Maciej Jachymiak: Piszę z ulubionej Portugalii…

FELIETON. - Podobnie jak w Zakopanem, turystów tu ciżba, ale lokalsi i tak twierdzą, że za mało. W knajpach tłumek, ale miejsce się znajdzie… Wszędzie maseczki. Jak kto nie ma, to chyba Polak – pisze Maciej Jachymiak, nowotarżanin i lekarz, były polityk i samorządowiec.
- I te covidowe prawa… Za głupi na nie jestem. W wodzie wolno grać w siatkę, na piasku nie. Dlaczego? Bo covid. W miasteczku zakazali śpiewać fado w knajpach, a w Lizbonie wolno. I nie wpuszczą bez maski, ale jak wejdziesz, to już można ściągnąć i siedzą wszyscy jeden na drugim. W poczuciu spełnionego obowiązku. Jedząc niespiesznie portugalskie przysmaki…

O kraju ojczystem mało tu myślimy. Ale jakieś odpryski docierają. Podobno likwidują wolne media i jest jakiś piskliwy sprzeciw. Nasi narodowi socjaliści położyli już łapę na wszystkim. Prawie. Media niektóre jeszcze krytykują wodza i partię. Oszust kierujący państwowym koncernem paliwowym wykupił na jej polecenie sieć lokalnych mediów. Jednak nadal coś bruździ i musi zniknąć. Poparł to, i wszystkiemu jest winien, jeden poseł co już dwadzieścia razy został okrzyknięty szmatą. A ludzie dalej spodziewali się po nim przyzwoitości…

Tu w Portugalii narodowi socjaliści rządzili ponad 40 lat. Wszystkie niezależne od nich media zamknęli. I nic. Wódz odszedł, normalność wróciła. Mieszkamy sobie spokojnie w dawnej rybackiej wiosce. Nasza właścicielka bezczelnie bogaci się na turystach zamiast siedzieć na zasiłku. Wydała majątek na operacje plastyczne i piękny dom urządzony jak afrykański lodge. Tęsknią tu za czasami portugalskich kolonii. Pani Teresa uprzedziła nas, żeby nie parkować pod domem sąsiada, bo to prezydent Portugalii. Pan Marceli. Tak sobie mieszka między ludźmi, choć teraz ma mniej czasu dla sąsiadów. Ale czasem jest i musi gdzieś postawić auto. Za jego domem wspaniała knajpa. W niej wieczorami straszny gwar. Panu Marcelemu to nie przeszkadza. Podpisuje ustawy za dnia…

Polecam Portugalię. Samolot w 3 godziny. Ceny niższe jak w Chorwacji. Ocean zimniejszy niż Adriatyk, ale wieje od niego chłodna bryza łamiąca dzienną spiekotę. Co krok wspaniałe zabytki. I bardzo mili ludzie. Cudowna architektura, ale trzeba przyznać, że pomiędzy nią wsadzone są czasem koszmarne plomby, kiczowate kloce, kaprysy nowobogackich pań i panów… Wtedy mi się przypomina to coś w moim miasteczku, co nie dość, że brzydkie, to jeszcze niebawem zamieni się w mrowisko. 5 milionów gości rocznie. Podobno tyle odwiedza co roku Lizbonę…

Co prawda dziubnąłem Naszą Watahę, ale powiem, że za dużo tu o nich nie myślałem. Na pewno raz, na starym mieście w Sintrze. Zdrożeni siedliśmy w cienistym zaułku. Jest knajpka. Dają piwo Estrella. To prosimy o dwie Estrelle. Pani przynosi dwie popielniczki. Coś żeśmy się nie zrozumieli… To znaczy pani zrozumiała ashtray. I tak to jest w demokracji. Głosujesz i zamawiasz cuda wianki, a dostajesz… guano barano. I jeszcze ci mówią, że tak miało być…

OK, wystarczy…

Saudações!

i na plażę…

Maciej Jachymiak

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 14.08.2021 14:56