02.09.2015 | Czytano: 1678

Marek Ziętara: Nie jesteśmy milionerami

- Pewnych rzeczy nie przeskoczymy, bo nie jesteśmy milionerami. Nie byliśmy w stanie przebić innych klubów, które naszych wychowanków skusiły kilkakrotnie wyższymi finansowymi ofertami – mówi trener Podhala, Marek Ziętara.

Sezon hokejowy za pasem. „Szarotki” we wtorek rozegrały ostatni sprawdzian przed ligowymi zmagania. Te zaczynają się w niedzielę. O nadziejach i rozterkach rozmawiamy ze szkoleniowcem nowotarskiej drużyny.

- Drużynę masz słabszą czy mocniejszą niż przed rokiem, gdy sięgała po brązowy medal?

- Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Po sparingach nie można zbudować takiej tezy. Pierwsze mecze o punkty odkryją prawdę o zespole. Z „brązowego” zespołu ubyło mi sześciu zawodników – czterech napastników (Dziubiński, Kapica, Kmiecik, Omeljanenko) oraz dwóch obrońców (Luczka, Imrich). W ich miejsce pozyskałem czterech atakujących (Jokila, Tapio, Zapała, Neupauer) i obrońcę (Ałeksiuk). Ilościowo jesteśmy na minusie. Zapała to doświadczenie i duże umiejętności. Będzie kierował fińskimi skrzydłowymi. To doświadczeni gracze, ograni w mocnych ligach. Mają umiejętności, by być wyrazistymi postaciami drużyny, a pewnie i ligi. Jednak na ocenę czy zespół jest mocniejszy przyjdzie czas. Jakościowo potencjał drużyny wydaje się być podobny. Ubiegłoroczna drużyna była już złożona. Była łatwość w jej prowadzeniu, w realizacji założeń taktycznych. Teraz praktycznie każdy atak jest nowy. Potrzeba czasu, żeby formacje się zazębiły. Pierwsze mecze pokażą, czy konieczne będą zmiany w ustawieniu poszczególnych ataków czy też par defensorów. Chciałbym mieć trzy stabilne formacje i dobrze dysponowane, jak w ubiegłym sezonie. Lepiej mieć stabilną drużynę przez dłuższy okres czasu, z minimalnymi retuszami, bo wtedy łatwiej się pracuje i można osiągnąć lepsze rezultaty. Zawodnicy wiedzą czego od nich oczekuję. A w tej kwestii aktualnie jest znak zapytania.

- Zapewne po wywalczeniu brązowego medalu liczyłeś, że wychowankowie nie będą odchodzić. Więcej, kolejni wrócą na stare śmieci. Zresztą taki był plan, to obiecywali działacze, gdy obejmowałeś drużynę.

- Ideałem byłoby, żeby udało się wychowanków zatrzymać i jeszcze wrócili kolejni. To byłoby ukoronowaniem mojej trzyletniej pracy. Byłaby drużyna na jaką liczyłem w końcowym etapie mojego planu. Niestety pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Nie jesteśmy milionerami. Nie byliśmy w stanie przebić oferty innych klubów, kilkakrotnie bogatszych. Ubolewam nad tym, ale nie mam pretensji do chłopaków, bo jak mają okazję zarobić, to dlaczego z tego mieliby nie skorzystać. Takie jest życie. Trzeba pracować z tym co się ma.

- Marzeniem byłoby, gdyby wszyscy wrócili i byli Finowie.

- To byłoby idealne. Coś o czym marzyłem, żeby w kolejnych latach iść do przodu. Niestety realia są takie, a nie inne.

- Tymczasem apetyt kibica po poprzednim sezonie wzrósł. Brązowy medal na pewno wyostrzył podniebienia.

- Od razu uczulam na taką rzecz. Jeszcze dwa lata temu byliśmy ogonem tabeli. W ubiegłym sezonie wskoczyliśmy na podium. Trzeba pamiętać, że system rozgrywek jest tak ułożony, że po dwóch rundach następuje podział na silniejszą i słabszą szóstkę. Cele trzeba wyznaczać małymi kroczkami. Tym pierwszym jest awans do pierwszej szóstki. To jest priorytet. Przez te dwie rundy każda drużyna wypruwać będzie sobie żyły, by się w niej znaleźć. To będą najtrudniejsze rundy, które pokażą potencjał i wartość zespołów. Będziemy mieli jasność co do swoich i rywali możliwości. Wtedy będziemy mogli wytyczać sobie kolejne cele. Tak naprawdę to nie wiemy czym dysponują przeciwnicy. Każdy sezon jest inny. Z wyjątkiem Tychów pozostałe drużyny są przebudowane. Jest duża niewiadoma jakim materiałem ludzkim dysponują.

- Skład masz wąski. Cztery piątki i pustka. Manewrów niewiele, żeby nie powiedzieć żadnych, w przypadku kontuzji. Nie boisz się, że może dojść do sytuacji, odpukać w niemalowane drzewo, że kontuzje zdemolują ci zespół.

- Boję się. Jest spore ryzyko. Już kontuzja Damiana Tomasika przysporzyła mi sporo kłopotów, a to tylko jeden zawodnik. Nie daj Boże, żeby absencji było więcej. Niech kontuzje omijają nas szerokim lukiem. Ważne, żeby zawodnicy, którzy będą motorem napędowym zespołu byli cały czas do mojej dyspozycji. Na wypadki losowe nie mam najmniejszego wpływu. Problemem jest brak zaplecza. To nie dawne czasy, że sięgało się do drużyny juniorskiej, by chociaż ilościowo, jeśli nie jakościowo, uzupełnić skład. Przed trzema laty, gdy obejmowałem zespół, wszystko co było w klubie wziąłem do pierwszej drużyny. Po spadku do pierwszej ligi większość dobrych zawodników odeszła. Ratowałem się całymi rocznikami 1994 i 1995. Włączyłem do zespołu chyba 13 graczy. Jedni się sprawdzili, inni nie. W zapleczu jest dziura i przez kilka sezonów nie będzie możliwości uzupełniania składu własnymi młodymi wychowankami. Dlatego tak ważne jest, żeby przez kilka sezonów nie stracić tych, którymi aktualnie gramy. Dopóki nie dojdą młodzi, zdolny zawodnicy. A to proces długotrwały.

- Liga nam się rozrosła do 12 zespołów. To dobry ruch?

- Można na to spojrzeć z dwóch stron. Jeśli chodzi o stronę sportową, to lepiej byłoby, by w PHL grało osiem zespołów, a pierwszą ligę tworzyło 6-8 teamów. Z drugiej strony, patrząc na kłopoty finansowe klubów i problemy z pozyskaniem sponsorów, to gra w pierwszej lidze może doprowadzić do rozpadu kolejnego klubu. Danie im szansy gry w ekstraklasie stwarza nadzieję na przetrwanie, znalezienie środków na utrzymanie drużyny. Tym bardziej, iż z każdym rokiem klubów jest coraz mniej.

- Dokooptowanie SMS do PHL, to dobry pomysł?

- Dobry, ale o wiele lat spóźniony. Gra z najlepszymi, to znakomita forma przygotowania do mistrzostw świata młodzieżowców, pod warunkiem, że większość zawodników będzie w tej drużynie grała.

Rozmawiał Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama