Jacek Sowa: Zapomniana stolica Podhala…

FELIETON. "Niezbyt pochlebny artykuł o Nowym Targu, który ukazał się na coraz bardziej obniżającym loty międzynarodowym portalu, wywołał szereg komentarzy na mieście" - pisze dziennikarz i publicysta Jacek Sowa. .
Jedni komentują jego treść, inni zastanawiają się, kto podpuścił nieopierzonego wyznawcę muzycznej popkultury i wschodzącą gwiazdkę dziennikarstwa, do popełnienia tego nieco koślawego dzieła. Domysłów jest wiele, miałem nawet kilka telefonów, czy to przypadkiem nie ja, ale kategorycznie odciąłem się od takich posądzeń, choć niejednemu by to schlebiało. Miałem w swojej karierze niejedno już pięć minut, lecz nigdy nie przyszłoby mi do głowy wysługiwanie się przypadkowymi pracownikami mediów, bo na miano dziennikarzy większość raczej nie zasługuje. Na takie coś trzeba pracować latami…

Ale skoro już zostałem wywołany do tablicy, przyjrzę się temu, co na niej niechlujnie nabazgrano. Wiele przytoczonych tez rozmija się z rzeczywistością, jakby były postawione zza szyby przejeżdżającego samochodu i to raczej nie najnowszego używanego. Wiele z nich przystaje do obrazu miasta, ale z wieloma zgodzić się nie mogę, ba, raczej nie chcę.
Pretendowanie Nowego Targu do miana stolicy Podhala nie podlega dyskusji, tak jak nie podlega dyskusji jego administracyjno-gospodarcza funkcja w regionie. Turystyka to rzecz ważna, ale nie najważniejsza, trzeba promować ją tam, gdzie są ku temu warunki. Czyli Bukowina, Białka i szereg innych pomniejszych podhalańskich miejscowości, dla których napływ gości jest zbawieniem, bo Zakopane już dusi się we własnym dobrodziejstwie, które coraz bardziej biznesowo opanowują cepry. A promocja Nowego Targu po prostu nie istnieje!

W potocznym użyciu na Podhalu jest tylko jedno Miasto i lepiej, aby ono tę funkcję zachowało. Sama historyczna nazwa wskazuje, jaka jest jego rola. Nowa Targowica czynna jest trzy razy w tygodniu, a Słowacy nie przyjeżdżają tu dla turystyki; przyjrzyjmy się tablicom rejestracyjnym w soboty czy niedziele, bo tradycyjne czwartkowe jarmarki straciły już na swoim znaczeniu. Ale Jarmark Podhalański nadal stanowi duże wydarzenie, mimo indolencji władz miasta w jego uatrakcyjnieniu; dotychczasowa formuła chyba się już trochę wyczerpała. Co roku przyjeżdżają tu zachrypnięte już nieco gwiazdy za ciężkie pieniądze, łatane budżetem Miejskiego Centrum Kultury i lokalnych frajerów, przyozdabiane kiczowatymi wstążkami na drzewach. Co raz też na Rynku, pod byle pretekstem, ustawiają się budy z fastfoodami, żeby o deficytowej ślizgawce nie wspomnieć. Pozostaje tylko po nich sprzątanie, bo korzyść ponoć niewielka.

Zahaczono o kulturę, bo tej chyba jesteśmy w Mieście bardzo spragnieni. Otóż nie jest tak źle, jak piszą o tym dziennikarzyny i co mówią malkontenci, których nie brak wokół. Nowy Targ wydał na świat wielu znanych ludzi: duchownych, artystów, dziennikarzy. Dziennikarskie przedszkolaki nie pokusiły się nawet, aby wygooglować takie nazwiska jak profesor Tischner, Józef Grzybek, Lucjan Kaszycki, Zofia Kilanowicz, Józef Fryźlewicz, Stanisław Jaskółka, bo Bartek Topa na topie jest do dziś. I cała plejada sportowych gwiazd, nie tylko hokejowych, bo i w jeździe szybkiej i biegach narciarskich, no i skokach; ktoś tu nawet zapomniał o Dawidzie Kubackim! O moich kolegach po piórze nie wspomnę: Andrzej Szeląg, Jacek Gucwa, Michał Białoński czy Staszek Snopek…

W dawnej synagodze nadal funkcjonuje kino „Tatry”, w której w oparach popcornu buzują emocje „Zielonej granicy” czy „Białej odwagi”. Ale w MCK każdego tygodnia odkrywa się wiele innych, wartościowych tytułów, na które przychodzi garstka widzów. Co wy na to malkontenci? Przy Alei Tysiąclecia budowlane mleko się wylało i budynek spod znaku Pegaza inny już nie będzie. Cieszmy się tym, co mamy i pozostawmy inicjatywę programową dyrektorowi tego obiektu, którego Mama, Anna Borowicz, zachwycała kiedyś swym głosem w szeregach zespołu „Mazowsze”…

Cóż jeszcze mogę napisać na obronę swego Miasta, do którego po dwóch dekadach stołecznego wygnania powróciłem, na temat którego nierzadko wylewam wiele łez, ale w niczym to nie zmieni miłości do mych korzeni. Korzeni rodu Rapackich, które wg zapisów historycznych sięgają XVIII wieku. Prapradziadek, Mateusz Rapacki, był przez 22 lata (!) burmistrzem tego miasta, więc żaden „ptok” mi tu nie podskoczy! Mam także dziennikarskie zaplecze na tym portalu, bo moja prababka Anna Rapacka (1859-1928) była z domu Jachymiak…

Jest w widłach Dunajca wiele do zrobienia i z dala od wyborczej agitacji, trzeba to zrobić, żeby można było w moim Mieście znów swobodnie oddychać. Ale idąc w owym artykule za głosem „anonimowego nauczyciela”: - Chciałbym, żeby do władzy doszedł w końcu ktoś, kto będzie umiał wycisnąć z tego miejsca ostatnie soki. Tak, żeby cała Polska nam zazdrościła…

Jacek Sowa

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 19.03.2024 13:04