Wiktoria Osieckiej

Huraganowy wiatr zapędzał w sobotnie popołudnie nowotarżan pod dach Miejskiego Centrum Kultury, któremu w tym roku stuknie pięćdziesiątka. O jubileuszowym koncercie, który zapoczątkował te kulturalne złote gody, bez wątpienia będzie się długo jeszcze mówić „na mieście”.
Kulturalne serce Nowego Targu, ale także i Podhala, powstało przy Alei Tysiąclecia pół wieku temu, tocząc wówczas korespondencyjny bój inwestycyjny z sąsiadującym obok hotelem. Oddanemu do użytku w 1974 roku, 13 września w piątek (!), obiektowi spod znaku Pegaza wróżono niefart, ale jak widać niesłusznie.

Mniemam, że marcowa inauguracja była przejawem wiosny w kulturze i nie miała nic wspólnego z trwającą kampanią wyborczą. Co prawda był urzędujący burmistrz i marszałek, ale obecność tam była ich obowiązkiem. Tak jak obowiązkiem ludzi, którzy pojawili się tego wieczoru na estradzie, było dać ludziom na widowni maksimum wzruszeń i satysfakcji, bo widownia była to nie byle jaka.

Chapeau bas przed ekipą dyrektora Andrzeja Lichosyta, która dołożyła starań, aby na wypełnionej po brzegi widowni znaleźli się ci, którzy w pierwszej kolejności znaleźć się tam powinni, jeśli tylko chcieli. Byli więc dawni pracownicy, animatorzy i dyrektorzy tej placówki, która przez pół wieku zmieniała swą nazwę, oblicze i wygląd, ale nie zmieniła charakteru i przeznaczenia, które zostało jej nadane. I na szczęście nie zapomniano o ikonie nowotarskiej kultury, Zofii Giełczyńskiej, która wszystkie wymienione wyżej funkcje zdążyła w swej pracy zaliczyć.

Krótki film na początek spektaklu nie oddał ducha gmachu przy Alei Tysiąclecia, ale gdy kurtyna powędrowała w górę, zrobiło się swojsko i nastrojowo za sprawą tuzina wysokiej klasy muzyków i pół tuzina wokalistów i co najważniejsze, rodowodem bliskich naszemu miastu. Wyróżniał ich nie będę, gdyż uczyniła to na stojąco pod koniec koncertu publiczność.
Widownia przez dwie godziny mogła popłynąć z nurtem wspaniałych piosenek z tekstami niezapomnianej Agnieszki Osieckiej, podbudowanych profesjonalną narracją na temat jej twórczości ze strony energetycznie prowadzącej i śpiewającej artystki, Wiktorii Węgrzyn-Lichosyt.

Koncert pod hasłem ”Nowotarżanie śpiewają Osiecką” zapoczątkował jubileusz tej jakże ważnej dla regionu i nowoczesnej, choć nierzadko krytykowanej, placówki kulturalnej miasta; był ponadprzeciętnym wydarzeniem w skali miasta. Bez klakierstwa pragnę to podkreślić z całą mocą, gdyż okazuje się, że w Nowym Targu można zrobić coś wartościowego, bez uciekania się do kiczu i wysokobudżetowych rykowisk. I to z udziałem własnych artystów, których mamy niemało, a których bez wątpienia za dwa tygodnie znów przybędzie, za sprawą choćby festiwalu Jana Kantego Pawluśkiewicza, który nie stroni od swego rodzinnego miasta.

Posłużę się zatem słowami, wyrwanymi z tekstów Osieckiej, że tego wieczoru nie żałuję, bo moje serce nie uciekło skoro świt i choć wariatka tańczyła przy wielkie wodzie, to tylko taką ścieżką chciałoby się poprowadzić koncerty w Nowym Targu. Na koniec dnia zrobiło mi się zielono, gdy utulała mnie do poduszki bossanova i zdążyłem jeszcze napisać felieton, nim odjechałem do Portofino. I tylko tych koni mi żal, tych ze skrzydłami, z fasady obiektu przy Alei Tysiąclecia; jeden odleciał parę lat temu, a drugiego prawie nie widać.

O tym wszystkim będzie na mieście gadu gadu nocą i baju baju w dzień, ale to jedyne odgłosy, które w tym przypadku tradycyjnie chodzą po mieście z playbacku…

Jacek Sowa

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 24.03.2024 17:20