownie pojawili się spragnieni sztuki. Ten czas pandemii może jednak wywrzeć piętno w relacjach międzyludzkich.

- Stała się rzecz niezwykła. Kiedyś drugi człowiek był ratunkiem. To jest tak jak w pięknym wierszu Poświatowskiej: „Bądź drzwiami. Nade wszystko drzwiami, które mogę otworzyć na oścież.” Drugi człowiek był ocaleniem i wyjściem z samotności. Był tym, który ubogacał, odkrywał, stwarzał na nowo – zaznacza Andrzej St. Dziuk. - Ten czas teraz jest taki, że drugi człowiek stał się zagrożeniem, bo niesie zarazę. Jest dla mnie niebezpieczny. Boję się, że odzwyczailiśmy się od siebie. Dlatego też nie wiem na ile ta tęsknota jest prawdziwa, a na ile jest wspomnieniem tego, że chcemy być ze sobą – dodaje.

Pierwsza sztuka, jaką mogli zobaczyć przybyli do teatru widzowie, to „DA CAPO AL FINE” na podstawie Cmentarzyska samochodów Fernando Arrabala.

- Taką pierwszą reakcją moją i Teatru Witkacego na ten okres boleśnie przeżywany była premiera na podstawie Dostojewskiego „The Underground men”. Potem Różewicz, „Akt przerywany czyli Teatr Nie(konsekwencji)” i trzecią próbą zrozumienia tego co się dzieje z nami w tym chorym czasie i świecie, to jest Arabal. Cmentarzysko samochodów, to opowieść o muzyku, którego ściga policja za to, że gra dla ubogich. Gra dlatego, że oni dzięki tej muzyce żyją, czują się wolni. Nie jest im zimno, bo tańczą. Nie mają co jeść, ale tą muzyką on ich karmi – zaznacza dyrektor teatru. - Czy można zabić muzykę, czy można zaaresztować muzykę? Marzenie każdego reżimu.

Spektakl ten przypadł w Walentynki, dlatego nie mogło zabraknąć wątku miłosnego. Nie jest to jednak miłość z kinowych ekranów, a taka, którą znamy z życia. - Jest on także o miłości, ale trudnej, prawdziwej. Nie tej ckliwej, z romantycznych komedii, lekko popudrowanej, udawanej. Jest o miłości, która wiąże się z cierpieniem, wymaga ofiary i zrozumienia. Takiej miłości dogłębnej – zaznacza Andrzej Dziuk.

Aktorzy występujący w „The underground men” starają się wymusić na odbiory, aby zadał sobie pytania - po co grać dla ubogich, po co być dobrym dla innych, skoro to się nie opłaca. - To jest pytanie nie w kategoriach etycznych o ile u Arabala ma wymiar filozoficzny, a po pierwsze ma wymiar ewangeliczny. Ten spektakl nie jest klasycznym dramatem. Jest to rodzaj fresku, czy impresji scenicznej – mówi Dziuk.

Pandemia coronawirusa wywarła swoje piętno nie tylko na zamkniętych scenach teatralnych, ale także na tegorocznych urodzinach teatru, które przeniosły się do internetu. Na powrót do normalności i pełnych sal teatralnych będzie niestety trzeba jeszcze poczekać. - Nie wiem, czy możliwy jest powrót do tak zwanej normalności po tych doświadczeniach minionego roku. Po tym okresie wymuszonej izolacji i doświadczeniach śmierci, lęków. Myślę, że trzeba dogłębnie przemyśleć rolę teatru w tym innym po-pandemicznym świecie – zaznacza Andrzej St. Dziuk, reżyser i dyrektor Teatru.

Marcin Szkodziński

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 28.02.2021 16:13