"Na ławie oskarżonych powinien usiąść zarządca przejazdu kolejowego, maszynista - kursant i instruktor maszynisty"

NOWY TARG. Podczas mowy końcowej przed nowotarskim sądem mecenas Władysław Pociej, który występuje w roli obrońcy oskarżonego Edwarda R. wskazał szereg błędów innych osób, które zdaniem mecenasa doprowadziły do tragicznego w skutkach wypadku na przejeździe kolejowym 23 sierpnia 2018 roku w Szaflarach. Zginęła w nim, przypomnijmy, 18-letnia Andżelika zdająca egzamin na prawo jazdy.
Obrońca swoją mowę rozpoczął od informacji, że jest przekonany o niewinności swojego klienta. Mecenas wytknął także prokuratorowi oraz obrońcy posiłkowemu mylenie odpowiedzialności instruktora z egzaminatorem.

- Istnieje zasadnicza różnica pomiędzy pozycją instruktora prowadzącego szkolenie, a pozycją egzaminatora, który przeprowadza egzamin państwowy. Instruktor jest odpowiedzialny za wszystko co się dzieje. Szkoła, która prowadzi to szkolenie ma za zadanie zapewnić kursantowi, czy kursantce odpowiednią ilość godzin, których wykonanie pozwoli na skierowanie kursanta na egzamin wewnętrzny w ośrodku. Ten egzamin wewnętrzny i dopuszczenie kursanta do tego egzaminu oznacza, że ten kursant umie jeździć, jeździ i będzie jeździł prawidłowo. Ten egzamin oznacza, że ten człowiek może się już poruszać po drogach publicznych, a jedynie jest mu potrzebne formalne potwierdzenie tych jego umiejętności. Egzaminator bowiem nie uczy, tylko weryfikuje, czy człowiek prowadzący pojazd razem z nim prowadzi ten pojazd prawidłowo i czy jego nauka jest właściwa. Egzaminator nie udziela kursantowi rad zwolnij prędkość, pamiętaj, że tam masz znak stopu. Egzaminator jest tylko i wyłącznie po to, żeby wydawać kursantowi polecenia co do kierunku jazdy po to, ażeby ten egzaminowany wykazał się znajomością i poprawnością prowadzenia pojazdu w ściśle określonych przypadkach i ściśle określonych manewrach, które musi wykonać po to, żeby zaliczyć egzamin państwowy. Egzaminatorowi nie wolno udzielić jakiejkolwiek rady kursantowi. Prowadzenie egzaminu w taki właśnie sposób z udzielaniem rad byłoby prostą drogą do uznania tego egzaminu za nieważny. Egzaminator jedynie podaje: na tym skrzyżowaniu w prawo, za rondem prosto, ponieważ egzaminator znając tą trasę wie, że kursant będzie musiał wykonać te wszystkie manewry, które w karcie egzaminacyjnej się znajdują i są do wykonania. W tej karcie jest również manewr przejazdu przez przejazd kolejowy. Stąd komenda na tym rondzie w prawo. Z tego ronda zaczęła się ostatnia droga do owego przejazdu - mówił mecenas Władysław Pociej.

[YOUTUBE]xYX7n97_A78[/YOUTUBE]

Wysokie chaszcze zasłaniają widok na tory kolejowe i znak stopu

Mecenas wskazał wiele nieprawidłowości występujących w okolicy przejazdu kolejowego, które w sposób bezpośredni przyczyniły się do śmiertelnego wypadku.

- Pojazd prowadzony przez kursantkę zbliża się do przejazdu kolejowego. W pewnej odległości bliżej nieokreślonej, bo się tego nie da zrobić, jest jeszcze możliwość spojrzenia na tory kolejowe znajdujące się po prawej stronie. Egzaminator kontroluje te tory, nie widzi nadjeżdżającego pociągu, który jest jeszcze za zakrętem. Kursantka prowadzi pojazd z prędkością 17-tu km/h, w sumie bardzo powoli. Po stronie prawej egzaminatora pojawiają się bardzo wysokie chaszcze, które zasłaniają nie tylko widok na tory kolejowe, ale zasłaniają również częściowo znak stopu zawieszony na niewłaściwej wysokości, postawiony w niewłaściwym i niezgodnym z przepisami miejscu i na dodatek pomalowany przez graficiarzy - informuje mecenas Pociej.

Mecenas poinformował także, że uchybienia, które miały miejsce w pobliżu przejazdu kolejowego zostały po śmiertelnym wypadku bardzo szybko naprawione.

- Pomiędzy wypadkiem, a eksperymentem ktoś tym razem zadziałał błyskawicznie, bo wykosił wszystkie krzaki równo z trawą dając pełną perspektywę spojrzenia na tory kolejowe z odległości tych 200, czy 300 m. Ktoś przestawił ten znak STOP. Postawił go we właściwym miejscu i na właściwej wysokości. Jak jest rola znaku STOP? Taka, żeby był on spostrzeżony, zrozumiany i żeby generował określoną reakcję kierującego. Po to są przepisy mówiące w jaki sposób i gdzie znaki mają być posadowione - informuje Władysław Pociej.

"Maszynista popełnia błąd"

W trakcie dalszej mowy końcowej obrońca zwrócił także uwagę na nieprawidłowe zachowanie, jakie miało miejsce w kabinie maszynisty pociągu.

- Pociąg zbliżając się do tego przejazdu po drodze mija znak kolejowy nakazujący mu nadanie sygnału dźwiękowego, co też ten kursant robi. Z opinii fonoskopijnych sporządzonych przez Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie wynika, że ten sygnał w samochodzie nauki jazdy nie był słyszalny. Oznacza to albo złe posadowienie tego znaku, który ma za zadanie uprzedzić innych użytkowników ruchu “uwaga, zbliża się pociąg”, albo też trąbka pociągu nie miała takich parametrów, które pozwalały by na wydanie sygnału o określonym natężeniu takim aby sygnał ten był słyszalny. Nie był. Nie było zatem ze strony egzaminatora żadnych przesłanek do tego, że zbliża się niebezpieczeństwo w postaci pociągu, jako że wcześniej go nie dostrzegł i nie słyszał sygnału dźwiękowego emitowanego przez ten pociąg. Kiedy maszynista pociągu - kursant spostrzega na przejeździe samochód, to w tym momencie jego absolutnym obowiązkiem podjęcie hamowania awaryjnego. Zgodnie z raportem przez sytuację awaryjną, kiedy tego hamulca należy użyć chociażby przez wciśnięcie tego grzybka o którym wiele razy mówiliśmy. Sytuacja awaryjna to jakiekolwiek zagrożenie bezpieczeństwa ludzi lub pojazdów. Nikt nie ma najmniejszej wątpliwości, że maszynista widząc na torach stojący samochód musi sobie w pełni zdać sprawę, że jest to śmiertelne zagrożenie dla ludzi w tym pojeździe, że jest to zagrożenie dla pojazdu, którym on kieruje. Winien zatem bez żadnych wątpliwości nacisnąć ów grzybek, a on tego nie robi. On wymienia z instruktorem jakąś uwagę, cytuję: “co za ch…j stanął na torach”. Nie podejmuje hamowania mając widoczność na 290 m, a podejmuje je dopiero w momencie, gdy do przejazdu jest ok. 160 m. Mało tego, podejmuje hamowanie tylko i wyłącznie owym joystickiem, czyli urządzeniem służącym do normalnego hamowania i rozpędzania pociągu w zwykłych warunkach. Jest to hamulec oczywiście niewystarczający, nie służący do awaryjnego hamowania, bo od tego jest ten grzybek. On popełnia błąd. Nie wdraża takiego hamowania jakie winien był w tym momencie wprowadzić. W momencie, gdy w kabinie rozległ się huk uderzenia w pojazd, słyszymy głos instruktora maszynisty “a co tam się stało”? To pytanie świadczy, że ty się gapiłeś w telefon, spałeś na podłodze, cokolwiek. Przede wszystkim nie patrzyłeś na to co tam się dzieje. Nie kontrolowałeś, nie wykonywałeś obowiązków instruktora maszynisty po to, żeby w sytuacji dla niego trudnej przy podejmowaniu decyzji, bo dopiero trzeci raz jechał pociągiem, ażeby pomóc mu podjąć decyzję prawidłową, która być może uchroniłaby sprzęt, a przede wszystkim tą młodą dziewczynę przed śmiercią. Mało tego, od 2012 roku istnieje obowiązek montażu w każdym pojeździe szynowym kamery obrazującej przebieg zdarzenia wewnątrz tej kabiny. Prokuratura nie zrobiła nic w zakresie ustalenia jakie to przyczyny legły u podstaw tego, że my nie mamy tego nagrania z tej kabiny pomimo, że ono musiało być. Zatem ta okoliczność gdzieś umknęła z pola widzenia organu prokuratorskiego, a winna być sprawdzona i zweryfikowana - zaznacza Władysław Pociej.

