Prof. Stanisław Hodorowicz o wydarzeniach na uczelni: "Czara goryczy się przepełniła, nastąpił wybuch"

- Czara goryczy się przepełniła, nastąpił wybuch. Daje do myślenia fakt, że na 22 głosujących elektorów, a są to przecież osoby zaufania wybrane przez poszczególne grupy społeczności uczelni, aż 21 było za odwołaniem. Muszę szczerze powiedzieć, że skala tego wzburzenia osobiście mnie poraziła - mówi o ostatnich wydarzeniach w Podhalańskiej Państwowej Uczelni Zawodowej w Nowym Targu prof. Stanisław Hodorowicz, jej twórca i pierwszy rektor. - Gdyby podległa mi akademicka społeczność, demokratycznym i jednoznacznym werdyktem pozbawiła mnie funkcji, to uznałbym to i z zadumą nad samym sobą, podziękowałbym za współpracę.
Robert Włodarczyk, kolejny rektor, odchodzi w atmosferze skandalu. Co się dzieje na uczelni?

Prof. Stanisław Hodorowicz: - Nie uważam, że trzeba mówić o skandalu. To złe określenie. Rektorem się bywa. Jest to funkcja z nadania społeczności uczelni. I ta społeczność, jak rozumiem, poprzez odwołanie wyraziła swoje niezadowolenie ze sposobu zarządzania uczelnią, bycia w relacjach z członkami wspólnoty akademickiej, a także będąc pełna obaw, że ich „Matka Żywicielka” traci swoją podmiotowość. Być może doszły jeszcze inne czynniki i nieprawidłowości. Lista zarzutów jest podobno długa ze strony tych, którzy zdecydowali się, aby takiego odwołania dokonać. A są to senatorowie i elektorzy, czyli osoby, które wybierały rektora. Wybierały z ogromnymi nadziejami, zapewniane, że system rządów i wzajemne relacje będą odpowiadać kanonom i obyczajom akademickim, opartym na wartościach cechujących wspólnoty akademickie. Etos działania i jego przejrzystość, także odczucie podmiotowości przez wszystkich członków tejże społeczności, powinny obowiązywać. Trudno mi wnikać w szczegóły, bo ich wszystkich nie znam, ale rozumiem, że te sprawy, te obietnice, dawane w kampanii wyborczej, nie zostały dochowane. Czara goryczy się przepełniła, nastąpił wybuch. Daje do myślenia fakt, że na 22 głosujących elektorów, a są to przecież osoby zaufania wybrane przez poszczególne grupy społeczności uczelni, aż 21 było za odwołaniem. Muszę szczerze powiedzieć, że skala tego wzburzenia osobiście mnie poraziła.

W takim razie - bez wchodzenia w szczegóły - kilka najważniejszych czynników…

Prof. S.H.: - Jak wspomniałem, jest ich podobno wiele. Z tego co wiem, wśród nich swoista kumulacja władzy. Dziwna jest sytuacja polegająca na tym, że tę ograniczamy do „samych swoich”. Tego typu byt jak uczelnia, może funkcjonować li tylko wtedy, kiedy wszyscy będą czuć, że są postrzegani jako istotni członkowie akademickiej społeczności. Błędem jest kumulowanie władzy czy nadzoru w ręku jednej osoby, pełniącej trzy znaczące funkcje w uczelni. Ludzie powinni czuć, że mają coś do powiedzenia. Powinno się im wyznaczać obowiązki i z nich rozliczać, ale równocześnie muszą mieć świadomość, że są upodmiotowieni. To chyba zostało w jakiś sposób zachwiane. Fakt, że w prezydium samorządu studentów dominują przedstawiciele z jednej grupy związanej z Podhalańskim Ośrodkiem Nauk Ekonomicznych, także może rodzić różne odczucia.

Pan profesor popierał kandydaturę dr. Włodarczyka…

Prof. S.H.: - Tak. I jego „porażkę”, jeżeli tak to odbiera, traktuję także jako moją porażkę. Popierałem, bo byłem przekonany, że przeszedł odpowiednią kindersztubę uniwersytecką. Ma wykształcenie ekonomiczne - ważny element w dzisiejszych czasach dla osób zarządzających. Był zatrudniony w Podhalańskim Ośrodku Nauk Ekonomicznych (PONE), który jest placówką skupiającą dwie uczelnie - Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie i Podhalańską Uczelnię. Incydentalnie spotykaliśmy się podczas tworzenia PONE i później na posiedzeniach Senatu w czasie poprzedniej kadencji. Nie dochodziły do mnie wówczas żadne negatywne opinie na jego temat. Może z wyjątkiem niezadowolenia wyrażanego przez pracującą wówczas w kierowanej przez niego katedrze panią mgr Biankę Godlewską-Dzioboń. Zresztą przeszła ona do innej katedry. I rzeczywiście, kiedy po odwołaniu rektora-poprzednika były rozpatrywane kandydatury, ta wydawała mi się poważna. Pozytywny też był odbiór całej społeczności akademickiej, inaczej by go nie wybrano. Dopiero później nastąpiło to, co nastąpiło.

A dlaczego - według Pana Profesora - nastąpiło?

Prof. S.H.: - Myślę, że dotykamy dość istotnego zjawiska, które występuje nie tylko na naszej uczelni. Zjawiska związanego z etosem nauczyciela akademickiego, badacza, naukowca. Pod tym względem - i to nie tylko w Polsce, współczesność jest bardzo problematyczna. Nastąpiło bowiem duże ubezwłasnowolnienie ludzi nauki, polegające na tym, że ich praca ma od razu przynosić efekty i mieć ekonomiczne walory. A tymczasem tak nie powinno być. Jednym tchem wymienia się naukę i technologię. Oczekuje efektów ekonomicznych, co niektórych pcha do zarządzania korporacyjnego. Uczelnie i środowiska naukowe poddane są presji ekonomicznego wyniku. Czy Einstein myślał o tym, że energia jądrowa będzie mieć zastosowanie pisząc swoje E=mc2? Nie. To dopiero nastąpiło po kilkudziesięciu latach. Mamy też do czynienia z nadmierną parametryzacją, biurokracją i permanentnymi reformami. A czy można ocenić, czy coś funkcjonuje dobrze czy źle, jeśli co 3-4 lata zmienia się zasady funkcjonowania? Przecież nawet to, że ja byłem rektorem „Podhalańskiej” przez 12 lat, wynikało z faktu, że po drodze zmieniano dwukrotnie ustawę o szkolnictwie wyższym, o wyższych szkołach zawodowych. Przez te zmiany jednej kadencji w ogóle mi nie uznano, a de facto pełniłem obowiązki rektora. Czy to jest normalne? Być może uczelni wyszło to na dobre, bo - jako osoba wprowadzona w pewne zagadnienia - mogłem na przykład kontynuować inwestycje, zaczynać kolejne, podczas gdy ktoś nowy musiałby się dopiero wdrażać. Z tego punktu widzenia może i było to pożyteczne, ale faktem jest, że z innymi zasadami startowałem, a z innymi kończyłem. A ciągła zmiana zasad to zachwianie pewnymi sprawami. I to wszystko ma swój wpływ na to, co się dzieje. Istotnym elementem jest także deprecjacja zawodu. Jaka jest motywacja do tego, aby pracować rzetelnie, efektywnie, kiedy nauczyciel akademicki ze stopniem doktora ma pensję znacząco niższą niż średnia krajowa? Ja nie mówię, że ma zarabiać kokosy. Ale to jest sytuacja nienormalna. Dotknąłem tego choćby na Uniwersytecie Jagiellońskim, kiedy moi najlepsi doktoranci, po uzyskaniu stopnia doktora, uciekali. Po prostu chcieli budować sobie życie na jakimś poziomie, mając przyzwoity status materialny. Przecież - na miły Bóg - człowiek, który pracuje, który rzetelnie wypełnia swoje obowiązki, powinien spokojnie żyć z jednej pensji, utrzymać dom, rodzinę. Tymczasem tak nie jest, stąd właśnie choćby wieloetatowość i związane z nią określone postawy, określone zachowania. Być może i w rozpatrywanym przypadku ten czynnik miał istotny wpływ. Być może brakło rektorowi czasu na spokojne pochylenie się nad problemami uczelni, a zwłaszcza jej ludzi.

