KRAKÓW. Zabieg przyszycia obciętego prącia przeprowadzili wczoraj lekarze w Szpitalu im. L. Rydygiera w Krakowie. Operacja trwała prawie 7 godzin. Są szanse, że 30-letni mężczyzna będzie w pełni sprawny. To już drugi w ostatnim czasie taki przypadek na Podhalu. Wtedy mężczyzna był operowany w Białymstoku. Jemu się nie udało, bo na stół operacyjny trafił za późno.
We wtorek rano do szpitala w Suchej Beskidzkiej przywieziono pacjenta z obciętym prąciem. Chorego przetransportowano do Krakowa. - To było klasyczne samookaleczenie. Penis ucięty był równo, najprawdopodobniej ostrym nożem, przy samej podstawie - mówi docent Marek Wyczółkowski, ordynator Oddziału Urologii w Szpitalu im. L. Rydygiera. - 30 lat jestem urologiem, operuję różne schorzenia tego narządu, ale po raz pierwszy miałem doszywać obcięty penis - dodaje.
Jak czytamy w "Dzienniku Polskim" - operacja rozpoczęła się o godzinie 10. Od wypadku minęły zaledwie 2 godziny, co było sprzyjającą okolicznością.
Podobny wypadek miał mieszkaniec Podhala kilka miesięcy temu. Trafił do szpitala w Białymstoku dopiero po kilkunastu godzinach i nie udało się uratować narządu.
- Dziś trudno powiedzieć, czy wczorajsza operacja zakończy się sukcesem, ale sądzę, że są na to duże szanse. Kiedy odchodziłam od stołu operacyjnego, napływ tętniczy i odpływ żylny były w porządku. Ale chirurgia uczy pokory. O efektach można będzie mówić nie wcześniej, niż po 5 dniach - mówi dr Anna Chrapusta. Docent Wyczółkowski dodaje, że jest dobrej myśli. - Po operacji stwierdzono, że prącie jest ukrwione - podsumowuje.
Młody mężczyzna pochodzi z okolic Suchej Beskidzkiej. Dokonał samookaleczenia, na razie nie wiadomo - dlaczego. W chwili wypadku był trzeźwy.
O niezwykłej operacji w krakowskim szpitalu pisze także "Gazeta Wyborcza", przy okazji pytając antropologa i psychologa o to - co powoduje, że mieszkańcy Podhala zdecydowali się na tak desperacki czyn.
Szczegóły w "Dzienniku Polskim" oraz "Gazecie Wyborczej".
bas/