Jacek Sowa: Podhalańskich kółek czar. U pana Marka w ogródku

Pół roku musiało minąć, aby podjąć temat, ruszony w rozmowie zimową porą w domu u Adama „Marka” Kowalczyka. Tym razem sprawa nie dotyczy jego kariery sportowej, lecz zawartości jego garażu. A jest o czym napisać…
Prawdę mówiąc, wtedy temat ten nie miał szans realizacji, gdyż nasi bohaterowie beztrosko drzemali w zasypanych śniegiem pomieszczeniach i nie było szans, aby ich pedantyczny właściciel zgodził się na ich ekspozycję. A potem Kowalczyk wyleciał „na chwilę” do Stanów, aż w końcu mamy to!

Motocyklowa kariera sportowa Marka toczyła się równolegle z pasją do samochodów, a ponieważ długi czas przebywał w USA, więc o realizację marzeń nie było trudno. Wobec ograniczonych środków finansowych, należało włożyć w tę pasję wiele serca i pracy.

Początek lat osiemdziesiątych zastał go w Chicago, gdzie nie zagrzał miejsca zbyt długo i ten okres kojarzy mu się z tylko z przeciętnym Fordem Capri. Kiedy udało mu się zdobyć rasowego Datsuna 280 ZS, zabrał go ze sobą do Kalifornii, która stała się jego drugim domem.

W 1986 roku za niewielkie pieniądze kupił okazyjnie rasowego Porsche 911. Dwulitrowy bokser z 1968 roku pochodził z Hawajów, więc skorodowany był na potęgę, lecz reszta była jak złoto. Znajomy mechanik odpicował mu blachy, radząc zachować ten egzemplarz po wsze czasy; miał rację, dziś ten model byłby więcej wart niż cała stajnia Kowalczyka! Miał potem jeszcze dwa porsche, 911 SC z 1983 roku i amerykańską 993 z silnikiem 3,6 l z końcówki tych chłodzonych powietrzem modeli.

Początki XXI wieku to nowa era w kolekcji Marka. Gdy trafił mu się w Kalifornii ciekawy egzemplarz MG GT 1,9 z elektrycznym nadbiegiem z 1967 roku, długo się nie zastanawiał, ale długo doprowadzał do stanu używalności. Efekt był znakomity, toteż zielone cacko trafiło w ręce jego żony jako prezent urodzinowy. I tak już zostało; pani Helena własnoręcznie pielęgnuje to auto do dziś…

MG GT – prezent urodzinowy

Równie wiele pracy pochłonęła rewitalizacja białego brytyjskiego roadstera, półtoralitrowego MG Midget z końcowych lat jego produkcji (1979), którego Kowalczyk ma zamiar zamienić na coś bardziej kultowego.

MG Midget

Bo bez wątpienia perłą w koronie jest cudowne Volvo 1800 S z 1968 roku. Jego historia jest typowo amerykańska; ten piękny okaz należał do emerytowanego, czarnoskórego sędziego z Sacramento. Gdy staruszek zmarł, rodzina prześcigała się w wyprzedawaniu majątku i czerwony „Simon Templar” trafił do Marka za 600 dolców!

Volvo „Simon Templar”

Najmłodszy w kolekcji Porsche Carrera 3,6 l pochodzi z 1995 roku i jest często wyprowadzany z garażu na Kokoszkowie na przejażdżki relaksacyjne, choć dziś jest to droga przyjemność, gdy trzeba zatankować trzystu-konnego potwora…

Potwór Porsche Carrera

Ale życiem Marka Kowalczyka były zawsze motory, toteż grzechem byłoby nie zajrzeć w głąb garażu, gdzie lśnią nienagannym blaskiem jego dwukołowi przyjaciele. Muzealny niemal dziś egzemplarz to … nasza terenowa WSK 175 cm, którą w Stanach kolekcjonerzy chcieli kupić za ogromne kwoty. Ale ta unikatowa pozycja jest nie do ruszenia, to Marka pamiątka po Ojcu.

Terenowa WSK 175 pamiątka po ojcu

A jeśli będzie chciał sobie trochę poszusować po wertepach, ma do dyspozycji rasową trialową Betę…

Trialowa Beta

Sposobem na nowotarskie korki i wycieczki za miasto jest przepiękne BMW R65 z 1979 roku; wystające cylindry o pojemności zmodernizowanego małego fiata robią wrażenie.

BMW robi wrażenie

A w razie czego w kącie czeka na zarejestrowanie Ducati, przywiezione zza wody…

Ducati czeka na zarejestrowanie

Ale nasz dawny mistrz motocyklowych wertepów nie ma parcia na wypasione bryki; na podjeździe pod płotem skromnie przycupnęła dwudziestoletnia Suzuki. Dzielna Vitara pasuje mu do ogródka ze starymi autami, bo jak mawia Marek: - Nie ważne czym się jeździ, tylko ważne jak! A stare jest piękne…

Ogródek pana Marka


Jacek Sowa

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 25.07.2022 15:29