Jan Gil: Moje kino - lata siedemdziesiąte

FELIETON. "Kino dzisiaj potwornie zdziecinniało. Amerykańscy producenci filmowi (w pogoni za zyskiem) muszą dostosowywać swoje produkty do odpowiedniego poziomu intelektualnego odbiorcy, jaki reprezentuje najlepiej 13- latek z przeciętnej rodziny amerykańskiej" - pisze w kolejnym odcinku wspomnień - Jan Gil, nauczyciel, polonista, filmoznawca, współtwórca Podhalańskiego DKF.
Studia - polonistyka UJ. Kierunek mocno sfeminizowany (dobrze się studiuje w miłym towarzystwie). Ale ja nie o tym. Ma być o kinie. W studenckim "Żaczku" mieszkam z Franciszkiem Bachledą - Księdzulorzem. Stałymi bywalcami w naszym pokoju są: Andrzej Gąsienica - Makowski i Jan Fudala. Oni "wierchują" i próbują mnie wciągnąć do studenckiego zespołu "Skalni". Ja jednak wolałem kino (nogi mi się za bardzo plątały przy nauce "ozwodnej").

Kino "Sztuka" przy ulicy św. Jana w to była prawdziwa świątynia filmu - repertuar ambitny, więc cały intelektualny Kraków (a zwłaszcza my, studenci wszelkich kierunków) okupuje liczne seanse od najwcześniejszych godzin porannych. Kino "Kijów" - szerokoformatowe, dźwięk stereofoniczny na wybranych tytułach ("Spartakus", "West Side Story"), repertuar komercyjny, bilety do kupienia za znacznym wyprzedzeniem. Konfrontacje Filmowe - doroczny przegląd premierowych filmów kina światowego - tylko w wybranych dużych miastach. W większości były to tytuły nie zaakceptowane przez polską cenzurę do szerokiej dystrybucji. Ilość biletów ograniczona - wielogodzinne stanie w kolejce po ich zakup.

Mała ojczyzna - Szaflary, prawie zapomniana. Przyjazd do domu raz na miesiąc i czasami rzadziej (kłopotliwa komunikacja", lepsze warunki do życia i nauki na miejscu). Każdy dzień wypełniony studiowaniem; zajęcia na uczelni, wielogodzinne czytanie w pobliskiej Jagiellonce, czy na przykład wieczorami wykłady z filozofii w cyklu semestralnym ks. prof. Józefa Tischnera, w kościele św. Anny. I w tym wszystkim jeszcze kino - na to nie mogło zabraknąć czasu. Prowadzę dzienniczek z rejestrem i opisami obejrzanych filmów i ich oceną w skali 1-5. Koledzy z akademika podkradają mi go czasem, by zachęcić się do obejrzenia konkretnego tytułu:
16. 01 1972 - Filmy braci Lumiere, Georges Melies - "Pan Baron"
Baronowi śnią się fantastyczne przygody, potwory, których przestrzenią jest olbrzymie lustro wiszące nad jego łóżkiem. Baron zbyt dużo zjadł i wypił tego wieczora. (bez oceny).

3.06 1973 - "Śniegi Kilimindżaro", reż.: Henry King, USA,1952. Wg. Hemingwaya, z G.Peckiem, Avą Gardner oraz Susan Hayward.
Uwięziony gangreną pisarz czeka na pomoc pod afrykańskim szczytem Kilimandżaro. Staje się to okazją do wspomnień. Cały film jest jedną wielką opowieścią o życiu pisarza. Jego życie, burzliwe, niespokojne, pełne przygód. Okraszone to wszystko zostało w filmie buziami ślicznych jego żon, które miał w swoim życiu. Sekwencje: Paryż, Hiszpania (udział w wojnie domowej), Damaszek, Afryka (3).

16.12. 1975 -" Gdyby Don Juan był kobietą", reż. Roger Vadim. Fatalna BB (Brigitte Bardot) kocha i niszczy mężczyzn przy dźwiękach anielskich chórów. Pokazuje się ją nagą tylko od tyłu, przodem natomiast pozuje młodsza Jane Birkin. Na szafot z tym, kto zakupił to na polskie ekrany! (1!)


W kinowym roku kalendarzowym był taki szczególny miesiąc - listopad. Wtedy na kinowych afiszach królowały tytuły filmów radzieckich - był to bowiem miesiąc poświęcony pamięci wielkiej rewolucji październikowej. Ale to była fasada - nikt tego nie oglądał. Indoktrynacja i propaganda i nie robiły na nas wrażenia (to dla tych niektórych młodszych, którzy dziś tak łatwo nasze pokolenie wyzywają od komunistów).

W kinach sukcesy odnosiło nie tylko filmy rozrywkowe, ale w przeciwieństwie do dzisiejszych czasów prawdziwa sztuka filmowa. Chodziło się do kina na Bergmana, Felliniego, Bunuela i innych wielkich mistrzów, co dziś jest nie do wyobrażenia. Kino dzisiaj potwornie zdziecinniało. Amerykańscy producenci filmowi (w pogoni za zyskiem) muszą dostosowywać swoje produkty do odpowiedniego poziomu intelektualnego odbiorcy , jaki reprezentuje najlepiej 13- latek z przeciętnej rodziny amerykańskiej.

Na czwartym roku studiów musiałem wybrać seminarium magisterskie. Do wyboru były: literatura, językoznawstwo, teatrologia i filmologia. Mój wybór był oczywisty. Był to czas rodzenia się tych nowych, nie istniejących dotąd na uniwersytetach - kierunków do studiowania. Był jednak problem - w Krakowie nie było wówczas naukowca przygotowanego do prowadzenia seminarium filmoznawczego. Na nasze zajęcia raz w tygodniu przyjeżdżała z łódzkiej Filmówki prof. Alicja Helman.

I od tego momentu kino zacząłem poznawać również od strony teoretycznej. Zajęcia z krytyki filmowej prowadziła z nami Maria Malatyńska, która była stałym recenzentem filmowym piszącym w "Dzienniku Polskim". Specjalne pokazy arcydzieł kina potrzebne do analizy odbywały się tylko dla nas w kinie Kultura. O nowej technice projekcji obrazu - analogowym video - jeszcze się wtedy nie mówiło. Schyłek celuloidowego nośnika obrazu filmowego był jeszcze jeszcze dość odległy.

Tymczasem w Nowym Targu dobiegała końca budowa nowoczesnego domu kultury z dużą salą widowiskową i kinową.

Jan Gil

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 11.03.2024 09:00