Dlaczego testy na koronawirusa dla wyjeżdżających za granicę są takie drogie? Dyrektor szpitala tłumaczy, a radny grzmi o skandalu

NOWY TARG. - Jeśli ktoś wyjeżdża za granicę i robi test na koronawirusa, dlaczego jest on taki drogi? To 400 zł plus 100 zł za tłumaczenie - pyta radny powiatowy Adam Jurek, dziwiąc się, że podczas gdy za granicą takie testy kosztują często nie więcej niż 150 zł, w Polsce są kilkakrotnie droższe. Przyczyna, jak się okazuje, leży w dokładności testów i ryzyku fałszywego wyniku.
- Pan radny porównuje zapewne cenę dwóch różnych testów, których efekt jest taki sam, ale są to kompletnie inne testy - tłumaczył dyrektor Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego w Nowym Targu Marek Wierzba, podczas sesji Rady Powiatu Nowotarskiego. - Test genetyczny, tzw. test PCR, który robimy w naszym laboratorium, kosztuje 350 złotych, natomiast na życzenie zlecającego dostaje dokument w języku niemieckim lub angielskim, i to kosztuje 100 zł. I jest bardzo duże zainteresowanie, żeby te testy robić i certyfikaty wydawać. Natomiast nie każdy musi robić sobie test genetyczny, lecz tańszy tzw. Abota i wtedy on rzeczywiście kosztuje poniżej 150 zł i on też spełnia wymogi, które stawia prawo. To jest inny test, jego dokładność jest niższa i ludzie, którzy jeżdżą za granicę nieświadomie wybierają te droższe testy, bo w przypadku testu genetycznego możliwość pomyłki jest minimalna. Ale na przykładzie wytłumaczę, dlaczego ludzie wybierają te droższe testy.

Jak tłumaczył, polskie prawo mówi, że jeżeli test tańszy okaże się pozytywny, to wynik tego testu jest natychmiast umieszczany w systemie, bo taki jest obowiązek służb laboratoryjnych, i z mocy prawa na takiego człowieka od razu nakładana jest kwarantanna. Dyrektor przytoczył przykład mieszkańca powiatu nowotarskiego, który wybierając się do Stanów Zjednoczonych wybrał tańszy test. Jego wynik był pozytywny. Godzinę później zdecydował się na dokładniejszy, droższy test, który dał wynik negatywny. Jednak informacja z pierwszego testu została umieszczona w systemie i został zawrócony z lotniska i nie został wpuszczony do samolotu.

- Pacjent ma wybór, nikt nikogo nie zmusza do robienia droższych testów. Test tańszy można zrobić, ale jest większe ryzyko, że będzie fałszywie ujemny lub fałszywie dodatni. Ci, którzy o tym wiedzą i nie chcą ryzykować, decydują się na testy droższe. Były droższe, ich ceny spadły i dziś kosztują one 350 zł – wyjaśnił.

Jednak radny Stanisław Waksmundzki uważa, że płacenie 100 zł za informację o wyniku testu w obcym języku, jest skandalem. - To trwa parę sekund, komputer generuje to sam, a ludzie muszą płacić 100 zł za słowo „negative” czy „positive”. To okradanie mieszkańców w biały dzień. Żeby to robił tłumacz przysięgły, a to komputer robi. Dyrektor goli bez mydła naszych mieszkańców - powiedział.

r/

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 03.05.2021 08:30