Miśkowiec: starosta Gąsienica-Makowski nie był romantycznym bohaterem. Ale czy my nimi bylibyśmy?

FELIETON. Jedynym zarzutem, jaki mogę dziś postawić staroście tatrzańskiemu, oskarżonemu o współpracę z SB jest to, że nie był bohaterem. Ale czy my nimi bylibyśmy? Czy krytykując go, nie stawiamy za wysoko moralnej poprzeczki, której sami byśmy nie przeskoczyli? - pisze Robert Miśkowiec.
Przyglądam się z zainteresowaniem procesowi starosty tatrzańskiego Andrzeja Gąsienicy-Makowskiego przed nowosądeckim sądem, którego IPN oskarża o kłamstwo lustracyjne.

Dla mnie to nie jest tylko proces o prawdę. Może Makowski rzeczywiście zobowiązał się do współpracy z SB, spotykał się z esbekami i przekazywał im jakieś informacje. Najważniejsze jednak nie jest to, czy podpisał lojalkę, ale to, jak się potem zachował i co zrobił. Chcę wiedzieć, czy człowiek postawiony w sytuacji bez wyjścia potrafi zachować się godnie i pozostać człowiekiem. To jest jego test na wiarygodność.

Makowski znalazł się na celowniku SB, bo walczył z systemem, bo był w Solidarności. Dlatego przyszło mu znaleźć się w sytuacji bez dobrego wyjścia, w przeciwieństwie do milionów innych, którzy biernie przyglądali się komunizmowi. W przeciwieństwie do milionów biernych oportunistów, którzy go akceptowali, ba, odnaleźli się w nim, i do dziś mówią, że wtedy było lepiej, była praca, pieniądze, dało się żyć. Ale oni nie musieli dokonywać takich wyborów, a dziś, wydaje mi się, że to oni najgłośniej krzyczą i najłatwiej przychodzi im oceniać czyjeś wybory. Makowski stanął przed takim wyborem i poszedł na swoisty kompromis - wybrał grę, która miała go ocalić od represji.

Oczywiście można zarzucać Makowskiemu, że nie był romantycznym bohaterem, że nie plunął esbekom w twarz krzycząc "Wolność!". Jak w filmach. Ale sam się zastanawiam, jak bym postąpił na jego miejscu, mając na utrzymaniu żonę, małe dzieci, mając poczucie, że nie jestem sam na tym świecie, że za kogoś jestem odpowiedzialny. I myślę, że podobnie.

Makowski przyznał się do tego, że spotykał się z esbekami, ale zaprzeczył, że przekazywał im informacje, które komukolwiek szkodziły. Tą chwilą prawdy sam się wystawił na strzał, ale prawdy o kontaktach z SB nie zataił. Byli esbecy, zeznający w jego sprawie przed sądem przyznali, że nie było z niego żadnego pożytku. Że kłamał i mówił o przysłowiowych pierdołach. Makowski spowiadał się przed sądem kilka godzin, szczegółowo opowiadając o swoich kontaktach z SB. Nikt nie przyłapał go na kłamstwie, nikt nie podważył jego zeznań.

Do dziś nie usłyszałem odpowiedzi na najważniejsze pytania: czy Makowski kogoś skrzywdził? Czy doniósł na kogoś, czy ktoś przez niego cierpiał i czy jego kontakty z SB zaszkodziły Solidarności?

Czekam, czy się znajdą, bo bez nich, bez ich opowieści o krzywdzie, nie będę mógł potępić Andrzeja Gąsienicy-Makowskiego. Bo co mógłbym mu zarzucić. To że nie był bohaterem? To że zachował się tak, jakby się mogło zachować w tej sytuacji wielu z nas?

Robert Miśkowiec / Podhale24.pl

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 23.02.2010 12:22