Odeszła Ziutka

Z wielkim żalem przyjęliśmy śmierć Józefy Ziętary, żony naszego najlepszego nowotarskiego hokeisty, słynnego Walka. Odeszła osoba, która bez wątpienia miała ogromny udział w sportowej karierze swego męża oraz synów, Marka i Piotra Ziętarów.
Piękna pogoda przed świętami wielkanocnymi 1968 roku skłaniała do spacerów po nowotarskim rynku. Właśnie wtedy coś skłoniło nieśmiałego z natury wobec dziewcząt Walka, aby podejść do siedzących na ławce obok fontanny dwóch dziewcząt, Ziutki i Marysi, zagadać i umówić się na kawę i ciastko ze starszą z nich.

Dwudziestoletni wówczas Walenty Ziętara był już znanym graczem na polskich lodowiskach, za sprawą mistrzostw Europy juniorów w Helsinkach, gdzie pewnie zdobył koronę króla strzelców, trafiając w turnieju 12 razy do bramki przeciwników i został uznany za najlepszego napastnika turnieju. Skutecznym strzelcem natychmiast zainteresowali się skauci kilku renomowanych europejskich klubów hokejowych, skąd droga mogła zaprowadzić za Ocean do klubów NHL. Ale młodemu góralowi nie uśmiechała się ucieczka z kraju, palenie mostów i porzucenie rodzinnych stron, bo przecież w tamtych czasach innego wyjścia nie było. A w pobliskiej Rabie Wyżnej czekała na niego piękna góralka, która przez ponad pół wieku była jego żoną, wydając na świat trójkę ich wspaniałych dzieci.

Ziutka, piękna góralka z Raby Wyżnej

Ziutka, bo tak nazywali ją wszyscy, była nieodłączną partnerką Walka na dobre i złe podczas jego wspaniałej kariery hokejowej. Murem stała za nim podczas klubowej zawieruchy w 1977 roku, dzielnie opiekowała się małymi dziećmi podczas jego długich wyjazdów na turnieje czy zgrupowania.

W 1979 roku pozwolono wreszcie Ziętarze wyjechać do Austrii na kontrakt do Grazu.

Warunki, jakie tam dostałem, były bardzo dobre. Dostałem fajne mieszkanie, w którym zainstalowaliśmy się z żoną i córką Agnieszką; mały 9-letni Marek został na Podhalu z babcią. Przed domem stał do mojej dyspozycji Ford Escort. Czego było chcieć więcej? – wspomina Walek.

Ale tuż przed 31. urodzinami szczęście odwróciło się od naszego hokeisty. Już w trzecim meczu ligowym z nową drużyną, którą prowadził słynny czeski internacjonał August Bubnik, Ziętara doznał złamania ręki. Opieka żony podczas intensywnej rehabilitacji była bezcenna.

Walek z żoną, córką i ..złamaną ręką

Gdy o dalszej karierze zawodniczej nie było już raczej mowy, Ziętarowie udali się do Duebendorfu w Szwajcarii, gdzie Walek objął drugoligowy zespół jako trener. Tam w grudniu 1981 roku zastał ich stan wojenny; decyzja była jednoznaczna: powrót do Polski.

Za granicą zastał ich stan wojenny

„Mam w Polsce jedenastoletniego syna, którego opiekuje mama, nie wiadomo, co się jeszcze może wydarzyć, więc co, mam rozbić rodzinę i mogę go już nie zobaczyć?” – tak Ziętara wytłumaczył swoja decyzję kierownictwu szwajcarskiego klubu, które było skłonne załatwić wszystkie papiery azylanckie.

Dokończył sezon i wszystko, co mieli zapakowali do auta, a auto było porządne, BMW 316, w dodatku złote, na zamówienie w fabryce w Monachium. Pięcioletnia córka Agnieszka siedziała z tyłu prawie pod samym dachem, upakowana pomiędzy rzeczami, a Ziutka, żona z przodu, obłożona torbami. Tak przyjechali na granicę do Chyżnego; to było chyba jedno auto, które jechało w tamtą stronę… Pogranicznicy, znający go z hokeja, pukali się po głowie i pytali: - Walek, po coś ty tu wracał? Źle ci tam było?

Ale dla Ziętary rodzina była najważniejsza, choć jak Ziutka czasem mówiła: „zaraz po hokeju!” W 1988 roku przyszedł na świat najmłodszy syn, Piotrek. „Taki spóźniony o miesiąc prezent od żony na moją czterdziestkę” – kwitował Walek.

Jednak ostatnie lata Ziętarów nie były usłane różami, lecz heroicznym zmaganiem z chorobą Józefy, która odeszła po dniu, który miał być świętem trzech jej mężczyzn, których tak ukochała i dbała przez całe życie, ciesząc się z ich sukcesów na lodowej tafli. Teraz będą musieli sobie radzić bez Niej.

Żegnaj najbardziej hokejowa Żono i Matko…

Jacek Sowa

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 12.03.2023 20:34