03.02.2014 | Czytano: 1423

Spalona ziemia?

- Stało się coś niedobrego dla naszej dyscypliny. Na trzy lata wypadliśmy z obiegu, a to zapewne spowoduje, że zabraknie pieniędzy na mecze sparingowe, na zgrupowania kadry. Drużyna narodowa może stać w miejscu. A jak się stoi, to się cofa – mówi Lesław Ossowski.

Tak były reprezentant kraju, wielokrotny mistrz Polski, a obecnie kapitan i trener Szarotki, podsumował nieudany występ polskiej reprezentacji unihokejowej w kwalifikacjach do mistrzostw świata. Brak awansu do mistrzostw świata może być brzemienny w skutkach. Czy kluczowy mecz z Rosją musiał być rozgrywany na inaugurację? Dlaczego świat nam ucieka? Te pytania zadaliśmy uczestnikowi turnieju w Łochowie (Piotr Kostela), cytowanemu na wstępie trenerowi oraz ekspertowi Sportowego Podhala (Ryszard Kaczmarczyk).

Zdaniem uczestnika, Piotra Kosteli
- Już przed turniejem mówiłem, iż mecz z Rosją będzie kluczowy dla nas. Rosjanie nas zaskoczyli. Dyskutowaliśmy na temat jak grać piłeczką, jak rozgrywać atak pozycyjny, a tymczasem przeciwnik grał prosty unihokej. Był silniejszy fizycznie i szybszy. Wygrywał z nami pojedynki jeden na jeden, szybko pozbywał się piłeczki i prostymi metodami przedostawał się pod naszą bramkę. Można złożyć na brak szczęścia, bo poprzeczek i słupków mieliśmy bez liku, ale zasłużenie przegraliśmy. Byliśmy słabszym zespołem. Naszym największym atutem jest obrona i kontratak, a tego nam zabrakło z Rosją. Możemy tylko gdybać, czy byłoby lepiej, gdybyśmy ten mecz rozgrywali w dalszej części turnieju. Nie wiemy kto ustalał rozkład gier, na pewno nie trenerzy. Brak awansu bezwątpienia będzie brzemienny w skutkach. Ale czarnego scenariusza nie przewiduję. Zbyt gorący jest to temat, by rozważać przyszłość drużyny narodowej. Co zawiodło? Myśmy zawiedli. Organizacja turnieju stała na wysokim poziomie. Nigdy nie spotkałem się z takim dopingiem. Kibice przez pełne 60 minut zdzierali gardła, by nam pomóc. Niestety nie potrafiliśmy strzelić więcej goli, które zapewniłyby nam awans. Rosjanie i Finowie byli lepiej przygotowani motorycznie, dużo biegali. My nie nadążaliśmy za ich akcjami. Na pewno w jakimś stopniu to wina słabej naszej ligi. Jesteśmy przyzwyczajeni do łatwych meczów i zwycięstw. Rywale nie są zbyt wymagający. Turniej dał nam dużo do myślenia. Przede wszystkim musimy więcej pracować. Dwa lub trzy treningi w tygodniu okazały się małą dawką. Musimy indywidualnie pracować. Brakowało nam też ogrania międzynarodowego, za mało gramy sparingów.

Zdaniem eksperta, Ryszarda Kaczmarczyka.
- Dzieli nas przepaść od najlepszych zespołów. Finowie pokazali, że są z innej planety. Próbowaliśmy jakąś taktykę realizować, ale motorycznie jesteśmy słabi. Brak awansu nie wróży nic dobrego tej dyscyplinie. Każdy spadek pozostawia spaloną ziemię. Można już tych chłopaków nie zebrać. Skoro nie ma finałów, to po co zgrupowanie? Tak było ich mało. Kluczowy był pojedynek z Rosją. Był pierwszy i tak na dobrą sprawę nikt nie wiedział czego można się spodziewać po rywalu. W tej dyscyplinie nie ma banku informacji, mało się rozgrywa spotkań, a jeśli już, to nie zawsze w tym najmocniejszym składzie. Na pewno lepiej byłoby grać z Rosją później, ale chyba to nie od nas zależało. Jeśli od organizatorów, to Rosja na „dzień dobry” nie była trafnym wyborem. Rosjanie z meczu na mecz grali coraz gorzej. Trzeba wreszcie profesjonalnie podchodzić do unihokeja. Na naszą ligę wystarcza taka zabawa. Różnica w bieganiu była nieprawdopodobna. Aby sprostać światowym wymaganiom trzeba być w ciągłym treningu, świetnie przygotowanym motorycznie, by nadrobić braki techniczne. Rywale wszystkie akcje rozgrywali na pełnej szybkości, a nasi na treningach to samo wykonują wolniej i potem jest tego efekt. Jak przeciwnik biega, to nie wiemy co z piłeczką zrobić. Każde podanie nam podskakuje. Ułamek sekundy decyduje o przyjęciu. Rozumiem, że nasi zawodnicy to amatorzy i trudno im wygospodarować czas na trening czy zgrupowania. W takim razie trzeba sobie postawić pytanie: czy stać nas na zabawę? Jeśli tak, to nie ma to sensu. Nad mankamentami trzeba pracować. Problemem jest, że drużyny unihokeja są na obrzeżach kraju. Może lepiej byłoby zdecydować się na formacje klubowe?

Zdaniem szkoleniowca, Lesława Ossowskiego.
- Przed turniejem mówiłem, że najgorsze dla naszej dyscypliny byłby brak awansu. To spowoduje, że przez trzy lata wypadamy z obiegu, że zabraknie pieniędzy na zgrupowania i sparingi. Kadra nie może stać w miejscu, bo wtedy się cofa. Stało się coś niedobrego dla naszego unihokeja. Mieliśmy tego dowód w Łochowie i patrząc na inne grupy kwalifikacyjne, to brak optymizmu. Kraje, które kiedyś były daleko za nami zrobiły ogromny postęp, bardzo się do nas zbliżyły. Kluczowy dla naszych losów był mecz z Rosją. Czy dobrze się stało, że rozgrywany był w pierwszym dniu turnieju? Pewnie to było obligatoryjne, ale przecież to działało w obie strony. Nie można też mówić, że przystępowaliśmy do turnieju z marszu. Były dwa zgrupowania, ale nie było zbyt wiele sparingów. Kadra była odmłodzona i chłopcy nie mieli gdzie się ograć. Na pewno mecz z tak trudnym rywalem na początku był ryzykowny. Mogło zabraknąć zgrania. Chociaż dwie piątki były ograne, a do tego doszli „Szwedzi”. Może trema ich zjadła, bo wiedzieli jaka jest ranga tego meczu? Przegrana z Rosją mogła podłamać zespół. Jak nie wyjdzie pierwszy mecz, to potem nie gra się tak jakby się chciało. Nie możemy się porównywać do Finów, bo reprezentują obecnie poziom przez nas nieosiągalny. Występ drużyny narodowej wymaga dogłębnej analizy szkoleniowców i samych chłopaków. Nie byłem przy drużynie i nie wiem jak byli motywowani, jak wyglądała taktyka.

Zebrał Stefan Leśniowski

 

Komentarze







reklama