Bogusław Waksmundzki: "Samorządowcy w senacie być muszą"

- Znamy się z Hamerskim dobrze. Czy on chce źle? Nie. Czy ja chcę źle? Nie. Różnimy się tylko w widzeniu, w dochodzeniu do pewnych celów - mówi wicestarosta nowotarski Bogusław Waksmundzki, kandydat z paktu senackiego do senatu w okręgu nr 36.
Podhale24: Trzy propisowskie powiaty - nowotarski, tatrzański i limanowski, a jako główny konkurent, najprawdopodobniej - bo PiS jeszcze swoich list nie pokazało - obecny senator Jan Hamerski. Myśli Pan, że tu da się wygrać?

Bogusław Waksmundzki: - Patrząc przez pryzmat samorządu, przez pryzmat gminy, miasta czy powiatu, to - choć może dla wielu jest ważny szyld - większość głosuje jednak na człowieka. Jeżeli się sprawdza, ma dobry odbiór, to ludzie go popierają.

To mój kolejny start. Tak, jak w 2019 roku, kandyduję po to, by w senacie promować ideę samorządności. Nie ukrywam, że z tą propozycją zwróciła się do mnie w lutym Weronika Smarduch, kandydatka na posłankę z list Platformy Obywatelskiej, ale zachęcały różne ugrupowania, stowarzyszenia, organizacje, wśród nich oczywiście nasze Stowarzyszenie Razem - Podhale, Spisz, Orawa, z którym szedłem do wyborów samorządowych i które wchodzi w skład rządzącej koalicji w radzie powiatu. PiS - choć wygrało te wybory - jest w opozycji, bo nie potrafiło się z innymi dogadać. Zdolność koalicyjna jest istotna. Nie sztuką jest tylko wygrać wybory, sztuką jest zawiązać potem koalicję.
Senat to izba spokoju, tu nie ma „bitek” jak w sejmie, stwierdziłem, że warto spróbować i przyjąłem ofertę startu z paktu senackiego, wspierany przez grupę ludzi, z którymi współpracuję od lat.

Ale jakby nie było jest Pan kandydatem opozycji…

- Tak, ale tej szeroko rozumianej. Nie jestem przypisany do żadnej partii i myślę, że dla promowania tej naszej idei samorządności warto się było zaangażować. Jestem racjonalistą i oczywiście wiem, w jakim okręgu startuję, że nawet gdy wybory do sejmu wygrywały PO-PSL, to tutaj i tak PiS zdobywało 7 na 10 mandatów, że trudno tu wyjść poza pewne ramy, związane z szyldem PiS, ale próbować trzeba. To samo robi Krzysztof Chmura z Zubrzycy, kandydat Konfederacji. Poza tym uważam, że szyld - choć istotny - jednak niczego nie przesądza. Przykładem wójt nowotarskiej gminy Jan Smarduch, związany przez lata z PO, który mimo tego wygrywa od lat wszystkie wybory na wójta.

Jednak to senat, nie samorząd…

- Tak, ale uważam, że samorządowcy w senacie być muszą. Przeważnie startują do niego osoby, które mają poparcie dużych partii politycznych. I tak było do tej pory. Stwierdziliśmy jednak, że wystawimy moją osobę, jako alternatywę dla takiego myślenia, dla pokazania, że samorząd jest bardzo ważny.

Kandyduję z hasłem „Bliżej ludzkich spraw” z własnego komitetu KWW Kandydat Ziem Górskich. To nawiązanie do profesora Hodorowicza - senatora ziem górskich, który przecież - choć z ramienia PO - został parlamentarzystą w naszym okręgu.

Brutalna, polityczna walka, kampania nienawiści, wszechobecny hejt, podział na PiS i anty-PiS, a w tym wszystkim kandydat opozycji i jednocześnie wicestarosta, przecinający wstęgi wspólnie z pisowskimi dygnitarzami… Nie czuje Pan dysonansu?

- Kiedy rządziła PO, też zapraszaliśmy parlamentarzystów z PiS na uroczystości. To dobry zwyczaj, oni także reprezentują mieszkańców naszego terenu na warszawskich salonach. Nie, nie widzę dysonansu. Najgorsze, co może być to zamykanie się w swoich środowiskach, narzucanie wszystkim swojego myślenia, jako „jedynie słusznej opcji”. Fakt, każda partia chciałaby, by jej retoryka obowiązywała również na niższych szczeblach, ale samorządy się temu skutecznie opierają. I dobrze. Bo dzisiaj rządzi ta opcja, za chwilę inna, a samorząd, polityka rozwoju danego regionu muszą być stabilne.

Znamy się z Hamerskim dobrze. Czy on chce źle? Nie. Czy ja chcę źle? Nie. Różnimy się tylko w widzeniu, w dochodzeniu do pewnych celów.

Znów przypominam, że to wybory parlamentarne, nie samorządowe. I chcąc nie chcąc jest Pan przeciwnikiem PiS, a w przypadku wygranej, będzie Pan głosował tak, jak senatorowie z paktu senackiego. To jest wojna…

- A ja z uporem będę się powoływał na samorząd, którego główną ideą są dobre relacje z drugim człowiekiem. I właśnie te idee powinno się przenosić na grunt parlamentu. Skutecznie zarządzamy powiatem ze starostą Faberem ze środowiska ziobrystów i ze Związkiem Podhalan, jesteśmy sprawdzonymi partnerami, a PiS, mimo że wygrał wybory, jest w opozycji. Ale nawet jej część głosowała za ostatnim absolutorium. Da się? Da się. Oczywiście nie wszyscy to rozumieją i chcą się z tym pogodzić, jak choćby posłanka Paluch. Ale ja, kandydując, firmuję grupę ludzi związanych z samorządem. Po to, by samorządowe głosy były słyszane wyżej.

Dziś nie są?

- Nie. I to jest właśnie to, co ze środowiskiem PiS-u dzieli mnie najbardziej. Rząd chwali się dziś przekazywaniem pieniędzy na inwestycje. No i fajnie, ale nam brakuje środków na wydatki bieżące, bo te zostały dramatycznie zmniejszone. Wcześniej wszystko się bilansowało, a od 3 lat coraz więcej dopłacamy chociażby do bieżącego funkcjonowania szkół. Tymczasem wydatki bieżące - zgodnie z przepisami - nie mogą być przecież wyższe niż bieżące dochody. Nie wystarczy „dawać” na inwestycje i chwalić się tym, zwłaszcza że wójtowie nie mają na wkład własny i muszą zaciągać kredyty. Choćby z tego powodu tak ważne jest, by samorządowcy byli w parlamencie. Bo mają doświadczenie, bo się na tym znają, bo potrafią, bo wiedzą, co wolno, a czego nie, co trzeba zmieniać, jakie reguły wypracowywać. Dziś nam obiecują, mówią - róbcie, będzie dobrze, a potem kontrole i dobrze wcale nie jest. Dlatego właśnie ważne, by do parlamentu trafiały osoby, które znają problemy od dołu. Bo osoba, która na tym polu nie ma doświadczenia - tak naprawdę nie rozumie, jak funkcjonuje gospodarka finansowa. Nie zna zasad, nie wie, jak wygląda obieg pieniądza. Gdy od 3 lat słyszę raporty prezesa Banasia, mówiące, że co roku wydawane są miliardy poza budżetem, to jest to dla mnie nienormalne.

Kolejna sprawa - służba zdrowia, czyli kwestie funkcjonowania szpitali, braku kadry lekarskiej. Jak usprawnić system, by nie było czekania latami na specjalistę? Jak i gdzie - poza wielkimi ośrodkami - tworzyć choćby centra onkologiczne, w których będzie dostępna chemioterapia, w sytuacji, gdy - jak prorokują specjaliści - do 10 lat co drugi mieszkaniec Małopolski będzie miał taki czy inny nowotwór?

Widzę na przykładzie powiatu, z jakimi problemami boryka się dyrektor Wierzba. Pomimo wzrostu składki zdrowotnej, sytuacja się nie poprawia. A to jest przecież kwestia najważniejsza. Trzeba ten system zmienić, ale - aby wypracować najlepsze mechanizmy - nie wolno rozgrywać tego politycznie, tylko trzeba słuchać praktyków, doświadczonych dyrektorów i oczywiście samorządowców, którzy na tych sprawach zęby zjedli.

Kolejna rzecz - szumne obietnice bezpłatnych leków. Fakt, ten, który kosztował 3 zł może jest bezpłatny, ale ten, co 120 - podrożał do 150. Nie. Nie jest najważniejsze, by były bezpłatne, ale by były dostępne, by każdego było na nie stać. I tak samo, by dostępni byli specjaliści. Może warto zastanowić się nad rozwiązaniem stosowanym już przez inne kraje, nawet sąsiednie Czechy, by lekarze pracujący w służbie publicznej, nie mogli mieć prywatnych praktyk, by wybierali?
O tych wszystkich problemach trzeba na najwyższych szczeblach dyskutować przez pryzmat merytoryki, nie polityki, a najlepiej czują je samorządowcy, tacy jak choćby w obecnej kadencji senator Vadim Tyszkiewicz, były prezydent Nowej Soli czy były prezydent Gliwic, senator Zygmunt Frankiewicz.

Bo samorząd to krwioobieg państwa. Można głosić piękne hasła, składać obietnice, ale - aby faktycznie znaleźć rozwiązania problemów - trzeba te problemy znać i rozumieć.

Rozmawiał: Piotr Dobosz

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 29.08.2023 16:09