Obrońca odpiera także zarzut nieudzielenia pomocy kursantce

- Ma egzaminator również zarzut, że nie udzielił pomocy egzaminowanej osobie poprzez nakazanie jej opuszczenia pojazdu. Jest ten zarzut dla mnie niezrozumiały, gdyż w treści opinii fonoskopijnej znajdującej się w aktach ze wskazaniem czasu do setnych części sekundy mamy odwzorowaną wypowiedź męskiego głosu. Tam była kobieta i mężczyzna egzaminator i kursantka zatem głos męski musiał należeć do egzaminatora. Głos: “wysiadaj”. 0,8 sekundy później pogonienie “już”. Ona nie tylko, że nie odpiełą pasa, ona nie podejmuje żadnego ruchu w kierunku wyjścia z tego pojazdu nie robi nic. Egzaminator opuszcza pojazd zgodnie z obowiązkiem kierującego, czy uczestnika ruchu. Opuszcza pojazd i daje oczywiście nie mogące zatrzymać pociągu, ale daje znaki machając rękami w stronę pociągu, że jest problem. To jest obowiązek wynikający z przepisu, a nie fanaberia, to nie jest jego ucieczka pozostawiając dziewczynę na pewną śmierć?.On to musiał zrobić i zrobił. Jakie jeszcze miał podjąć zadania oprócz wydania komendy i pogonienia? On to zrobił. Jakie zasady on naruszył? - pyta Władysław Pociej.

Mecenas wyjaśnia także sporną kwestię niezatrzymania egzaminowanego samochodu przez egzaminatora przed przejazdem kolejowym.

"Ona po prostu go nie dostrzegła"

- W czasie, gdy egzamin był prowadzony obowiązywało rozporządzenie, które mówiło o tym, że egzaminator może przerwać egzamin, a nie musi. Ten wypadek zaowocował zmianą tego rozporządzenia. w chwili obecnej egzaminator musi przerwać taki egzamin. Jeżeli widzi on, że kursantka ignoruje znak STOP może natychmiast ten egzamin przerwać ze skutkiem negatywnym, co jest oczywiste. Mamy do czynienia z sytuacją, gdy egzaminator jest poddawany pewnej presji zarówno ze strony prawa, jak i ośrodków szkolenia, w których prowadzi egzaminy. Dlaczego? Kursanci często skarżą się, że egzaminator ich oblał bezzasadnie. W tym celu w samochodach montowane są kamery obrazujące wnętrze pojazdu oraz nagrywające rozmowy jakie w tym pojeździe są prowadzone. tak też było i w tym przypadku. W sytuacji gdy egzaminator popełnił błąd i nie zaliczył raz, a potem drugi, traci on swoje uprawnienia egzaminatora. Pan biegły Benbenek wyliczył, że pojazd poruszający się z tą prędkością 17 km/h zdołał by odjechać na odległość ok. 48 metrów od przejazdu i dopiero wówczas na tym przejeździe pojawiłby się pociąg nie hamujący - cytuje opinię biegłego Władysław Pociej. - Zbliżając się do tego pojazdu kursantka ewidentnie ignoruje znak stopu. Nie dowiemy się dzisiaj czy dlatego, że go chciała zignorować? Wątpliwe. Ona po prostu go nie dostrzegła. W momencie, kiedy wjechała na tory, wtedy do jej świadomości dotarł ten sygnał, że tam był znak stop. Spowodowała zatrzymanie tego pojazdu na torach - relacjonuje prawdopodobny przebieg zdarzenia obrońca.

W świetle przedstawionych argumentów obrońca sugeruje, że to nie jego klient powinien zasiadać na ławie oskarżonych, a wszyscy winni zaniedbań.

- Na ławie oskarżonych zamiast mojego klienta powinien usiąść ten zarządca drogi, czy ten zarządca przejazdu kolejowego, który tych obowiązków nie wykonał sprowadzając w ten sposób śmiertelne zagrożenie już nie tylko dla tego pojazdu, ale dla wszystkich innych pojazdów, które tym przejazdem się poruszały. Na ławie oskarżonych winien również zasiąść maszynista - kursant, a przede wszystkim powinien siedzieć tutaj i odpowiadać instruktor maszynisty znajdujący się w jego kabinie. Proszę nie odbierać tego, że próbuję zdywersyfikować w jakiś sposób odpowiedzialność za to zdarzenia chcąc, żeby inni ludzie za to odpowiadali, ale patrząc na chłodno do czego jestem zobowiązany tak powinno być. Nie pozostaje mi nic innego, jak stwierdzić, że materiał dowodowy nie pozwala na skazanie tego człowieka i zasadny jest wniosek o uniewinnienie i zasądzenie na jego rzecz kosztów obrony w tej sprawie - zakończył mowę końcową mecenas Władysław Pociej.

ms/

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 21.09.2022 16:21