Wypadki na Słowacji z udziałem Polaków. Jedno zdarzenie - bulwersuje

Słowaccy ratownicy opisali dwa zdarzenia, jakie miały miejsce w Tatrach. W jednym przypadku 29-letni Polak spadł z wysokości kilkuset metrów, w innym - ciężko ranny został nastolatek.
Kilka dni temu turyści zauważyli, że ktoś wpadł do Lukového Kotła. Powiadomiono HZS. Ratownicy znaleźli na dole 29-letniego Polaka. Mężczyzna może mówić o szczęściu, bo upadek z wysokości 300 metrów zakończył się dla niego urazem nogi i otarciami. Z opisu wynika, że po wyjściu z kolejki mężczyzna udał się z towarzyszącymi mu osobami na górną krawędź zjeżdżalni za barierkami, by robić zdjęcia - i spadł.

Z Bańskiej Bystrzycy wezwano śmigłowiec ratunkowy i poszkodowanego przetransportowano do szpitala w Liptowskim Mikulaszu.

Z kolei w Bachledowej Dolinie nastolatek z Poznania, podczas zjazdu na nartach wypadł z trasy i wylądował w lesie. Nie mógł się ruszać, wzywać pomocy. Osoby, z którymi przyjechał na narty nie zauważyły jego nieobecności. Dostrzegł go inny narciarz, który jechał bardzo wolno i to on wezwał Tatrzańską Horską Służbę.

Jak mówi Radiu Alex Franciszek Mrazik naczelnik THS nastolatkowi udzielono pomocy, a do szpitala w Popradzie zabrał go śmigłowiec. - Chłopiec był z większa grupą ludzi, ale jeździł sam i na dodatek nie miał ze sobą telefonu. Mieliśmy problem ze znalezieniem jego opiekunów. Jak by tego było mało - mimo że postawiono bardzo poważną diagnozę, dotyczącą jego stanu zdrowia - członkowie tej polskiej grupy chcieli za wszelką cenę zabrać chłopca do Polski swoim samochodem. W jego stanie to było nie do pomyślenia - komentuje ratownik.

RA przypomina, że THS to formacja ochotnicza i jej pomoc nie jest płatna, w odróżnieniu do akcji Horskiej Zahrannej Slużby, która działa w Tatrach. Bez względu na to, czy osoby chcące - wbrew zdrowemu rozsądkowi - zabrać chłopaka do domu wiedziały o tym - ich zachowanie było skrajnie nieodpowiedzialne.

opr.s/

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 23.02.2024 11:52