20.10.2013 | Czytano: 2001

W różnych nastrojach(+zdjęcia)

Podhale zwycięskie i nazajutrz rozbite przez przybyszki znad morza. Szarotka wraca z Kębłowa z dwoma zwycięstwami. To weekendowe osiągnięcia nowotarskich drużyn w unihokejowej ekstralidze kobiet.

– Tak czasami bywa. Gdańsk dobrze zaczął, i trudno było odrobić straty, gdy swój dzień ma bramkarka, a nas owładnęła strzelecka niemoc. Może dobrze, że dziewczyny nie wygrały dwóch spotkań, bo poczułyby się mistrzyniami świata, a sporo jeszcze przed nimi pracy. Trzeba systematycznie ćwiczyć i rozwijać się, by koniec sezonu był pozytywny – powiedział trener Podhala, Jacek Michalski.

– Dawno w seniorkach nie udało mam się wygrać dwóch spotkań w weekend. To cieszy, podymnie jak skuteczność, która dotychczas nie była naszą mocną stroną - mówi trener Szarotki, Lesław Ossowski. Unihokeistki Podhala w późny sobotni wieczór uraczyły fanów prawdziwym dreszczowcem. Na szczęście z happy endem. Tak naprawdę, to horror zafundowały sobie na własne życzenie. Spotkanie mogły wcześniej rozstrzygnąć na swoją korzyść, bo były zespołem posiadającym inicjatywę, stwarzającym mnóstwo doskonałych sytuacji do ulokowania ażurowej piłeczki z bramce. Piłeczka jednak nie chciała wpadać do siatki. Przyczyny były dwie: nowotarżanki strzelały mało precyzyjnie ( nie trafiały nawet do pustej bramki), a ponadto bramkarka zademonstrowała bardzo wysoką formę. Jacek Michalski, trener Podhala, miał jednak w swoim skarbcu perełkę, Agnieszkę Timek. Zdobyła dwa gole, ten pierwszy był filmowy, a drugi na 3:3 ( 2 min. i 22 sekundy przed kończącą syreną) wlał w serca fanów i koleżanek nadzieję na korzystny rezultat. 93 sekund przed końcem Mamak zdobyła zwycięskiego gola i nowotarżanki odtańczyły taniec radości.

Nazajutrz szybko dały się zaskoczyć i nie potrafiły już strat odrobić. Przełomowym momentem było wykluczenie nowotarżanki na 5 minut. Szybko z 1:4 zrobiło 1:7 i było po meczu.

Szarotka wygrała wyjazdowe spotkanie z Juniorem. Postacią numer jeden nowotarskiego zespołu była Ania Kubowicz, która zdobyła pięć goli. Potrzebowała pięciu minut, by ustrzelić klasycznego hat tricka. Wykorzystała też rzut karny. Potwierdziła, iż słusznie otrzymała powołanie do drużyny narodowej. Jest w wysokiej formie.

Nazajutrz Szarotka prowadziła w 13 minucie już 5:1 i wydawało się, że rywalki zostaną stłamszone. Niestety góralki nie potrafiły dobić słaniającego się rywala. Ba, podały mu rękę. A ten z tego skorzystał i w 46 sekundzie drugiej tercji doprowadził do wyrównania. Góralki się jednak zmobilizowały, wróciły do gry i odniosły drugie zwycięstwo.


MMKS Podhale Nowy Targ – Energa Osowa Gdańsk 4:3 (2:1, 0:0, 2:2) i 3:7 (1:3, 0:1, 2:3)
Bramki dla Podhala: Timek 2, Fuła (I mecz); Siuta, M. Bryniarska, Florczak (II mecz).

MMKS Podhale: Młynarczyk – Piekarczyk, S. Lech, Mamak, Siuta, Krzystyniak – M. Bryniarska, Grynia, Timek, Florczak, Fuła – Łojek, Lasyk, Florek, Sopiarz. Trenerzy: Jacek Michalski i Arkadiusz Pysz.

Nowotarżanki źle rozpoczęły sobotnie spotkanie. Młynarczyk skapitulowała po strzale Wieczorek z połowy boiska. Utrata gola nie podłamała góralki, które szybko odpowiedziały dwoma trafieniami. Szczególnie drugie Agnieszki Timek było godne kamer filmowych. Akcja, której nie powstydziłby się największe gwiazdy światowego unihokeja, a strzał palce lizać! Piłeczka wylądowała w okienku, bramkarka nawet nie zdążyła zareagować, tak szybkie i niesygnalizowane było uderzenie, w dodatku z szwajcarską precyzją. – Tak wyszło, sfinalizowałam piękne podanie koleżanki – powiedziała jak zawsze skromna Agnieszka Timek.

Jacek Michalski może być dumny, iż ma w swoim skarbcu taką perełkę. Bo to ona doprowadziła do wyrównania na 3:3 (2 minuty i 22 sekundy przed końcową syreną). Bo trzeba dodać, iż niewykorzystane sytuacje się zemściły i gdańszczanki w trzeciej tercji w odstępie 59 sekund zdobyły dwa gole i objęły prowadzenie. Wtedy właśnie snajperskie umiejętności Timek przywróciły nowotarżankom nadzieję na korzystny rezultat. 93 sekundy przed końcem Mamak zdobyła zwycięską bramkę. Radość w nowotarskim obozie była ogromna.

- Mogłyśmy wcześniej rozstrzygnąć losy spotkania na swoją korzyść, ale nie wykorzystaliśmy kilku wręcz wyśmienitych sytuacji. To mogło się na nas zemścić. Na szczęście w końcówce pokazałyśmy charakter i przechyliłyśmy szalę zwycięstwa na swoją stronę – powiedziała MVP spotkania, Agnieszka Timek.

- Spotkały się wyrównane zespoły. Gdańszczanki wykorzystały większe doświadczenie i skuteczność. Na szczęście w porę się dziewczyny obudziły, chociaż mogliśmy wcześniej rozstrzygnąć losy spotkania – powiedział trener Podhala, Jacek Michalski.

Góralki rewanżowe spotkanie rozpoczęły fatalnie. Już w 11 sekundzie straciły bramkę, a po 3 minutach przegrywały 0:2. Po tych ciosach tylko na moment się podniosły.

- Gdańsk po przegranej się zmobilizował i świetnie zaczął – mówi Jacek Michalski. – Trudno było cokolwiek ugrać. Do momentu, gdy sędzia nie wymyślił sobie 5- minutowej kary za uderzenie kijem, gdzie zawodniczka podczas przekładania lekko musnęła rywalkę w głowę, mieliśmy swoje okazje. Ta decyzja nas przystopowała, od razu rywalki odskoczyły na 1:7. I tak dobrze się dziewczyny zaprezentowały. Miały kilka wspaniałych akcji i okazji, ale bramkarka je zatrzymała. Ogarnęła dziewczyny strzelecka niemoc. Może i lepiej że nie wygraliśmy, bo bylibyśmy już mistrzami świata, a czeka nas jeszcze sporo pracy.


Więcej zdjęć pod artykułem...


Junior Kębłowo – Worwa Szarotka Nowy Targ 5:9 (2:3, 1:1, 2:5) i 6:9 (4:5, 2:3, 0:1)
Bramki dla Szarotki: Kubowicz 5, Chowaniec, E. Burdyn, Aleksandra Burdyn, samobójcza (I mecz); Chowaniec 3, E. Burdyn 3, Aleksandra Burdyn 2, Kubowicz (II mecz).

Worwa Szarotka: M. Zapała – Węgrzyn, Chlebda, Kubowicz, E. Burdyn, Chowaniec – Leśniak, R. Zapała, Rokicka, Karczmarczyk, Aleksandra Burdyn – Dziubińska, Gruszczak, Jaróg. Trener Lesław Ossowski.

- Przed meczem powiedzieliśmy sobie, że nie interesuje na styl, tylko wygrana, by uniknąć wreszcie ładnych porażek – mówi trener Szarotki, Lesław Ossowski, po sobotnim meczu. – Udało się, chociaż dwie pierwsze tercje były słabe w naszym wykonaniu. Dziewczyny grały bardzo nerwowo. Mecz świetnie się dla nas ułożył, ale potem straciliśmy bardzo łatwe bramki, z niczego, bo nie wynikające z dobrej gry rywalek. Bardzo dobra w naszym wykonaniu była trzecia odsłona. Zagraliśmy inaczej ustawieni w obronie, na większym luzie i zaczęło wpadać. Bardzo skuteczna była Ania Kubowicz, które zdobyła pięć goli. W 5 minut ustrzeliła klasycznego hat tricka, wykorzystała też karnego. Potwierdziła, że należało się jej powołanie do drużyny narodowej, bo jest w wielkim gazie. Zaryzykowaliśmy też z Sabiną Kaczmarczyk. Po raz pierwszy zagrała na środku ataku i świetnie wywiązała się z tej roli. Rozdawała kapitalnie piłeczkę.

W rewanżu wydawało się, że góralki mają rywalki już na deskach. W 13 minucie prowadziły 5:1 i chyba były święcie przekonane, że gospodynie z kolan się nie podniosą. Podniosły się, bo nowotarżanki nie potrafiły je dobić. W 46 sekundzie drugiej tercji Junior doprowadził do wyrównania i zrobiło się nerwowo. Góralki wzięły się w garść, opanowały sytuację i wyszły zwycięsko z konfrontacji.

- Mieliśmy świetne 7 minut, w których po filmowych akcjach zdobyliśmy 5 goli – mówi Lesław Ossowski. – Nagle jednak dziewczyny stanęły. Węgrzyn nabawiła się kontuzji, puściła się jej krew z nosa i dziewczyny stanęły, dostały łatwe bramki. Błędy w obronie wynikały z dekoncentracji. Takie błędy nie mogą się przytrafiać, bo lepszy przeciwnik bezlitości je wykorzysta. Zdobyliśmy 18 bramek i to jest pocieszające, podobnie jak to, że po raz pierwszy w seniorkach wygraliśmy oba weekendowe spotkania. Zwłaszcza, że bramkarska gospodyń nieźle się spisywała.

Tekst i zdjęcia Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama