Ratujmy "Szarotki"!

Dobre obyczaje nakazują, aby przy świątecznym stole nie rozmawiać o polityce, często więc sięgamy po tematy zastępcze i jeśli na Podhalu nie jest to sprawa ogrzewania czy zakorkowanych ulic, często rozmowa schodzi na nasz miejscowy sport. A jeśli nie sukcesy Błażusiaka czy Kubackiego - to właśnie „Podhale”, kiedyś nasza duma, dziś przedmiot troski.
W małym galicyjskim miasteczku nikt nie przypuszczał po pierwszej powojennej dekadzie, że powstała na fundamencie lokalnego entuzjazmu drużyna egzotycznego wszakże hokeja na lodzie, już w trzy lata po zapisaniu się do pierwszej ligi zdobędzie pierwszy medal rozgrywek. Dziesięć lat później był to już złoty kruszec…

Działo się to w czasie, kiedy w kolebce krajowego hokeja, bratniej Krynicy, dogorywało tamtejsze KTH, rozkradzione przez stołecznych szabrowników.

W 90-letniej historii klubu, przez pół wieku nasze „Szarotki” kwitły na lodzie, nie mając sobie równych na krajowych lodowiskach, skutecznie opierając się atakom całej koalicji Śląska, potem także Pomorza i lokalnych rywali z Małopolski. Raz było lepiej, raz było gorzej; ale nigdy jeszcze nie było tak źle! Miniony jubileusz był nie tylko wizerunkową klapą, to także otwarcie ran na niedomagającym od dawna organizmie, które bolą każdego, kto się przy tym hokeju wychował.

Tym razem już nie o pamiątkowy upominek chodzi, sprawa dotyka kibicowskiej duszy, która chciałaby od czasu do czasu chwili radości ze zwycięstwa, gdyż samo oklaskiwanie za ambicję i od czasu do czasu strzelonego gola bólu nie ukoi. Trudno jednak oczekiwać euforii od wiernego przez dekady kibica, który wyłożył cztery stówy na karnet i przez cały sezon wystawania na trybunie nie doczekał więcej, niż punktu, za …piękną porażkę swoich pupilów.

Ale do pupilów nie może mieć pretensji, gdyż wkładają w walkę na lodzie wiele serca i własnego zdrowia. I lepiej przy nich nie mówić o pieniądzach, gdyż od razu pęka ze śmiechu nadmuchana futbolowa bańka… Najlepszy kucharz nie uwarzy tortu prowansalskiego z płatków owsianych i grochu z kapustą, a taki wciąż przyrządzają nam zarządcy grillowiska z nowotarskiego parku. W efekcie nasze moskole nie mogą się odnaleźć w ukraińskim barszczu ugotowanym na słowackich hrenovkach z dodatkiem słonego fińskiego masła.

Porzućmy to pozbawione wartości odżywczych importowane frykasy, które zresztą dość szybko stają się przeterminowane. Mamy pod dostatkiem upieczonych na własnym ogniu produktów, z którymi zawsze mogliśmy pokazać się na krajowych targowiskach. Ale nie po to, żeby się ich pozbyć na śląskie czy krakowskie stoły, lecz aby napawać kubki smakowe swoich gospodarzy, przysparzać im radości i satysfakcji z dobrze ulokowanego kapitału, nie tylko emocjonalnego.

Tyle o pozostałościach ze świątecznego stołu, może bardziej na poważnie! Nowotarski hokej woła o ratunek, teraz i zaraz, bez oglądania się na Bóg wie co! Za dwa tygodnie skończy się runda podstawowa i męczarnie naszych „Szarotek”, które zapewne skończą rozgrywki z dorobkiem 10 (sic!) punktów, po dwóch zwycięstwach na początku sezonu, kiedy przeciwnicy jeszcze łatali dziury w sztucach. Pozostałe to łzy pocieszenia po pięknych porażkach; nie kupuję tego!

Na hokeju na Podhalu znają się wszyscy, podobnie jak gdzie indziej na ekonomii czy medycynie. Jak na razie miejscowi nieźle radzą sobie w biznesie, a i zdrowie mają mocne, wobec codziennego bombardowania tonami benzopirenu z tutejszych kopciuchów. Proponuje zatem utworzyć przyjacielskie koło, łańcuch życia czy co tam jeszcze kto wymyśli. Byle wymyślił!

Wzorem innych dziedzin proponuję zorganizować szerokie forum podhalańskie, walne zgromadzenie, którego gospodarzem winien być Starosta Nowotarski, organ założycielski Klubu Sportowego „Podhale”. Wszakże nasze „Szarotki” są dobrem regionalnym, nie tylko nowotarskim. Niech na wypełnionej po brzegi sali widowiskowej MCS (której burmistrz, jako wierny kibic, zapewne użyczyłby po przystępnej cenie) zjawią się licznie ludzie, którzy oprócz utyskiwań, mieliby coś konkretnego do zaproponowania. Niech powiedzą dawni zawodnicy, co ich boli i działacze, którzy może dostrzegają, co poszło nie tak. Niech podzielą się swoją wiedzą i doświadczeniem miejscowi przedsiębiorcy, którzy potrafili siermiężną codzienność przekuć w biznesowy sukces. Niech staną wreszcie (ale bez listów pochwalnych) politycy, którzy zabierali czas na jubileuszowej scenie lukrowanymi obietnicami i położą na stół konkrety, tak jak uczynił to prezes Tauronu i tak jak zrobili to przed sezonem indywidualni posiadacze karnetów, które okazały się pustymi losami. A może wszyscy samorządowcy z całego terenu, zamiast liczyć na vipowskie obrywki, wykupią ze swych niemałych diet po karnecie, a może nawet po dwa. Ekspens byłby to niewielki; ja na bilety hokeistów i piłkarzy „Podhala” wydałem (choć nie musiałem) w tym sezonie dziesięć procent miesięcznej emerytury. Inna sprawa, że nie wszystkich radnych na Podhalu hokej wiele obchodzi…

Mówi się, że za wynikami sportowymi stoją pieniądze; na pewno też, ale nic nie zastąpi właściwego zarządzania, które zwłaszcza przy tak miękkiej materii, musi być rozsądne i transparentne. Porzućmy mrzonki i zabierzmy się do planowego działania, bo nic nie przyjdzie z dnia na dzień. Kupowaniem średniaków na Słowacji niczego nie załatwimy, „Szarotki” zawsze wychowankami stały. Pokolenia Ziętarów, Szopińskich czy Batkiewiczów każdego roku rosną na podhalańskich lodowiskach i tam lokujmy główny strumień finansowy; za parę lat zbierzemy owoce.

Mamy halę lodową taką, jaką mamy i na razie lepszej mieć nie będziemy. Sprzyjające wiatry igrzysk europejskich pozwolą nieco zmodernizować półwieczny obiekt, który nie należy do najgorszych; gdyby jeszcze poprawić akustykę…

Kończy się stary rok, jeden z najgorszych w historii naszych „Szarotek”. Czas o nim zapomnieć, tak jak zapomniano o wielu ludziach, którzy tworzyli ich potęgę. Ale nowy sezon musi stać się przełomem w historii, którą trzeba napisać po nowemu, abyśmy na stulecie klubu nie musieli płatków naszego symbolu wydrapywać spod lodu…

Jacek Sowa

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 30.12.2022 10:12