03.11.2013 | Czytano: 2445

Bramkowe łowy(+zdjęcia)

Nowotarżanki grały pierwsze skrzypce w unihokejowej reprezentacji kraju, która na Niwie dwukrotnie zmierzyła się z Węgierkami. Dwumecz był ostatnim sprawdzianem przed rozpoczynającymi się za miesiąc mistrzostwami świata.

Selekcjoner drużyny narodowej, Arkadiusz Pysz, mógł być zadowolony. Dziewczęta realizowały jego zadania taktyczne, a przestawia je na inny styl gry – agresywny, z neutralizowaniem poczynam przeciwnika już w jego strefie. Do tego urządziły sobie prawdziwe bramkowe łowy. W tych bramkowych łowach spory udział miały zawodniczki z Nowego Targu. W pierwszym meczu osiem, z dwunastu bramek było dziełem góralek. W rewanżu bilans też był imponujący – dziesięć bramek, na szesnaście zespołu. Brawo! 

- Byliśmy lepsi fizycznie od rywalek i bardziej wybiegani. Węgierki miały problemy z wyprowadzeniem piłeczki z własnej połowy. To efekt gry wysokim pressingiem. Dziewczęta miały wysoko przerywać akcję, już w strefie przeciwnika i szybko przechodzić do kontrataku. Zdały egzamin. Na mistrzostwach świata nie będzie tak łatwo. W poprzednim czempionatem globu zajęliśmy wysokie miejsce, a również mieliśmy małą ilość sprawdzianów. Mam nadzieję na powtórkę. Dziewczyny zdają sobie sprawę co to są mistrzostwa świata, bo większość już w nich uczestniczyła. Fajna impreza i jest o co walczyć – powiedział selekcjoner polskiej drużyny, Arkadiusz Pysz.

Ten do 7 listopada musi zgłosić do federacji 30 zawodniczek, a z tych kilka dni później wybierze 20 unihokeistek, które reprezentować będą nasz kraj w mistrzostwach świata rozgrywanych w Czechach.

Jego podopieczne nie oszczędziły Węgierek. Udzieliły im surowej lekcji. Przyjezdne tylko w sobotę na początku spotkania ciut postraszyły Polski. Potem z każdą minutą rosła przewaga naszej drużyny narodowej, a gole zaczęły wpadać jak z rogu obfitości. Świetnie radziły sobie zawodniczki z Podhala. Strzeleckie konto w sobotę otworzyła Ania Kubowicz, na co dzień zawodniczka Szarotki. Debiutantka w koszulce z orłem na piersi dzień później się rozstrzelała, cztery razy lokowała ażurowy przedmiot w bramce rywalek.

- To pierwsze moje mecze z partnerkami z formacji. Zgrywamy się, ale jak na pierwszy raz fajnie nam się grało – twierdzi Anna Kubowicz. – Węgierki były słabsze technicznie, ale waleczne. Zadziwiliśmy jednak skutecznością. Czy liczę na udział w mistrzostwach świata? To nie tylko ode mnie zależy. Muszę w meczach ligowych potwierdzić swoją przydatność do drużyny narodowej. Swoją postawą muszę przekonać sztab szkoleniowy, że warto mnie zabrać do Czech.

MMKS Podhale do drużyny narodowej dostarczyło sześć zawodniczek. One również zdobywały gole jak na zawołanie. przejęły koleżanki z MMKS Podhale. Cztery trafienia zaliczyła Katarzyna Fuła.

- To moja pierwsza taka zdobycz w drużynie narodowej – przyznaje. – W lidze już taki golowy uradzaj miałam na koncie. Jestem szczęśliwa, bo w czerwcu usunięto mi łąkotkę i nie wpłynęło to dobrze na moją psychikę. Obawiałam się o formę. Na szczęście koleżanki mi pomogły. Co prawda miałem jeszcze wiele sytuacji, z których mogły paść bramki, ale… Nie można być pazernym. Jestem ciut zdziwiona postawą Węgierek, że tak łatwo dały się ograć. Podczas kwalifikacji do mistrzostw świata zawiesiły nam bardzo wysoko poprzeczkę. Walka trwała do ostatniej syreny. Wyszło nasze lepsze przygotowanie. Czy czuję się pewna powołania na mistrzostwa świata? Nie. Muszę pracować i czekać na powołanie.

Fuła gra z Timek i Florczak, to klubowa formacja Podhala. Duszą tego trio jest Justyna Florczak. Niezwykle skromna środkowa, która wykonuje ogromną pracę. Odpowiedzialna jest za rozprowadzanie piłeczki. Jej postawa została doceniona. Wybrano ją MVP sobotniego spotkania.

- Początek spotkania nie zapowiadał łatwej wygranej – mówi. – Węgierki miały swoje szanse. Z biegiem czasu gra zaczęła nam się zazębiać, akcje były płynniejsze i niebezpieczne. Posypały się też gole. Podeszłyśmy do meczu maksymalnie skoncentrowane, mając w pamięci trudną przeprawę w kwalifikacjach do mistrzostw świata. Wtedy ograłyśmy Węgierki tylko 3:0. Teraz pokazałyśmy swoją moc. Dałyśmy z siebie wszystko. Wynik chyba odzwierciedla naszą postawę na boisku.

Justyna w sobotę zdobyła dwie bramki. – Pierwsza była ładna, druga fartowna, ale szczęście ponoć sprzyja lepszym - śmieje się. – Bardzo się cieszę. Gra w formacji klubowej pomaga. Łatwiej nam się gra, przewidujemy swoje pozycje na boisku. Krótko mówiąc rozumiemy się bez słów.

Florczak w drugim meczu cztery razy pokonała bramkarkę przeciwniczek. Najładniejsze było trzeciej jej trafienie. Piłeczka zerwała „pajęczynę” z bramki Węgierek. Polski już po 40 minutach prowadziły 12:0, a więc tyle ile w wygrały w sobotę. W drugiej tercji trener korzystał tylko z dwóch formacji – drugiej i trzeciej, pierwsza odpoczywała, by ponownie pojawić się na parkiecie w ostatniej części meczu.

Polska – Węgry 12:0 (3:0, 4:0, 5:0) i 16:1 (4:0, 8:0, 4:1)
Bramki dla biało- czerwonych: Fuła 4, Florczak 2, Plechan 2, Kubowicz, Łęgowska, Mroch, Bryniarska (I mecz); Kubowicz 4, Florczak 4, Mroch 2, Stenka, Timek, samobójcza, Samson, Grynia Łęgowska (II mecz).

Polska: Jaczewski (Trębacz) – Stenka, Chełstowska, Kwiecińska, Krzystyniak, Łęgowska – Samson, Bryniarska, Fuła, Florczak, Timek – Noga, Grynia, Kubowicz, Plechan, Mroch. Trenerzy: Arkadiusz Pysz i Jacek Michalski.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Stefan Leśniowski i Mateusz Leśniowski

Komentarze







reklama