
Szarotki kwitną na lodzie. Ludzie, których trudno zastąpić
Oto trzeci odcinek wspomnień dotyczących 90-letniej historii Klubu Sportowego "Podhale" pióra Jacka Sowy.
Poprzedni odcinek zakończyłem w chwili, kiedy z dala od domu, w wojskowym mundurze, świętowałem mistrzostwo Polski „Podhala”, wpatrzony w zdjęcie naszych hokejowych „Szarotek”.
Zdjęcie, które było załącznikiem do zabawnego listu, napisanego przez „Mamę” Soczkową
Stanisława Soczek, od zawsze i na zawsze jedna z najważniejszych postaci klubu w nowotarskim parku, pozostaje w pamięci jako osoba o niesłychanej energii i tak zwanej sile przebicia. W tamtych czasach była nieocenionym sekretarzem, ale jak sama mówiła, „mogła być tak samo sprzątaczką jak i prezesem w tym bajzlu”. Bo pani Dzidka język miała cięty i niewyparzony, potrafiła opieprzyć nawet ministra, gdyby się jej pod rękę nawinął. – Minister, nie minister – mawiała.
Kilka lat później, przy ogólnej aklamacji, poświęciłem jej obszerny fragment wydawnictwa na 40-lecie klubu, za co i tak dostałem opieprz od naszej bohaterki. Ale „Mama” była nie do zastąpienia. Bezpośrednia i zawsze z humorem (czasem wisielczym), po całodziennym uganianiu się za wszystkim czasem padała z nóg. Noclegi w Zakopanem w szczycie sezonu, odprawa niezbyt kumatych porządkowych przed meczem, wypłaty na kolanie i użeranie się ze wszystkimi o wszystko. Takie to były czasy…
Augustyn Fuchs – starszy od klubu o ćwierć wieku, drugie tyle poświęcił działaniu na jego rzecz. Był bramkarzem pierwszej drużyny piłkarskiej „Podhala”, ale chętnie udzielał się w sekcji narciarskiej. Jako młody oficer podczas kampanii wrześniowej trafił do niewoli i wojnę spędził za drutami oflagu. Do Nowego Targu wrócił po wojnie; pracując w wydziale finansowym starostwa, włączył się w pracę klubową, dbając o kasę klubową.
Pan Augustyn opowiadał, jak to trzeba było znać kręte ścieżki przepisów skarbowych, żeby zbudować choćby prowizoryczny barak czy trybunę na stadionie. Zawsze skromny i rzeczowy, nie dbał o zaszczyty i osobiste korzyści, choć odznaczeń miał całe pudło; w tym samym palcie prezesował klubowi przez piętnaście lat!
Augustyn Fuchs
Karol Grzesiak pochodził z podkrakowskiej miejscowości, ale w latach nauki grywał w młodzieżówkach Wisły. W Nowym Targu zagościł podczas budowy kombinatu obuwniczego, poznał tu swoją żonę (dr Hannę Rayską) i został na stałe. Niebawem jego zdolności organizacyjne w sprawach inwestycyjnych zostały wykorzystane do pracy w klubie, któremu marzyło się sztuczne lodowisko. To za jego czasów powstał ten obiekt i tor łyżwiarstwa szybkiego, a potem zadaszenie i hala lodowa. Była to gigantyczna praca, związana z dokumentacją prawną i techniczną, znalezieniem wykonawcy i finalizacją inwestycji, wymagająca także wydeptania ścieżek u najważniejszych decydentów, od przychylności których zależały losy projektu. Inżynier Grzesiak to potrafił, nic też dziwnego, że na wiele lat przejął stery prezesa od swego poprzednika, Augustyna Fuchsa.