Tłumaczy Pan Profesor w ten sposób niepogodzenie się dr. Włodarczyka z odwołaniem?

Prof. S.H.: - Myślę, że w tej sytuacji wspomniane elementy mogą występować. Ale zapewne były też inne.

Co - według Pana Profesora - winien zrobić odwołany rektor?

Prof. S.H.: - Dla mnie, organ, który powoływał rektora, ma pełne kompetencje do tego, żeby go odwołać. Odwołać zgodnie z procedurą, o ile jest to możliwe. W tym przypadku dotykamy kolejnej rzeczy, a mianowicie ustawy, która jest niejasna i w tym względzie wymaga korekty. Ale na tym polu niech się gimnastykują prawnicy. Ja na tę kwestię patrzę inaczej. Chyba zresztą podobnie i sam zainteresowany, skoro uznał, że obowiązki rektora powinna pełnić osoba prorektora do spraw dydaktycznych. Tak więc w moim odczuciu odwołanie jest skuteczne. Gdyby mnie się coś takiego zdarzyło, gdyby mi społeczność akademicka wymówiła posłuszeństwo - bo tak to rozumiem - to sam podziękowałbym za funkcję i przyjął werdykt. Tak nakazuje mi honor.

Profesor Włodarczyk też mówi o honorze. Stwierdził, że jeśli wstąpi na drogę sądową, by dowieść, że jego odwołanie było bezprawne, to właśnie dla honoru…

Prof. S.H.: - Oczywiście pojęcie honoru to rzecz dyskusyjna, ale myślę, że w tym przypadku pan profesor myli honor z urażoną ambicją. Będzie występować przeciwko uczelni. Decyzja, która go dotknęła nie jest indywidualną. Senatorowie i elektorzy to nie są ludzie z przypadku. To są ludzie naznaczeni, wybrani przez społeczność akademicką. Jeżeli jedna i druga grupa stwierdziła, że odwołanie jest rozwiązaniem nabrzmiałej sytuacji, to trzeba to przyjąć. Dla tych ludzi była to decyzja niezwykle trudna z wielu powodów, w tym także obaw osobistych. Ale był to też ich święty obowiązek. Zareagować, jeśli dostrzegali nieprawidłowości. Tymczasem rektor, zamiast tę decyzję przyjąć, już po odwołaniu zaczął wręczać dyscyplinarne zwolnienia. Za co? Za to, że wyrazili swoją opinię, że powiedzieli „dość!”? Odbieram to jako zastraszanie tych ludzi. W tym miejscu i na kanwie słów o honorze przypomina mi się opowiadanie Władysława Tetmajera pt. „Sobek Jaworcarz jaki honor miał”. Tenże to Sobek, za którego postępki dla tego, kto go wyda „nałożone było dwadzieścia dukatów nagrody”, został zadenuncjowany przez biednego chłopa. A kiedy go już hajducy pojmali i na wóz do „hereśtu” wsadzili, to powiedział: „Ale sie na wos nie bede mścił, bo się oreł na jastrzymbiu jino w te mści, jakby go przy gnieździe spotkoł”. Abstrahując od dywagacji, kto w tym uczelnianym sporze jest orłem, a kto jastrzębiem, to bez wątpienia honor Sobka był honorowy.

Druga część wywiadu z prof. Hodorowiczem - jutro.

Rozmawiał Piotr Dobosz

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 17.01.2022 19:21