30.01.2014 | Czytano: 1988

Z innej planety

Pokonanie wicemistrzów świata graniczyłoby z cudem. Cudu w Łochowie nie było. Biało -czerwoni doznali drugiej porażki podczas kwalifikacji do mistrzostw świata w unihokeju mężczyzn.

- Dzieli nas przepaść – mówi ekspert Sportowego Podhala, Ryszard Kaczmarczyk. – Finowie to drużyna z innej planety. Ja sprawdziłbym im kije, czy grają takimi samymi, bo piłeczka przykleja im się do łopatki. Żartuję. Szkoda naszych chłopaków, bo grali ambitnie, ale z łapanki nie da się nawiązywać walki z takimi zespołami. Finowie mają system gry. Próbowaliśmy jakąś taktykę realizować, ale motorycznie jesteśmy słabi. Nie zauważyłem, żeby któryś z naszych graczy wygrał pojedynek jeden na jeden. Mikulski próbował, ale pozostali przy tego rodzaju próbach tracili piłeczkę. Finowie w mig wykorzystywali każdą liczebną przewagę, a my w identycznych okresach od razu łapaliśmy kary. Zaś broniliśmy się w polu bramkowym. Trzeba wreszcie profesjonalnie podchodzić do unihokeja. Na naszą ligę wystarcza taka zabawa. Różnica w bieganiu była nieprawdopodobna. W lidze wydaje się, że Dziurdzik to kosmos, a tutaj jakby chłopa nie było. Aby sprostać światowym wymaganiom trzeba być w ciągłym treningu, świetnie przygotowanym motorycznie, by nadrobić braki techniczne. Finowie wszystkie akcje rozgrywali na pełnej szybkości, a nasi na treningach to samo wykonują wolniej i potem jest tego efekt. Jak przeciwnik biega, to nie wiemy co z piłeczką zrobić. Każde podanie nam podskakuje. Ułamek sekundy decyduje o przyjęciu, a oni jedną ręką operowali kijem. Drużyna z innej planety.

Zaczęło się jednak sensacyjnie, gdyż w 8 minucie Polacy z kontrataku objęli prowadzenie. Pachniało niespodzianką, ale tylko do 16 minuty. Wicemistrzowie świata cały czas atakowali i początkowo mieli problemy z dobrze broniącym Pawlikiem. Długo, ale bardzo cierpliwie rozgrywali atak pozycyjny, aż wreszcie przyniósł bramkowe efekty. W końcu jak długo można się bronić? Polacy od początku ograniczyli się do obrony, do zabezpieczenia własnej bramki. Zresztą jedynie słuszna taktyka, bo otwarta gra z doskonale wyszkolonymi technicznie Finami byłoby samobójstwem. A tak uchroniło nas od kompromitującego wyniku. Biało –czerwoni sporadycznie próbowali nieśmiałych kontrataków. Udał się tylko jeden, bo drugiego gola zdobyliśmy z karnego.

Polska – Finlandia 2:10 (1:3, 0:3, 1:4)
Bramki dla biało –czerwonych: Maciej Sieńko, Mikulski.

Polska: Pawlik – Dziurdzik, Mikulski, Chlebda, T. Gaicki, Hanstsch – Widurski, Michał Sieńko, Rudnik, Maciej Sieńko, Antoniak – M. Gaicki, Flienger, Kostela, Augustyn, Kryński – Ligas, Leja, Filipowicz.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama