20.10.2013 | Czytano: 1553

Dwa oblicza(+zdjęcia)

Juniorzy Podhala pokazali dwa różne oblicza w konfrontacji na szczycie z Sanokiem. To dobre w sobotę, złe nazajutrz. W pierwszym występie było wszystko, co mogło zadowolić nawet najwybredniejszego kibica. W niedzielę górale przeszli obok meczu.

- Wczoraj drużyna walczyła i aż miło było patrzyć, a dzisiaj jakby wyszli inni zawodnicy na lód. Rozumiem, że wczesna pora, ale zaspaniem nie można wszystkiego tłumaczyć. Dla rywala warunki były takie same. On jednak chciał wygrać, a my nie. Mam wrażenie, że niektórzy zawodnicy robią łaskę, że grają. Szkoda, bo to nie buduje morale i podejścia do tego co się robi. Nie ma ich kim zastąpić, są nie do ruszenia. Jeśli nie zrozumieją na czym ta zabawa polega, to nigdy nie będą grać w hokeja, a my będziemy się frustrować – grzmi trener „szarotek”, Ryszard Kaczmarczyk. 

Zespoły w pierwszej tercji sobotniej potyczki badały się, w drugiej nowotarżanie przystąpili do kontrofensywy. Wypracowali sobie kilka świetnych okazji do objęcia prowadzenia. Nie wykorzystali nawet czterech sytuacji sam na sam. To się zemściło. Goście praktycznie z nijakiej akcji objęli prowadzenie. Jeszcze w tej odsłonie górale doprowadzili do wyrównania. A w trzeciej…

- Więcej sytuacji mieli przyjezdni – przyznaje trener Podhala, Ryszard Kaczmarczyk. – Świetnie bronił B. Kapica. Dostaliśmy gola, ale Stypuła z karnego trafił w okienko. Kontra Jachimczyka również zakończyła się zerwaniem „pajęczyny” z sanockiej bramki. Dwie piękne bramki. Przełomowym momentem była gra sanoczan w podwójnej przewadze, podczas której Stypuła zdobył czwartego gola. Jednak głupia strata krążka i goście złapali z nami kontakt. Nerwowa końcówka, bo sanoczanie mocno przycisnęli, ale mądrze się broniliśmy i mieliśmy szanse umieścić krążek w pustej bramce przeciwnika. Fajny mecz, sporo walki. Takie mecze warto grać, bo dużo dają zawodnikom, mogą się uczyć. Podczas emocji rączki się trzęsą, nieprecyzyjne są podania i strzały. Im więcej takich meczów, tym zawodnicy nabierają więcej doświadczenia.

Wydawało się, że nowotarżanie pójdą za ciosem. Nic z tego, nazajutrz na taflę wyszła jakby inna drużyna. Bez iskry, charakteru. Na to dosadne powiedzenie ma kierownik drużyny seniorskiej Podhala, Stanisław Pala. Tym razem jeszcze go nie zacytujemy.

- To co zademonstrowaliśmy w pierwszej tercji, to kompromitacja – mówi Ryszard Kaczmarczyk. – Odniosłem wrażenie, że niektórzy zawodnicy za karę grają. 16 minut kar na początku meczu. Do 12 minuty cały czas graliśmy w osłabieniu, aczkolwiek w tej fazie graliśmy całkiem przyzwoicie. Po straconej drugiej bramce w niespełna dwie minuty było już 0:4. Teoretycznie było po meczu, aczkolwiek od drugiej tercji zgraliśmy przyzwoicie i była szansa na odwrócenie rezultatu. Niestety, gdy dochodziliśmy rywala, to robiliśmy proste błędy przy wyprowadzeniu krążka, kiwając się, czy też nie pokryliśmy rywala, a do tego dochodziły bezmyślne faule. Robiliśmy wszystko, by tego meczu nie odwrócić. Nie wymagam od chłopaków samych zwycięstw, bo w finałach może być inny zespół, ale chcę, żeby czegoś się uczyli. Mam wrażenie, że oni za karę grają. Szkoda, bo to nie buduje morale i podejścia do tego co się robi. Jeśli tego nie zrozumieją, to nigdy nie będą grać w hokeja, a my będziemy się frustrować. Problemem jest to, że nie ma ich kim zastąpić. Są nie do ruszenia.

MMKS Podhale Nowy Targ – Ciarko Sanok 4:3 (0:0, 1:1, 3:2) i 4:7 (1:4, 2:2, 1:1)
Bramki dla Podhala: Stypuła 3, Jachimczyk (I mecz); Plewa 2, Szal, Dębowski (II mecz).

MMKS Podhale: B. Kapica – Gołębiowski, Szal, Jachimczyk, Pustułka, Szuba – Dębowski, Sulka, Stypuła, Siuty, Plewa – Banaś, Pribula, Janowiec, Špirko, Słota – Dudzik, Piksa. Trener Ryszard Kaczmarczyk. W rewanżu bramki strzegł Sułkowski, nie grał Stypuła.

Tekst i zdjęcia Stefan Leśniowski 

Komentarze







reklama