12.01.2014 | Czytano: 2099

Zagrali jak najwięksi frajerzy (+zdjęcia)

- Masakra. Jak długo jestem trenerem jeszcze w taki sposób nie przegrałem. Zagraliśmy końcówkę jak najwięksi frajerzy. Szkoda mi chłopaków, bo przez 57 minut grali super. Walczyli, bili się o każdy krążek i prowadziliśmy 3:1 – mówi trener juniorów Podhala, Ryszard Kaczmarczyk.

Jego podopieczni przegrali dwa spotkania z oświęcimską Unią. Wypowiedź trenera dotyczy drugiej potyczki, którą jego zespół przegrał po dogrywce.

- Dotychczas tak sobie graliśmy. Nie ważnie czy wygramy, czy przegramy, bo w świadomości było, że dojdą do nas gracze z ekstraklasy i oni będą decydowali o sile zespołu. Nagle zaczęliśmy grać o coś i presja zrobiła swoje. Chłopaki emocjonalnie podeszli do spotkania i stało się. Trzeba uczyć się grać mecze pod presją – mówi Ryszard Kaczmarczyk.

Jego zespół wzmocniony graczami ekstraklasowymi nie sprostał unitom. To były ważne mecze, by pozostać w walce o pierwszą pozycję w sezonie zasadniczym. Nie udało się, bo w sobotę zabrakło góralom cierpliwości i chłodnej głowy. Gdy sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli, każdy chciał decydować o losach spotkania. Zabrakło kolektywnej gry. Ponadto gra w przewadze szwankowała. Nawet 80- sekundowej podwójnej przewagi nie potrafili wykorzystać.

_ Unia zgrała bardzo dobrze, nie było dla niej straconych krążków, walczyła zażarcie o każdy skrawek lodowiska – mówi trener „szarotek”. – U nas widać było pospolite ruszenie, bez zgrania, co szczególnie uwidoczniło się podczas gier w przewadze. Unia potrafiła wykorzystać przewagi, a my w podwójnej nie potrafiliśmy oddać celnego strzału. Dostaliśmy też kuriozalne bramki. Jak choćby na 2:1. Bramkarz obronił strzał, ale „guma” odbiła się od barku przeciwnika i wpadła do siatki. Takie sytuacje zdarzają się raz na ruski rok. Brak szczęścia to jedno, drugie – spokoju w poczynaniach.

Wydawało się, że w niedzielę „szarotki” wezmą rewanż na rywalu. Grały świetnie, ale… tylko 57 minut. Potem im się głowy zagotowały. Zapomnieli o uwagach trenera.

- Prowadziliśmy 3:1 i mieliśmy sytuacje sam na sam – opowiada trener. – Tymczasem tracimy gola z połowy lodowiska. Tłumaczyłem, żeby nie tracić krążków na niebieskiej linii. Jeden z graczy zamiast wbić go do tercji i byłby odłożony spalony, to zaczął się kiwać i stracił „gumę”. Strzał ze środka lodowiska znalazł drogę do siatki. Chwilę później kolejny klops. Wojdyła ma krążek opanowany na kiju. Nikt go nie atakuje i wyrzuca go na uwolnienie. Oświęcim bierze czas, wycofuje bramkarza i po 10 sekundach doprowadza do wyrównania. Końcówkę zagraliśmy jak frajerzy, a w dogrywce bezmyślnie wędrowaliśmy na ławkę kar. To na zabiło. 4 sekund przed zakończenie kary, w 64 minucie, unici strzeli nam zwycięskiego gola.

MMKS Podhale Nowy Targ/KTH Krynica – Unia Oświęcim 1:3 (1;1, 0:2, 0:0) i 3:4 D (2:1, 1:0, 0:2; 0:1)
Bramki dla Podhala: Špirko (I mecz); P. Michalski, Špirko, M. Kmiecik (II mecz).

Podhale/KTH: Michałczak – Jachimczyk, Sulka, Kolasa, Pustułka, Stypula – Wojdyła, Siuty, M. Kmiecik, P. Michalski, Szuba – Banaś, Grela, Pawlikowski, Špirko, Cieslicki – Piksa. Trener Ryszard Kaczmarczyk. W drugim meczu bronił Sułkowski, grał Grebla, nie zagrał Kolasa.

Tekst Stefan Leśniowski
Zdjęcia Krzysztof Garbacz i Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama