Niepokoje wokół zakopiańskiego oddziału położniczo-ginekologicznego (zdjęcia)

ZAKOPANE. Położne protestowały dziś przed zakopiańskim szpitalem w obronie wciąż zamkniętego oddziału położniczego. - Jest to poród jak w XIX wieku. To jest jak w Betlejem. Odwalamy partyzantkę. Gdzie kobiety rodzące i roniące? - mówiła o braku porodówki Ewa Sieczka, położna z Zakopanego. Dyrekcja szpitala dementuje informacje, jakoby oddział miał zostać zamknięty. - Nikt nie zamierza likwidować tego oddziału - zapewnia Regina Tokarz, dyrektor Szpitala Powiatowego im. dr Tytusa Chałubińskiego.
Przed zakopiańskim szpitalem im. dr Tytusa Chałubińskiego położne z nadal zamkniętego oddziału położniczo-ginekologicznego stanęły położne wraz z rodzinami i przyjaciółmi trzymając w rękach transparenty z hasłami „Góralu czy ci nie żal rodzącą posyłać w dal?”. Panie protestowały, ponieważ nie zgadzają się z zamknięciem tak ważnego dla kobiet z Podhala oddziału.

- Kobiety są w stresującej sytuacji. Nie wiemy co będzie dalej. Gro ciężarnych nie chce rodzić w Nowym Targu. Jeżdżą do innych miejscowości, ale czy wszystkich na to stać? Od 1 grudnia urodziło się jedno dziecko w Zakopanem na SOR. Został wezwany prof. Hubert Wolski. Szczęśliwie się skończyło, bo dziecko się urodziło, tylko, czy to było na to miejsce? - pyta Ewa Sieczka, położna z Zakopanego.

Zakopiańskie położne wspiera poseł Jagna Marczulajtis-Walczak, która w mediacjach pomiędzy położnymi, a dyrekcją szpitala uczestniczy od 2019 roku. - Walczymy o uruchomienie porodówki dla podhalańskich kobiet. Jako matka, kobieta, dziecko tu urodzone w szpitalu i córka położnej oraz posłanka z powiatu tatrzańskiego jest to dla mnie niewyobrażalny szok i stres również jako dla kobiety, która już urodziła dzieci. Myślę o tych, które tu mieszkają i chcą urodzić dzieci – mówiła na konferencji prasowej Jagna Marczułajtis-Walczak. -

Czy kobiety z Podhala muszą jeździć w inne miejsce? Czy kobiety z Podhala muszą uprawiać turystykę porodową w XXI wieku? - pytała poseł.

W trakcie konferencji prasowej przed budynkiem szpitala odczytane zostały także listy kobiet ciężarnych, które opisywały jak wielki stres towarzyszy im podczas zamknięcia oddziału położniczego. Głos zabrała także emerytowana położna, która wiele lat przepracowała na całym Podhalu.

- Pracowałam we wszystkich izbach i wiem jakie to jest ważne dla kobiet z tych regionów. Mówimy o matkach, które potrzebują tu chodzić na badania i tu rodzić, a nie żeby nimi poniewierać. Jeździłam w karetkach jako położna i słyszałam jak kobiety szlochają, że daleko od domu, że nie ma kontaktu z rodziną, że miejsce urodzenia dziecka jest dla niej bardzo ważne - opowiada o swoich doświadczeniach 82-letnia Ludwika Marczułajtis.

W związku z licznymi pytaniami położnych i obawami zamknięcia oddziału udaliśmy się do dyrekcji szpitala, aby uzyskać odpowiedź. Dyrekcja zapewniła, że oddział zostanie ponownie uruchomiony i nie ma w planach jego likwidacji.

- Tymczasowe zawieszenie działalności oddziału ginekologiczno-położniczego spowodowane było tym, że nasz szpital od 2 lat był kowidowym. W niektórych miesiącach wszystkie oddziały były kowidowe, bo maksymalnie mieliśmy 180 łóżek, a w najmniejszej ilości 20. Do dnia dzisiejszego staramy się wrócić do normalnej działalności, o czym już ponad tydzień temu pani dr Czaplińska informowała. Oddział ginekologiczno-położniczy będzie otwarty od poniedziałku. Na początku będzie to w zakresie samej ginekologii - zaznacza Regina Tokarz, dyrektor zakopiańskiego szpitala. - Nikt nie remontuje oddziału i nie zakłada nowej instalacji oraz nie przygotowuje się na przyjęcie naszych nowych mieszkańców z myślą, że zawiesi oddział - dodaje dyrektor.

Ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego zapewnił także, że na oddziale praca zostanie wznowione w pełnym zakresie jeszcze najprawdopodobniej przed świętami wielkanocnymi.

- Trudno w ciągu jednego dnia wrócić do stanu sprzed 4 miesięcy - zaznacza dr Hubert Wolski. Który wymieniał jak wiele prac podczas przerwy w funkcjonowaniu oddziału udało się przeprowadzić.

Powodem protestu położnych przed zakopiańskim szpitalem nie była tylko walka o otworzenie porodówki w Zakopanem, ale o standard pracy. Położne twierdzą, że są nękane, niedoceniane oraz że nie są odpowiednio wynagradzane za swoją pracę.

- Od 1 grudnia zostałyśmy oddelegowane na oddział kowidowy i do dnia dzisiejszego nie otrzymałyśmy dodatku. Dodatek ten, to 100% pensji. Nasza administracja i kadry nic nie wiedzą. Niejednokrotnie źle nam naliczają pieniądze. Zawsze na naszą niekorzyść, bez słowa przepraszam.

Oszukują nas na nocach. Musimy wszystko sprawdzać. Jak się któraś upominała, to z ironicznym uśmiechem słyszała, że następnym razem będą miały wyrównane. Ile jest takich razy, kiedy samemu ktoś nie przeliczył? - dopytuje się Ewa Sieczka.

ms/ zdj. Marcin Szkodziński

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 01.04.2022 15:42