Diabły na szpilce, "kibel" w Rynku i brak filmu ukazującego rozwój miasta w ostatnich latach - dyskusja na temat budżetu obywatelskiego przybiera coraz ostrzejszą formę

NOWY TARG. Ostatnie z pierwszej serii spotkanie w sprawie budżetu obywatelskiego w Nowym Targu odbyło się w Spółdzielczym Domu Kultury. Przyszło niewiele osób, ale te które były - wykazały się sporą inwencją i wiedzą na temat projektu. Niestety w niektórych wypadkach większą, niż sami twórcy.
Jeśli o poprzednim spotkaniu w Gimnazjum nr 1 napisałam, że "nie przebiegło chyba tak, jak to było w zamyśle", to teraz powinnam napisać, że dzisiejsze miało już znamiona katastrofy.

By mieszkańcy byli zadowoleni

- Jak usłyszałem podczas jednej z sesji, że radni czują się wyalienowani, to jest nagrane, to pomyślałem, że coś trzeba z tym zrobić - mówił Marek Fryźlewicz dokonując wprowadzenia do idei budżetu obywatelskiego.

Burmistrz podczas ostatniego z tej serii spotkań z mieszkańcami posłużył się cytatami zaczerpniętymi z dodatku do Gazety Wyborczej. Czytał wypowiedzi krakowskich samorządowców, przewodniczących poszczególnych dzielnic którzy zachwalali ideę - podkreślając, że "było warto". - Mam nadzieję, że tak będzie i w Nowym Targu - dodał.

Prowadzący spotkanie Marcin Ozorowski deklarował pełną otwartość i gotowość do pomocy: - Zrobimy wszystko, by byli państwo zadowoleni.

Od razu pojawiły się pierwsze propozycje. Barbara Majcherczyk szybko wymieniła konieczne oświetlenie chodnika przy Wojska Polskiego, uzupełnienie chodnika, który dochodzi do kawałka błotnistego terenu, ponieważ kończy się tam działka należąca do spółdzielni i nie ma woli, by ludziom dać przejść czystą stopą.

Jak zauważyła - "siedem dni na głosowanie to krótki termin". - Nie zakładam złej woli burmistrza, ale wiadomo, że jak coś pójdzie nie tak to pieniądze wrócą do budżetu - mówiła. Poparły ją osoby mówiące, że chodzi o to, by móc stwierdzić, że "daliśmy ludziom szansę, a oni jej nie wykorzystali".

Diabły na szpilce

Mariusz Jelonek senior pytał: dlaczego w rozdawanej ludziom broszurze nie jest napisane, że co najmniej 500 osób musi oddać głos w tym projekcie, bo inaczej konsultacje będą nieważne. W odpowiedzi usłyszał, że jest to zapisane w zarządzeniu burmistrza.

- Wiem. Zarządzenie nr 4 zamieszczone na stronie Urzędu Miasta w jednej z zakładek. A kto z państwa to czytał, ręka w górę. Dwie osoby i ja, w sumie trzy. No właśnie. To mnie napawa obawą, bo jeśli w głosowaniu weźmie udział 499 osób to cały projekt przepadnie? Jeśli będzie małe zainteresowanie budżetem i przełoży się to na głosowanie to nic z tego całego budżetu obywatelskiego nie będzie? Czy pan burmistrz mógłby zmienić to swoje zarządzenie, żeby nie było tego "500"? To znaczy pan burmistrz może zmienić, ale czy to zrobi? - pytał.

- Istotą jest, żeby coś zrobić. Możemy tu snuć rozważania teologiczne "ile diabłów mieści się na ostrzu szpilki", ale nie oto tu chodzi - odparł Marek Fryźlewicz. Na uwagę, żeby lepiej nie wchodził na tematy teologiczne, dodał: - Ma pan rację, to pan jest po filozofii, ja testem zootechnikiem.

Jedna wielka hucpa

Janusz Tarnowski powątpiewał w realizację planów zgłoszonych przez nowotarżan. Radny powoływał się na swoje doświadczenia z Zakopanego, gdzie z bliska przyglądał się pracy urzędników. Opisując proces weryfikacji projektów posłużył się słowami jednej z zaangażowanych osób, że to "jedna wielka hucpa". - I tak to może wyglądać też u nas - skwitował.

Inny radny, Janusz Kawka wygłosił przemówienie-apel do radnych i kandydatów na radnych, by nie politykowali. - Od tego jest Urząd by państwa pomysły oszacować, przygotować. My radni mieliśmy 4 lata na zgłaszanie swoich pomysłów i interpelacji. Przyszedłem tu jako mieszkaniec, żeby posłuchać waszych pomysłów. Bo ja też miałem czas, żeby coś zrobić. Teraz nie chciałem się w ogóle odzywać, żeby nie padło pytanie co robiłem przez te cztery lata - stwierdził.

Doczekał się uwagi od kolegi-radnego, że właśnie sam zrobił sobie "piękną kampanię".

Ktoś komuś podebrał pomysł?

Zarzuty o prowadzenie agitacji przedwyborczej padły także pod adresem burmistrza. "Nikogo nie dziwi, że nagle teraz pan burmistrz proponuje ludziom budżet obywatelski. Nie można było tego zrobić wcześniej" - pytano.

- Oczywiście, że byłoby wygodniej, gdyby jakiś radny zgłosił pomysł. Czekałem i nic. Dlaczego ja? Bo nikt inny się nie garnął. Każdy radny mógł to zrobić, ale nie zrobił - tłumaczył samorządowiec.

Jedna z mieszkanek zażądała od obecnego na sali przewodniczącego Rady Miasta, by odniósł się do zarzutu burmistrza. Wypowiedź Pawła Liszki była zdumiewająca: - Pan burmistrz się przedstawia jako pomysłodawca tego budżetu... ale pomysł był wcześniej na naszych spotkaniach wewnętrznych omawiany. Wtedy się jednak mówiło, że się nie da...

Jak dotrzeć z informacją do mieszkańców

Potem zaczęto utyskiwać na nikłe zainteresowanie mieszkańców. W SDK było ok. 30 osób, ale ponad dwie trzecie stanowili urzędnicy, radni, czy kandydaci na radnych. Uwagi na temat niskiej frekwencji ucięte zostały stwierdzeniem, że "nie szkodzi, bo zawsze przychodzą ci, którym zależy. I to jest najważniejsze".

Kolejne zarzuty skierowane były pod adresem UM. Mówiono, że brakuje ludziom informacji. Na uwagę Doradcy Burmistrza d/s realizacji strategii rozwoju miasta, że przecież broszury mieszkańcy dostali do domów, padło twarde" nie dostaliśmy, wręczono nam je teraz".

- Staramy się dotrzeć do najszerszej grupy mieszkańców, wykorzystujemy wszystkie kanały. Księżą o tym mówią, media przychylne piszą. Ale wszelkie państwa uwagi są notowane i to będzie poprawione - obiecał burmistrz. - Rozkolportowano 12 tys. egzemplarzy broszur. Może czegoś nie przewidzieliśmy. O ile to będzie możliwe przemodelujemy sposób komunikowania się. Wykorzystany zostanie wewnętrzny kanał NTvK, skorzystamy z przyjaźni innych kanałów - dodał Marcin Ozorowski.

Kibel w Rynku

Ten zwrot padał podczas spotkania najczęściej. Posłużył jako przykład nieszczęsnej rejonizacji. Chodzi o to, że w zamyśle przygotowujących budżet obywatelski na dany projekt mogą głosować tylko osoby zameldowane w danej części miasta. To samo się tyczy samego zgłaszania pomysłów.

- Czy mogę zgłosić projekt "kibel w Rynku"? - pytał Jarosław Jakobiszyn. Padło "nie". - A gdzie jest napisane w regulaminie, że nie mogę? Nigdzie. A mogę głosować na powiedzmy istniejący projekt "kibel w Rynku" chociaż nie jestem zameldowany w tamtej części? Nie? A jest to napisane w regulaminie?

- Dobrze, może pan. Będzie dodatkowa opcja przy karcie do głosowania, że ktoś mieszkający w tej części miasta chce decydować o danej inwestycji, chociaż nie jest tam zameldowany - skapitulował Marcin Ozorowski. Jak dodał zasada rejonizacji jest podstawą, ale dla tych którzy będą chcieli głosować inaczej - przewidziana zostanie taka możliwość.

Jarosław Jakobiszyn nieufnie podszedł do deklaracji urzędnika domagając się precyzyjnego zapisu w regulaminie - Ja panu mówię, że będzie taka możliwość - zapewniał Marcin Ozorowski.

- Wybacz Marcin, ale nie ty stanowisz prawo... - rzucił Mariusz Jelonek.

Po obietnicy, że sprawa ta zostanie formalnie załatwiona, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej przeszedł do kolejnych nieścisłości w regulaminie. - Swój pomysł mam określić jako zgodny lub nie z planem zagospodarowania przestrzennego. Ale moje pomysły dotyczą obszaru, który takiego planu nie ma. Skoro go nie ma, to moja propozycja jest z nim zgodna, czy nie jest? - dociekał Jakobiszyn.

Zafiksowaliśmy się...

Takich pytań było więcej. Na pomoc prowadzący spotkanie wzywał sekretarz Miasta oraz skarbnika (na marginesie mała uwaga - pan skarbnik stojąc przed osobą, której udziela odpowiedzi - powinien raczej wyjąć rękę z kieszeni spodni).

- Zafiksowaliśmy się na sprawach formalnych, a liczyłem na propozycję od państwa i pomysły - mówił Marcin Ozorowski.

Pojawił się jednak konkretny pomysł. Mariusz Jelonek junior zaproponował zakup 200 książek do biblioteki. - Chodzi o bestsellery. Tak skłonimy dzieci do czytania. Wiemy jak jest teraz z czytaniem. Trzeba dzieciom podsunąć coś ciekawego, sam zacząłem w podstawówce czytać dopiero gdy wpadły mi w ręce odpowiednie książki - argumentował. I przeszedł do praktyki - od razu zebrał wymaganą liczbę głosów pod swoim pomysłem.

Stałym punktem spotkań jest - na zakończenie wyświetlanie kilkuminutowego filmu podsumowującego ostatnie lata, obfite w inwestycje. Tym razem mieszkańcy zaprotestowali, mówiąc że nie po to przyszli. I wyszli z sali.

Sabina Palka, zdj. Michał Adamowski

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 12.09.2014 21:37