19.05.2014 | Czytano: 1856

Małpujemy coś, od czego wszyscy odchodzą

Nowotarscy unihokeiści Poznań powinni omijać szerokim łukiem. To miasto w sobotę nie było dla nich szczęśliwe. Nowy Targ miał czterech przedstawicieli w Super Finale i odniósł tylko jedno zwycięstwo. Najbardziej bolą porażki poniesione o „złoto”, bo najszlachetniejszy kruszec był na wyciągniecie ręki. I to, że Nowy Targ po 15 latach stracił mistrzostwo Polski w męskim unihokeju.

– Mam takie wrażenie, że nasze drużyny nie do końca wykorzystały czas dzielący je od finałów- twierdzi nasz ekspert, Ryszard Kaczmarczyk. - Najbardziej rzucało się to w oczy podczas gry dziewcząt z Szarotki. Gdyby umiały wykorzystać liczebne przewagi, to zdobyłyby brązowy medal. Dla nich byłby to sukces. Katastrofalnie grały w przewagach. A co do finałów. Zdawałem sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Mieliśmy monopol na wygrywanie, a to w unihokejowym światku się nie podobało. Nie jesteśmy lubiani w kraju. Każdy chciał, aby Nowy Targ przegrał, bo to byłoby ciekawsze dla unihokeja. No i stało się. Dziewczęta z Podhala walczyły dzielnie o pierwsze mistrzostwo w historii. Mecz był wyrównany, ale prowadząc 3:1 nie wolno sobie dać wbić tak szybko dwóch goli. Dość łatwo pozwoliły na wyrównanie, w meczu, w którym każda bramka jest na wagę złota. A potem, w meczu na styku, decyduje łut szczęścia, którego nam zabrakło. Równie dobrze mógł wygrać MMKS i cieszyć się z mistrzostwa. Natomiast to co zrobiła Szarotka w męskim finale, to… brak mi określenia. Nie dziwiłbym się, gdyby to była młoda drużyna, nie otrzaskana w boju, ale w niej aż roiło się od graczy doświadczonych, którzy już nie raz sięgali po tytuły, występowali w reprezentacji. Taki kolektyw nie powinien dać sobie odebrać trzybramkowego prowadzenia, gdy zegar wskazywał 6 minut do końca meczu. Nie powinno się łapać głupich kar, po których stracił bramki i pozwolił odzyskać Zielonce wiarę w sukces. Przy stanie 6:5 nowotarżanie mieli przewagę, ale nie oddali strzału, a zaraz po opuszczeniu ławki kar Zielonka doprowadziła do wyrównania. To było karygodne niedbalstwo. Dogrywka blado wyglądała w wykonaniu Szarotki. Odniosłem wrażenie, że Zielonce bardziej zależało na zdobyciu decydującego gola. Karne to loteria i jeszcze długo będzie się o nich rozmawiać. Czy sędziowie zdecydowali, czy też nie o mistrzostwie Polski? Trzeba zobaczyć z boku wykonywane karne, a nie tylko zza bramki. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy arbitrzy mieli rację. Gdyby uznano bramkę Dziurdzika, to Szarotka byłaby mistrzem.

- Szarotka w 32 sekundy straciła gole na 6:4 i 6:5 i nie wzięła czasu, by uporządkować grę, uspokoić zawodników. Nie dziwi cię to?
- To efekt braku szkoleniowca na ławce, który chłodnym okiem spojrzałby na to co się dzieje na boisku. Nie da się jednocześnie grać i prowadzić drużynę. Wszystko wtedy opiera się na emocjach. Być może to zadecydowało, że Zielonka sprzed nosa zgarnęła Szarotce mistrzostwo. Przecież nowotarżanie mieli mecz pod kontrolą, a Zielonka nic nie mogła zrobić. Zdobyła cztery gole w przewadze i na ten fragment gry trzeba było zwrócić uwagę. Gdy zespoły grały w komplecie nic Zielonka nie mogła zrobić pod naszą bramką. Szarotka dobrze grała w obronie i nagle dwoma głupimi karami odwróciła mecz. W 32 sekundy straciła dwie bramki i zaczęła się panika. Miała swoją szansę, ale nie wykorzystała przewagi.

- Tylko Górale nie zawiedli.
- Powiem szczerze, że mecz o trzecie miejsce w męskim wydaniu fatalnie wyglądał. Tylko utwierdzam się, że poziom polskiego unihokeja jest katastrofalny. Dobra juniorska drużyna spokojnie poradziłaby sobie.

- Polski unihokej rozgrywa w sezonie bardzo mało spotkań, a tymczasem tylko jeden mecz decyduje o mistrzostwie. Nie za mało tych wisienek na torcie?
- Zdecydowanie za mało. Małpujemy coś od czego odeszły już kraje wyżej od nas notowane w unihokeju. Super Finał najpierw wprowadzili Szwedzi, później Czesi, ale szybko zrozumieli, że nie tędy droga. Fajnie byłoby zobaczyć jeszcze jeden mecz Szarotki z Zielonką. Wtedy nikt nie mówiłby o przypadku, łucie szczęścia, bo trzeba byłoby powtórzyć sukces. Przy systemie, w którym gramy 16 spotkań w sezonie, taki finał mija się z celem. Takie są jednak decyzje ludzi, którzy rządzą unihokejem w naszym kraju. My na to nie mamy wielkiego wpływu. Można kontrolować ich działania, próbować coś zmienić, ale trzeba wprowadzić swoich ludzi, otwartych na postęp, a nie wszyscy chcą się w to bawić. Unihokej upada i to jest przykre.

- My też mogliśmy starać się o Super Finał.
- Pewne, ale z drugiej strony wielka niewiadomą jest hala. Znając realia była obawa, czy nie będzie obciachu organizacyjnego. Czy ktoś nagle nie zakręci kurek z wodą i nie będzie można się wykapać po meczu. Mamy fajną halę, wybudowaną dla promocji unihokeja, ale tak naprawdę, to nie możemy w niej nic zagrać od dwóch lat, bo wiecznie są jakieś problemy. Nie wiem po co budować obiekty sportowe, które mają być zamykane przed sportowcami, wprowadzać sztuczne ograniczenia z ich korzystania. Nie chcę występować w roli rzecznika klubów, ale limity korzystania z sali są niepoważne. Nie można nawet 2 minut dłużej na niej przebywać. Kompletnie tego nie rozumiem. Drużyny miały miesiąc czasu, by solidnie przygotować się do Super Finału. Mogły zaprosić drużyny na rozegranie sparingu, ale nie wiem dlaczego tego nie zrobiły. Czyżby w obawie, że nie będzie można się wykąpać po meczu?

Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama