27.05.2014 | Czytano: 1316

Lud chce chleba, nie igrzysk

Mieszkańcy Krakowa nie chcą Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2022 roku w swoim mieście. Prawie 70% mieszkańców stolicy Małopolski powiedziało w referendum „nie” igrzyskom. To efekt nieudolnych i niejasnych działań komitetu konkursowego, który przygotowywał aplikację do MKOL.

Myślę, że igrzyska w Krakowie mogły być fajnym projektem, gdyby do tematu nie zabrano się od złej strony. Również nieodpowiedni ludzie. Marzenia mogły się spełnić, gdyby stąpano twardo po ziemi, a nie bujano w obłokach jak w przypadku polityków, którzy zajmowali się tematem. Najpierw bowiem zgłoszono Kraków do organizacji igrzysk, wydano 3,5 mln. złotych na przygotowania organizacyjne, a dopiero potem zapytano mieszkańców: „Czy są za zorganizowaniem i przeprowadzeniem przez Kraków Zimowych Igrzysk Olimpijskich 20022 roku?”.

Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski winą za przegraną w referendum obarcza szefową komitetu konkursowego Jagnę Marczułajtis Walczak. Jego zdaniem zachowanie jej męża, który miał płacić dziennikarzom za pozytywne artykuły, przyczyniło się do tego, że krakowianie zagłosowali przeciwko organizacji igrzysk. Sama szefowa też nie jest bez skazy. Nie potrafiła tej idei dobrze sprzedać, wypromować. Wielokrotnie pytana o koszt przedsięwzięcia, arogancko odpowiadała: „z kalkulatorem nie siedziałam i wszystkich tych liczb do siebie nie dodawałam”. A trzeba było! W końcu tu o miliardy chodzi. Ta wypowiedź wszystkich poruszyła. Jak to? Staramy się o igrzyska, a nie zrobiono kalkulacji? Był to czytelny znak dla mieszkańców, że komitet działa wirtualnie. Ludzie nie dostali więc jasnych informacji – jak, gdzie i za ile. Trudno się dziwić, że tak, a nie inaczej wypowiedzieli się w referendum.

Andrzej Person nie ukrywał rozczarowania. - Mieliśmy dużą szansę - powiedział senator RP. - Szanuję decyzję krakowian, ale wydaje mi się, że jeszcze nie dojrzeliśmy do organizacji igrzysk. Mało kto powtarzał przed referendum, że organizator igrzysk otrzymuje miliard euro na przygotowania. To oznacza, że wydatki byłyby wielokrotnie mniejsze niż na EURO 2012. To wielka strata dla Polski. Drugiej takiej szansy nie będziemy mieli – powiedział.

Po referendum władza, celebryci i politycy zaszlochali. Władza jest więc oburzona, że lud ją tak potraktował. Że nie docenia starań. Przecież chciała jak najlepiej. Starała się o rozwój, przyciągnięcie turystów, infrastrukturę, zabawę… Tymczasem ciemny lud zamiast cieszyć się, w demokratycznym kraju postawił krzyżyk nie tam, gdzie chciała władza. Jasno się wyraziła: ”chcemy chleba, nie igrzysk!”. Chcemy pracy, by godnie żyć, a nie martwić się o przeżycie od pierwszego do pierwszego. Na tyle lud był bezczelny, że znudziło mu się tramwajami przemieszczać wokół Wawelu i zapragnął metra. Chciałby więcej ścieżek rowerowych, łatwiejszego dostępu do lekarza, urzędów…

Nikt tej władzy nie zrozumiał. Zapewne zatęskniła do epoki komunizmu. Wtedy ciemny lud nie miał nic do powiedzenia. Patent na mądrość miała tylko „przewodnia siła narodu”, czyli PZPR. Wtedy były igrzyska, ale puste półki w sklepach. Sorry! Na półkach był ocet i zapałki! Jeśli lud chciał coś więcej, to reszta była na karteczki. To był taki ukłon w stronę ludu. Bo „rząd zawsze się wyżywi”- powtarzał ówczesny rzecznik prasowy rządu, Jerzy Urban. W Krakowie triumfował demokratyzm, który władzę zabolał.

- Decyzja była słuszna. Wszystkie olimpiady z reguły kończyły się plajtą finansową, a naszego kraju nie stać na takie fanaberie. Kraków reklamy nie potrzebuje, bo znany jest w świecie – powiedział jeden z przeciwników igrzysk.

I trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Ideę igrzysk odrzucono w bogatszych miastach niż Kraków. W Monachium i Sztokholmie również powiedziano „nie”. Waha się Oslo. Koszmar z mistrzostwami świata w piłce nożnej przeżywa Brazylia, której mieszkańcy protestują, w kraju, gdzie piłka jest religią. Tam też chcą chleba, nie igrzysk.

Tekst Stefan Leśniowski

Komentarze







reklama