01.03.2016 | Czytano: 1378

Suweniry górali

AKTUALIZACJA ! - Wielkiewicz grypa, Kania – kolano. To chyba nigdy się nie skończy – mówił przed pierwszym gwizdkiem trener Marek Ziętara.

A jeszcze w sobotę cieszył się, że po raz pierwszy od dwóch miesięcy mógł skorzystać ze wszystkich graczy. Choroby i kontuzje prześladują w tym sezonie jego zespół. I pewnie nie byłoby problemu, gdyby – jak drzewiej – można byłoby ich kimś zastąpić. Zawsze byli juniorzy, którzy tylko czekali na potknięcie „starych”, by wykorzystać szansę. Ale to już przeszłość. Dzisiaj o „kuźni hokejowych talentów” trzeba mówić w czasie przeszłym. MMKS nawet nie zgłosił juniorów młodszych do rozgrywek! Stąd też po „sztuki” trzeba sięgać poza granice kraju.

Ale wróćmy do tego co działo się na tyskim lodowisku. W pierwszych minutach górale zostali zamroczeni po czterech potężnych ciosach rywala. W niespełna 11 minut. Tyszanie zmusili szkoleniowców Podhala do zmiany bramkarza. Dodajmy, że wszystkie gole tyszanie zdobyli po prezentach nowotarżan. Najpierw skrzydłowy mało agresywnie atakował pod bandą Kolusza, który zagrał do Pociechy, a Tapio nie zdołał go pokryć. Przy drugim golu McGregor w dziecinny sposób dał sobie odebrać krążek i Raszka po raz drugi skapitulował. Czwarty gol to zasluga Haverinena. Ten ostatni boli, bo Podhalanie grali w przewadze. 4- minutowego okresu gry o jednego zawodnika więcej nie potrafili zamienić na gola, ale gdy tyszanin pojawił się na lodzie Wronka dograł do Bryniczki, a ten trafił w górny róg bramki.

W drugiej tercji nie było urodzaju na gole. Mecz się wyrównał. Oba zespoły miały okazje do zmiany wyniku. Z jednej strony Bepierszcz, który przegrał pojedynek sam na sam z B. Kapicą. Podhale grało wtedy w przewadze. Z drugiej strony na uwagę zasługuje świetne podanie Wronki na drugi słupek do Gruszki. W końcówce odsłony Zapała za faul na Vitku dostał 5 +20 minut kary. Co jeszcze bardziej skomplikowało sytuację gości.

Podhalanie dobrze grali w osłabieniu, nie stracili gola, a „padli” dopiero w końcówce. Kolusz zdobył gola po niedokładnym zagraniu obrońcy z narożnika lodowiska. Kolejne dwa gole mistrzowie Polski zdobyli w ostatniej minucie. Różański nie zdołał dojechać do Pociechy i zablokować jego strzał. Przy ostatnim trafieniu krążek odbił się od Tomasika i spadł przed Galanta stojącego samotnie przed bramką B. Kapicy.

- Brak słów. Po 10 minutach było po meczu. Prezenty, prezentami, ale... Sześć strzałów i cztery gole, z tego dwie z niebieskiej linii. Na takim poziomie nie powinno tak być. Odrobienie starł stało się mało realne, ale w drugiej tercji chłopaki walczyli, wzięli się do pracy. Zagrali dobrze. Potem wyleciał nam Zapała. Szkoda dwóch bramek zdobytych w ostatniej minucie – podsumował Marek Ziętara.

GKS Tychy - TatrySki Podhale Nowy Targ 7:1 (4:1, 0:0, 3:0)
1:0 Pociecha – Kolusz (3:48)
2:0 Kolarz – Komorski (8:08)
3:0 Witecki – Bepierszcz – Bryk (9:53)
4:0 Witecki (10:36 w osłabieniu)
4:1 Bryniczka – Wronka – Gruszka (14:25)
5:1 Kolusz – Galant (49:50)
6:1 Pociecha – Kolusz (59:01)
7:1 Galant – Bepierszcz – Ciura (59:49)
Stan rywalizacji play off 2:0 do czterech wygranych.
GKS Tychy: Żigardy; Ciura – Kolarz, Pociecha – Hertl, Kotlorz – Bryk, Woźnica – Gazda; Bepierszcz – Galant – Witecki, Kolusz – Majoch – Łopuski, Vitek – Komorski – Vozdecky, Kogut – Rzeszutko – Bagiński. Trener Jirzi Szejba.
TatrySki Podhale: Raszka (10:36 B. Kapica); Haverinen – Jaśkiewicz, Sulka – Tomasik, Mrugała – Łabuz, Wojdyła; Jokila – Zapała – McGregor, Wronka – Bryniczka - Gruszka, M. Michalski - Neupauer - Zarotyńki, Tapio – Daniel Kapica – Różański. Trener Marek Ziętara.

Stefan Leśniowski
 

Komentarze







reklama