16.09.2013 | Czytano: 5411

Co z hokejem?

Prawdziwa inauguracja sezonu hokejowego przewidziana jest na piątek, ale już 13 września rozegrano awansem jeden mecz. Można więc powiedzieć, że krążek jest już w grze, po wielkich perturbacjach. Sportowe Podhale prowadziło debatę: „Co z polskim i podhalańskim hokejem?

- Gorące mieliśmy hokejowe lato. O hokeju mówiło i pisało się dużo, ale chyba nie o taką promocję chodziło. Niewiele zabrakło, a w najbiedniejszej lidze byłby lokaut.
Tadeusz Japoł ( były działacz i prezes Podhala oraz wiceprezes PZHL).
- Od 20 lat polski hokej stacza się po równi pochyłej i nie widać zielonego światełka w tunelu. Wojenki dyscyplinie nie służą. Chorobę trzeba leczyć od góry, od centrali. Tylko wtedy hokej może wrócić na właściwe tory. Starzy kibice wiedzą, w jakim był miejscu. Nie można na łapu capu zmieniać regulaminy, a już nie w trakcie sezonu, bo i to się zdarzało. Związek nie może być dyktatorem, powinien konsultować się ze środowiskiem. W Związku nie powinni być ludzie, który na hokeju się nie znają. To jest specyficzna dyscyplina. Organizacja wymaga wiedzy i poświęcenia, a nie pustych słów.
Jacek Kubowicz ( były hokeista Podhala, 4-krotny mistrz Polski i reprezentant kraju).
- Wylane zostały wszystkie pomyje na PZHL. Czy potrzebna jest liga zawodowa? Zmiany są konieczne, bo świat idzie do przodu. Nie może się liga zatrzymać na czasach, gdy myśmy grali, czyli 15-20 lat temu. Reforma była jednak na chybcika robiona, bez pomyślunku. Takie sprawy wymagają czasu i wyprostowania. Może ten pomysł w końcowym rozrachunku okazać się dobrym. Sponsora jak nie było 20 lat temu, tak nadal nie ma. Może przy lidze zawodowej będzie szybciej do zdobycia. Jeśli chodzi o wymogi licencyjne i te zaczarowane 2 mln. złotych, to uważam, że jest to śmieszna kwota. Wiem, że 2-3 kluby zamkną się w budżecie 1,2 mln., a przedstawiły wymagane gwarancje. Papier wszystko przyjmie.

- W PZHL nie mówi się jednym głosem. Ci co do wyborów szli ramię w ramię z prezesem, teraz są jego antagonistami.
Jacek Kubowicz: - W centrali pojawiły się nowe nazwiska. Prezes działał w siatkówce, w Płomieniu Sosnowiec, ale w końcowym rozrachunku nie bardzo mu tam poszło. Klubom nie podoba się asystent prezesa Kaźmierczak, a także Wołosz. To kolejne osoby wyciągnięte z kapelusza. Dowiadujemy się o dużych dla nich, jak na polski hokej, honorariach. Nic więc dziwnego, że prezesi klubowi dali mocne weto sponsorowaniu tych panów. Uważam, że dobrze postąpili. Uznali, że polskim hokejem rządzą niekompetentni ludzie.
Tadeusz Japoł: - Prezes jako główna siła związku nie musi się znać na hokeju. Prezes niech będzie ekonomistą, od szukania pieniędzy, a hokejem nich zajmują się fachowcy. Nie tylko trzeba się znać na hokeju, ale go kochać. Doradcy powinni przedstawić plan rozwoju. Od paru lat spadamy na łeb na szyję na międzynarodowej arenie i taki plan odnowy na gwałt jest potrzebny. Trzeba rozpocząć rewolucję od młodzieży. Związek powinien wymóc na klubach posiadanie zespołów młodzieżowych. Tak było przez szereg lat. Obecnie spółki mają z tym problem. Powoływane są dla jednej drużyny i nie są zainteresowane szkoleniem. Związek powinien ująć to w czytelne ramy. W latach 70- tych prezes Baildonu stwierdził, że jest ekonomistą i bardziej mu się opłaca kupić niż szkolić. Kilka lat później klub zniknął z hokejowej mapy Polski.
Jacek Kubowicz: - Prezesie, „to se ne vrati”. Wtedy były inne czasy. Sport finansowany był przez kopalnie, huty, zakłady przemysłowe. Teraz zastąpiono fabryki sponsorami, a ci są niecierpliwi. Chcą szybkiego wyniku, bo to jest sukces marketingowy. Przykładem może być Filipiak. On mało inwestuje, odsetki daje na Cracovię. Gdyby przed 10 laty zainwestował w 10-latka, to dzisiaj miałby seniora. Ale skalkulował i to mu się nie opłaciło.
Tadeusz Japoł: - Teraz ma tego efekty.
Jacek Kubowicz: - Właśnie, że ma. W postaci mistrzowskich tytułów. Z tego rozlicza trenera, to daje mu satysfakcję. Nikt go nie rozlicza z wyniku grup młodzieżowych, nie ma z tego dotacji, ani Związek za to go nie doceni.

- „ Rosyjscy trenerzy mieli być zbawieniem polskiego hokeja, a go skłócili. Liczyłem, że za spore pieniądze, które pobierają, opracują system szkolenia od najmłodszych po seniora. Tymczasem skupili się na budowie Dream Teamu i na 2 -tygodniowych akcjach” – mówił Walenty Ziętara w wywiadzie dla Sportowego Podhala. Podzielacie tę opinię?
Tadeusz Japoł: - Oczywiście. Gdy reprezentację Polski prowadził Anatolij Jegorow, to nie tylko jeździł i obserwował kadrowiczów podczas ligowych spotkań, ale również uczestniczył w klubowych treningach. „Tola” w Podhalu prowadził zajęcia z Mieczysławem Chmurą. Ujednolicił system szkolenia i po dwóch latach przyszedł pierwszy sukces, awans do światowej elity, w której nie byliśmy chłopcami do bicia. Dla mnie jest niepojęte, że zatrudniamy fachowców za duże pieniądze i tak słabo są wykorzystywani. Słyszę też, że zawodników do reprezentacji powoływał kto inny lub z rekomendacji. To jest nie do pomyślenia. Efekt jest taki, jaki jest. To nie pierwszy raz, bo takiego selekcjonera już mieliśmy z Czech.
Jacek Kubowicz: - Błąd popełnił Związek przy podpisywaniu kontraktu. Przy tak wysokich apanażach wszystko można sobie zastrzec. Jeśli pracodawca nie wymaga od pracownika, to wiemy jak to wygląda. Raczej robimy minimum niż maksimum. Oni tak robią. Związek zawinił, że nie przedstawił jasnych warunków. A to, że ich trzyma przy braku sukcesów, to wielka tajemnica.

- Powołany przez nich Dream Team wzbudza mnóstwo kontrowersji.
Jacek Kubowicz: - Wzbudza, ale jeśli miałbym 2 mln. euro na hokej w polskich realiach, to zostałbym zarzucony ofertami nie tylko polskich kadrowiczów. Miałbym ich wyrzucić? Stwarzam im dobre warunki, więc do mnie się garną. W poprzednich latach takim Dream Teamem był Sanok, który skupiał największą ilość reprezentantów i nie słychać było larum.
Tadeusz Japoł: - Mam odmienne zdanie. Krynica to sztuczny twór centrali i dla mnie jest nie do przyjęcia. Zrozumiałbym, gdy z tego projektu były jakieś korzyści szkoleniowe, a takie mogłyby być, gdyby ten zespół grał w KHL czy EBEL. Gdyby grał z mocniejszymi, bo wtedy tylko można się rozwijać. Ale w naszej lidze? Zawodnicy nie podniosą poziomu. Kiedyś w NRD były tylko dwa kluby, z których wywodzili się reprezentanci kraju, a drużyna narodowa była średniakiem. Nie pięła się w górę. Żeby dyscyplina coś zyskała, to zawodnicy w niej występujący muszą mieć wzorce i mierzyć się z silną konkurencją. Wtedy można się czegoś nauczyć. Tak będą to kolejne pieniądze wyrzucone w błoto.
Jacek Kubowicz: - Prezesie, a jeśli klub stać na zatrudnienie dziesięciu reprezentantów. Może ich zatrudnić?
Tadeusz Japoł: - Może.
Jacek Kubowicz: - Tak też się stało w Krynicy.
Tadeusz Japoł: - Dla mnie jest to sztuczny twór, który polskiemu hokejowi nie pomoże. Jeśli kluby finansowo są mocne i mają gwarancje bankowe, to niech sobie kupują, ale wiemy jak z finansami jest w naszych klubach. Potem zawodnicy chodzą i upominają się o należne im pieniądze. Co się dzieje w Krynicy? Zawodnicy są wypłaceni?

- Wierzycie, że tajemniczy sponsor przyjedzie na białym koniu i uratuje polski hokej?
Jacek Kubowicz: - Ha, ha, ha. Już tyle było zapowiedzi jego pojawienia się, że wydaje mi się, iż ta wizja coraz bardziej się oddala. Nawet zawodnicy bezpośrednio zainteresowani nie bardzo w to wierzą, chociaż nadal przebywają w Krynicy. Szkoda mi chłopaków z Nowego Targu. Chciałbym jak oni wierzyć w jego pojawienie się. Co w przeciwnym razie stanie się z reprezentacją? Mówi się o milionowych długach, kredytach, o budżecie wyczerpanym na ten rok, a tymczasem przed drużynami narodowymi dwa Challenge i przygotowania do mistrzostwa świata U20. Co będzie dalej, czas pokaże.
Tadeusz Japoł: - Lepszy wróbel w garści niż skowronek na dachu. Ten skowronek jak na razie nie pojawił się na dachu i trudno powiedzieć, gdzie uwił swoje gniazdko. Podobnie jak Jacek chciałbym, by duże pieniądze pojawiły się w hokeju, ale jeśli się już pojawią, to żeby były rozsądnie wydawane. Z drugiej strony, kto przychodzi do bankruta. Ten, kto wyłoży pieniądze chciałby mieć efekty sportowe. Tymczasem jesteśmy w trzeciej lidze światowej. Jeśli w takim tempie będziemy się cofać, to niedługo dogonią nas afrykańskie kraje. Sponsor się pojawi, gdy dyscyplina będzie widoczna nie tylko w kraju, ale przede wszystkim poza jego granicami. Marzeniem moim i zapewne kibiców jest, by Polska wreszcie uczestniczyła w igrzyskach olimpijskich. To już jest kosmiczna odległość.

- Ośmiu obcokrajowców bez dodatkowych opłat i każdy kolejny za 25 tys. – taki przyjęto model odbudowy hokeja. Taka ilość obcokrajowców nie zamknie drogi rozwoju młodym polskim hokeistom?
Tadeusz Japoł: - To jest zabijanie hokeja, a nie faworyzowanie bogatych. To jest 80, a może i 100 zawodników mniej do dyspozycji kadry. Jesteśmy Polakami i chcielibyśmy godnie reprezentować swój kraj. Tylko niedługo nie będzie kim. Jeśli stać kluby na 8 czy więcej przeciętnych obcokrajowców, to dlaczego nie kupią działacze dwóch z najwyższej półki, lepszych od naszych o 2-3 klasy. Nasi będą ich podpatrywać i uczyć się. Powinniśmy bazować na własnych wychowankach. Będąc działaczem Podhala największą radość sprawiały mi zdobyte tytuły mistrza Polski własnymi zawodnikami i trenerami.
Jacek Kubowicz: - Zgadzam się z prezesem. Limit powinien być obniżony. Też uważam, że lepiej kupić dwóch bardzo dobrych graczy europejskiego formatu, ale… Jest „ale”. Kto do nas przyjedzie? Nawet, gdybyśmy zaproponowali 10 tys. euro, to nie pojawią się, bo po rocznym pobycie w naszej lidze nie dostaliby chleba w innych ligach. U nas się nie wypromują i wybierają inne kraje. Do nas trafiają, może nie odpady, bo coś swoją grą wnoszą, co widać w statystykach, ale przed sportową emeryturą. Może rozwiązaniem jest powrót do SMS, która uczyła najlepszych zawodników. Wszyscy wiemy, że teraz przychodzą do „szkółki” chłopcy nie najwyższych lotów. Jak powstawała, to opuszczający jej mury znajdowali miejsce w ekstraklasie. Obecnie na 12-tu - w reprezentacji U20 grało tylko 8 z SMS, a reszta z klubów – trzech znajduje miejsce w ekstralidze lub pierwszej lidze, pozostali kończą karierę. Pieniądze wyrzucone w błoto.

- Z ligi nikt nie spada. Nie obawiacie się, że drużyna, która już nie ma o co grać, ze względów oszczędnościowych odpuści rozgrywki?
Jacek Kubowicz: - Osiem drużyn wchodzi do play off i myślę, że walka będzie do ostatniej kolejki. Jeśli odpuszczą, a przyjdzie do rozmów sponsorskich, to będą niezwykle trudne. Sponsor może powiedzieć: „jeśli gracie trzy miesiące, to za tyle wam płacę”.
Tadeusz Japoł: - Każdy sportowiec powinien dążyć do zwycięstwa. Nie znajdą się tacy, którzy odpuszczą. Wyleci z ligi, czy nie wyleci jest mało istotne przy obecnym stanie polskiego hokeja. Uważam, że kogo stać, ten powinien grać w ekstraklasie. Nawet 14 zespołów, jeśli budżet puszczałyby. Gramy jedną rundę, a potem robimy selekcję. Jeśli klub będzie grał w ekstraklasie, to łatwiej mu będzie pozyskać sponsora. Dla mnie niezrozumiała była sytuacja w 2010 roku, kiedy mistrz Polski musiał grać baraż. To było nieporozumienie przy obecnym stanie ilościowym i słabości hokeja.

- Które kluby walczyć będą o mistrzostwo Polski?
Jacek Kubowicz: - JKH z Tychami, taki będzie finał na dzień dzisiejszy.
Tadeusz Japoł: - Nie wyobrażam sobie, żeby Dream Team z takim potencjałem nie zdobył mistrzostwa. Oczywiście jeśli będzie istniał.
Jacek Kubowicz: - Panie prezesie, Krynicy nie ma na obecną chwilę.

- Jaką rolę odegra Podhale?
Jacek Kubowicz: - Obrońcy potrzebni są od zaraz.
Tadeusz Japoł: - Podhale musi się wzmocnić. Jeśli jednak tak się nie stanie, to nie powinno się rozdzierać szat. Wychowywać i cierpliwie czekać na efekty edukacyjne młodzieży. Może za rok, a może za dwa będziemy mocniejsi. Liczę, że ustabilizuje się sytuacja finansowa klubu i wychowankowie porozrzucani po innych zespołach wrócą na stare śmieci.

- Budowa Podhala idzie we właściwym kierunku?
Tadeusz Japoł: - Podhale obrało drogę, którą myśmy podążali. Wtedy do pierwszego zespołu wchodzili 16 i 17 – latkowie i odgrywali w zespole czołową rolę. 30 letni zawodnik robił miejsce dla młodszego. Zarząd obligował trenera, żeby co roku wprowadzał 2-3 graczy młodych, a przecież mieliśmy wtedy najmocniejszy skład, w którym roiło się od reprezentantów Polski. Mozolnie budowaliśmy drużynę, która potem przez wiele lat rządziła i dzieliła na krajowym podwórku. Nie da się pewnych rzeczy przeskoczyć. Za moich czasów U18 i U20 grały w światowej elicie, zajmowały piąte i ósme miejsca, ale z młodszej grupy 80% zawodników grało w lidze, a starszej 100%.

- Wtedy młodzież od razu biła się o reprezentację kraju. Teraz tego nie da się zauważyć.
Tadeusz Japoł: - Nie ustępowała starszym, bo miała w drużynie wzorce i dążyła do tego, by gwizdom dorównać. Szkolenie odgrywa dużą rolę. Trzeba wrócić do wzorców, które przynosiły wymierne efekty. Zacząć trzeba od dyscypliny w szatni, bo nie zaobserwowałem, by była. Nie może być też tak, że trener ostatni przychodzi na trening i pierwszy go opuszcza. Niedawno był zakaz, że młodsi nie mogą grać w starszych rocznikach. Jeśli jest lepszy, to powinien, bo wtedy możemy dochować się rodzynków, które mieliśmy w Podhalu i Polsce. W swojej kategorii talent jest zabijany.
Jacek Kubowicz: - Taki stan spowodowany jest brakiem konkurencji. Trener nie ma z czego wybrać. Bierze to co ma. Dlatego młodzi robią w wolniejszym tempie postępy. W pierwszej drużynie jest dziesięciu juniorów, ale po raz pierwszy w 80-letniej historii klubu łączymy Centralną Ligę Juniorów z innym klubem. To nie było do pomyślenia za czasów prezesa Japoła. Nawet 10 lat wstecz. Trener ma 15 graczy i wszyscy muszą grać. Żaden zawodnik nie przejmuje się, że nie znajdzie się w składzie, że ktoś się będzie z niego śmiał. Za naszych czasów pozostawanie poza składem było wstydem przed kolegami z bloku i ulicy. Teraz zawodnik wie, że będzie grał, bo ligi nie da się ograć dziesięcioma zawodnikami.

- Nie obawiacie się, że – co pokazały sprawdziany – wysokie porażki mogą zniechęcić kibica do odwiedzania hali lodowej?
Jacek Kubowicz: - Łaska kibica na pstrym koniu jeździ – to powiedzenie wszyscy znają. Przekonał się o tym Sanok, gdy słabsze wyniki w końcówce ubiegłego sezonu zmniejszyły frekwencję o połowę. Kibic wymaga wyników, dobrej gry i poświęcenia. Chciałbym, by frekwencja była średnio po 1,5 tysiąca osób, ale… Obawiam się, że wyniki będą ją regulować.

- Pani prezes wierzy w inteligencję kibiców. Ty nie?
Jacek Kubowicz: - Krucha jest taka wiara. Nie wiem jak podpisane są sponsorskie umowy, nie wiem czy są długofalowe, czy tylko na sezon. Za kontraktami idzie wynik. To się liczy.

- Czy nie uważacie, że pani prezes została oszukana przez kluby, z którymi trzymała sztamę. One na bojkocie ugrały swoje, a Podhale i tak musiało zapłacić za „dziką kratę”.
Jacek Kubowicz: - Ale ugrała, że zapłaciła połowę mniej. W klubie została kasa np. na wzmocnienia. Sześć klubów postawiło sprawę na ostrzu noża, ale byłem przekonany, że dojdzie do porozumienia. Bo gdzie te kluby miałyby grać? Utworzyć ligę nie jest tak prosto. Kto miałby im gwizdać? Wydział Sędziowski podlega pod PZHL, a ten zapewne zabroniłby sędziowania. Zbuntowani musieliby się posiłkować arbitrami ze Słowacji i Czech, a to dodatkowe koszty. Kursy sędziowskie też organizuje centrala. Nie wierzę, że prezes Hałasik zgodziłby się na oddelegowanie arbitrów do Superligi, bo ktoś zaproponował taką nazwę.
Tadeusz Japoł: - Prezes została wpuszczona w maliny, powiem niegrzecznie. Są regulaminy i należy je przestrzegać. Jeśli gramy w myśl regulaminu PZHL, to on nie przewiduje „dzikiej karty”. Nie ma też mowy o podwyższonym wpisowym. To jest łamanie prawa. Jeśli już to złożyć te pieniądze w depozycie Związku na tzw. czarną godzinę, gdyby klub był niewypłacalny wobec zawodników. Ale cały czas te pieniądze byłyby klubowe, nikt inny za nie mógłby żyć. Jeśli nie przestrzega się reguł, które sami opracowali, to nie dziwmy się sytuacji jakiej byliśmy świadkami.

- Poprzedni zarząd Podhala zostawił klub w wielkich finansowych tarapatach. Za to nie poniósł żadnej odpowiedzialności.
Tadeusz Japoł: - Ludzie w zarządach są społecznikami. Natomiast ci, którzy mieli płacone, a prawdopodobnie tak było, to powinni być pociągnięci do odpowiedzialności. Nie tylko poprzedni zarząd, ale poprzednicy również.
Jacek Kubowicz: - Mamy złe prawo o stowarzyszeniach. Poprzedni zarząd zostawił ponad 600 tysięcy długu i nie ponosi żadnych odpowiedzialności. Powinien, ale nie prawnie. Mamy przykład z Sosnowa. Tam była spółka, ale i w tym przypadku wątpię, że po ogłoszeniu upadłości, ktoś będzie szarpany. Powtarzam prawo jest złe. Dług jest dużym obciążeniem dla obecnie panujących, bo dłużnicy upominają się o swoje. Zarząd ma działalność bieżącą, a musi zajmować się zadłużeniem. Z tego co wiem, to w pierwszym roku działalności z szafy wypadały trupy. O niektórych zarząd nawet nie miał pojęcia.

- Mamy prezesa związanego kiedyś z siatkówką. Czy hokej w Polsce ma szansę dorównać popularności siatkówce?
Jacek Kubowicz: - Oby nie stało się to, co z Płomieniem Sosnowiec.
Tadeusz Japoł: - Za mojego życia na pewno nie. Myślę, że nawet za 10 lat nie dorówna.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama