23.03.2014 | Czytano: 2101

Nie tak miało być

- Pozostał żal i smutek, ale na tym nie kończy się świat. Nie ukrywam, że jestem zawiedziony. Uważam, że trenuje się nie tylko po to, by wygrywać, ale żeby wyłowić talenty na przyszłość. Jeśli z tych chłopaków paru będzie grało w hokeja, to będzie sukces. Mam jednak wrażenie, że z takim podejściem jakie mają, to będzie im bardzo ciężko coś osiągnąć w tym sporcie.

Liczono, że ograni w ekstraklasie hokeiści Podhala doprowadzą juniorów do mistrzostwa Polski. Oczekiwania wobec nich były spore. To miała być wisienka na torcie, bo po to pracowali w seniorach, by teraz pokazali jacy z nich pojętni uczniowie. Nie zrobili tego, chociaż po pierwszym meczu byli tego bliżsi. Niestety z dwóch meczów w Sanoku żadnego nie potrafili przechylić na swoją stronę. Nie wytrzymali presji, zapomnieli, iż hokej to zespołowa, a nie indywidualna dyscyplina.

Decydujące spotkanie było wypisz, wymaluj podobne do wczorajszego. Również zaczęło się od utraty gola i wyrównania w drugiej odsłonie. Potem górale przegrywali 4:1 i rozpoczęli pogoń. Doprowadzili do stanu 4:3 i również jak wczoraj w końcówce złapali karę, która kosztowała ich złote medale.

- Pozostał żal i smutek, ale na tym nie kończy się świat – mówi trener Podhala, Ryszard Kaczmarczyk. – Nie ukrywam, że jestem zawiedziony. Niemniej po pierwszym meczu mówiłem, że jeśli zagramy tak samo w Sanoku, to będzie trudno o wygraną. Tym bardziej, iż sędziowie na pewno nie będą nam sprzyjać. Nie mogę jednak porażek zwalić na arbitrów. Mogę mieć do nich jedynie żal, iż w końcówce meczu przy stanie 4:3 dali nam karę z kapelusza. Broniliśmy się dzielnie, ale 4 sekundy przed jej zakończeniem straciliśmy bramkę. Było po meczu, bo do zakończenia pozostawało ok. 90 sekund. Nie mogę powiedzieć, że chłopcy nie bili się o dobry wynik, ale też w pewnych momentach graliśmy nierozważnie i niefrasobliwie. Traciliśmy gole po kuriozalnych błędach. Nie mogliśmy złapać z rywalem kontaktu, a jak złapaliśmy, to nie wykorzystaliśmy wybornych okazji. Brakowało nam spokoju i takiego zawodnika jak Sawicki w barwach sanoczan. Facet na wielkim spokoju strzelił nam gola, gdy graliśmy w przewadze i tego decydującego. Spokojnie wjechał pod naszą bramkę i zrobił to co do napastnika należy. Nam brakowało takiego zawodnika, który pociągnąłby grę w krytycznych momentach, zdobył gola. Sanoczanie lepiej od nas operowali krążkiem, a myśmy urządzali za nim pogoń. Mam wrażenie, że nie wytrzymaliśmy presji. Już przed meczem było widać strach w oczach, a w końcu miałem w zespole zawodników ogranych w ekstraklasie. Niby były nazwiska, ale one nie grają. Musi być opracowany system gry, a tego nie można było wypracować w dwa tygodnie. Nie da się zbudować drużyny z łapanki. Uważam, że z ta zbieranina i tak osiągnęła wiele. Próbowałem im nie przeszkadzać, by grali swoje, ale jak im nie szło, to się zawieszali. Nie wiedzieli za bardzo co mają grać. Żal, ale na tym świat się nie kończy. Uważam, że trenuje się nie tylko po to, by wygrywać, ale żeby wyłowić talenty na przyszłość. Jeśli z tych chłopaków paru będzie grało w hokeja, to będzie sukces. Mam jednak wrażenie, że z takim podejściem jakie mają, to będzie im bardzo ciężko coś osiągnąć w tym sporcie.

Ciarko Sanok – MMKS Podhale Nowy Targ/1928 KTH Krynica 5:3 (1:0, 1:1, 3:2)
Bramki dla Podhala: Kmiecik 2, Wielkiewicz.

Podhale/ KTH: B. Kapica; Tomasik – Jaśkiewicz, Wojdyła – Sulka, Dębowski – Wsół, Krok – Zieliński; Stypuła – Olchawski – Wielkiewicz, Michalski – Wronka – Kmiecik, Kuraś – Pustułka – Siuty, Špirko - Pawlikowski – Maczuga. Trener Ryszard Kaczmarczyk.

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama