Prawda Tischnera

90 lat temu, 12 marca 1931 roku urodził się ks. prof. Józef Tischner – filozof, kapłan, a przede wszystkim człowiek. Wspomina Go, pochodzący z Nowego Targu dziennikarz, publicysta, pisarz i podróżnik - Jacek Sowa.
Ksiądz Józef był zawsze pomiędzy ludźmi, których starał się zrozumieć i wspierać duchowo. Wyrażał to w swoich dziełach, które były odbiciem rozważań i swoistą odpowiedzią na to, co działo się wokół.

Już po śmierci Tischnera, Jan Paweł II stwierdził, iż to jego dzieła określiły kierunek trudnych zmagań narodu polskiego o taki kształt demokracji, w której byłaby respektowana godność każdej osoby ludzkiej. A przecież była mowa o kategorycznej potrzebie zmiany nie tylko systemu społecznego, ale również całego sposobu bycia człowieka. Czyż po latach zmienił się on tak bardzo?

Kiedyś była nadzieja na odmianę, która zrosła się na trwałe z postacią i dziełami Józefa Tischnera. Dobra aura, którą roztaczał wokół siebie, znajdowała też odbicie w jego tekstach, nawet tych najbardziej krytycznych. Bo nawet słynny szkic o chochole sarmackiej melancholii, a więc o polskiej skłonności do rozpamiętywania klęsk jako powodu do chwały, rozważania o wolności i wychowaniu, filozoficzne refleksje na temat obrazu Boga, a także różnice między chrześcijaństwem a światem współczesnym – wszystko to według Tischnera daje nadzieję do pogodzenia z nadziejami w obecnym świecie, gdyż człowiek broni siebie, swą nadzieją walcząc o swoją ludzką twarz.

Józef Tischner mówił o sobie, że najpierw jest człowiekiem, potem filozofem, a dopiero na końcu księdzem. Księga „Ksiądz na manowcach” powstawała w bardzo trudnym dla niego czasie, kiedy zmagał się z chorobą nowotworową, z którą przegrał, kiedy już została opublikowana. W jego rozważaniach najważniejszy był człowiek, taki z krwi i kości, ze swoimi słabościami, bolączkami, emocjami i wątpliwościami, które nim targają. Autor często nawiązywał do aktualnej sytuacji społecznej, polemizując z antagonistami światopoglądowymi czy religijnymi, stanowczo sprzeciwiając się celom politycznym.

Według Tischnera wiara nie była aktem posłuszeństwa, ale odpowiedzią na wezwanie, które rozwija się w czasie. „Inaczej wychowuje się do posłuszeństwa, a inaczej do myślenia”. Jest różnica między religią a religijnością, która często jest na pokaz, prezentowana po to, aby zrobić wrażenie na innych.

Tischner był zwolennikiem społeczeństwa otwartego. „Im większe zamknięcie na świat, tym mniejsze rozumienie świata. Gdzie nie ma zrozumienia, pozostaje zgorszenie”. Był też zwolennikiem dialogu, który: „ powinien być zasadą budowania wspólnoty, bo nikt nie ma monopolu na prawdę. Trzeba rozmawiać i otworzyć się na to, co może wnieść druga strona. Jeśli religia widzi w wolności źródło zła, to wtedy znajdujemy się o krok od dyktatury”.

Dla Tischnera wolność była jedną z najważniejszych wartości. Według niego człowiek wolny jest odporny na lęki, które chcą zasiać w naszych sercach politycy czy inni demagodzy, wolność jest swego rodzaju zabezpieczeniem przed propagandą i manipulacją. „Nikt nie staje się niewolnikiem z zewnętrznego nadania. To, że ktoś się ugnie i przyjmie pozycję podległości wobec osoby, czy jakiegoś systemu zależy tylko od niego”

"Gdy mówimy o niebezpieczeństwach konsumpcjonizmu, obwiniamy wolność. Gdy wskazujemy na aborcję, obwiniamy wolność. Gdy szukamy źródeł pornografii, podejrzewamy wolność. Nasz lęk przed wolnością staje się większy niż lęk przed przemocą."

Tischner był ambasadorem polskiej wolności, wolności chrześcijańskiej, solidarnej i demokratycznej. Był chrześcijańskim demokratą, stroniącym od koncepcji państwa wyznaniowego. Ale kościół nie lubi demokracji, a tym bardziej liberalizmu, akceptowanego przez góralskiego kapelana, który chciał pogodzić te dwa bieguny. Broniąc swej wizji cytował Karola Libelta, dziewiętnastowiecznego polskiego filozofa : „…wiara i wolność to dwa potężne ognie w narodzie”. Ale w swoich poglądach dochodził do pewnych granic, na przekroczenie których się nie godził; tak było m.in. w przypadku aborcji, o której mówił, że jest „miarą i oskarżeniem demokracji”. Tischner wyczuwał niebezpieczeństwo wolności, która w dziejowym tyglu mieszała się z religią, demokracją i konsumpcjonizmem wolnorynkowych reform. W swych kazaniach wyrażał niepokój o to, co będzie z tą przecież jego Ojczyzną. Był filozofem, więc nie myślał schematami, a wsłuchując się choćby w konfesjonale w głos ludzkich sumień, wyciągał wnioski. Wiedział jak ma myśleć i co ma mówić przez szacunek dla ludzkich spraw. Nie fascynował się złem, nie było u niego stronniczości, braku akceptacji, odgrywania się czy szukania zemsty; te sprawy zostawiał Najwyższemu Sędziemu.

Był orędownikiem rzetelnej komunikacji, którą zapewniały wówczas rozwijające się niezależne media. Nie odmawiał żadnych spotkań publicznych, podczas których mógł zachęcać do myślenia na głos, co nie wszystkim się podobało, zarówno po jednej, jak i drugiej stronie mocy. Bo ksiądz Józef miał inną wizję ludzi, chcących żyć w odradzającej się Polsce i nowej roli Kościoła. Miał swoje podzielone zdanie na temat funkcjonowania mass mediów, w tym także Radia Maryja. W swoim słynnym kazaniu z ambony łopuszańskiego kościółka sprzed ponad ćwierć wieku dla zespołu redakcyjnego „Tygodnika Powszechnego”, porównał rzemiosło dziennikarskie do rzemiosła zbójnickiego, które w pogoni za zarobkiem traci często honor. A w komunikacji międzyludzkiej najważniejsza jest rzetelność przekazu i sens działania, nie tylko dla czyjeś korzyści. Nie podobało się to zarówno politycznej lewicy jak i kościelnej prawicy i chyba tylko wieloletnia przyjaźń z Karolem Wojtyłą, potem już papieżem, chroniła go przed otwartymi atakami katolickich antagonistów. Niestety, taki zbójecki charakter niektórych mediów pozostał do dziś…

Aktywność Józefa Tischnera wycisnęła piętno na jego zdrowiu. Ksiądz profesor powoli tracił głos, którym tak mądrze potrafił artykułować swoje prawdy.

Spotkałem kapłana jesienią pod koniec lat 90-tych na nowotarskim targu maślanym. Kupował grzyby, starannie je oglądając. Zapytałem, czy sam już nie chodzi za grzybami po łopuszańskich polanach, na co odparł prawie szeptem, ale z uśmiechem: „Widzis, juz nie to zdrowie i coroz trudniej o prowdziwka!”.

Nasz góralski kapelan był już wtedy śmiertelnie chory i jak sam pisał, zszedł na życiowe manowce. Ale do końca miał nadzieję na lepszy świat…

Józef Tischner zmarł w 2000 roku nie dożywszy siedemdziesięciu lat. Mógł jeszcze wiele zobaczyć i przemyśleć; ciekawe jak by patrzył na to wszystko, czego przyszło nam dziś doświadczać. Ale czego by nie powiedział, byłaby to: „ prowda; święto prowda, abo tyz prowda”.

A tak jest wszystko g… prowda!

Jacek Sowa

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 12.03.2021 09:56