17.06.2014 | Czytano: 2493

Oskar śladami „Teddyego”(+zdjęcia)

AKTUALIZACJA (zdjęcia): - Nie ukrywamy, iż podążamy śladami Tadka Błażusiaka. To będzie rok próby w superenduro i zobaczymy co się będzie działo. Po dobrym występie w Łodzi dwie firmy chcą nas wspierać. W trialu jest coraz gorzej, nie ma wsparcia PZMot na wyjazdy zagraniczne, a kiszenie się we własnym sosie nie podnosi umiejętności – grzmi Przemysław Kaczmarczyk.

Były mistrz Polski w trialu motocyklowym pilotuje syna Oskara, mistrza Polski młodzików w trialu, który w minioną niedzielę zadebiutował w mistrzostwach Polski w superenduro na torze w Obronikach. O takim debiucie wszyscy sportowcy marzą. Pierwszy start i od razu „pudło”. Oskar zajął drugie miejsce w zawodach. Ojciec zapowiada, że nadal syn będzie łączył dwie dyscypliny sportu. – Większy jednak nacisk w treningach będzie położony na enduro. Trial tylko z doskoku i starty tylko w krajowych imprezach. W mistrzostwach Europy w trialu nie pojedziemy, bo po pierwsze za mało trenujemy, a po drugie nie mamy wsparcia w PZMot – wyjaśnia Kaczmarczyk senior.

Oskar, według ojca, mniej niż w poprzednich latach trenuje trial, a mimo to okazał się rewelacją nowotarskich rund mistrzostw Polski. Już w ubiegłym roku debiutował w grupie A, ale widać, że szybko się uczy. Tylko Gabriel Marcinów, mistrz i aktualny wicemistrz kraju, był od niego lepszy. Pokonał z kolei starszych zawodników.

 

- Bez przesady, aż tak mało trialu nie trenuję - śmieje się Oskar. – Do nowotarskich zawodów przygotowywałem się specjalnie. Jeśli będą czekały mnie zawody trialowe, to więcej czasu będę poświęcał tej specjalności. Podobnie z enduro. Podczas wakacji będę ćwiczył na zmianę – rano trial, popołudniu enduro. Trenuję w Waksmudzie i na torze AMK Gorce.
Do Obornik udał się zaraz po rewelacyjnym trialowym występie. Wystartował w pierwszej rundzie mistrzostw Polski juniorów. Jego kategoria wiekowa była najliczniej obsadzona. Wystartowali w niej wszyscy najlepsi w kraju, jeźdźcy utytułowani, którzy dłużej uprawiają superenduro niż Oskar. Nie przeszkodziło mu to, by utrzeć nosa konkurencji. Okazał się sensacyjnym odkryciem. Pojechał fenomenalnie.

- Dla mnie również było to miłe zaskoczenie – przyznaje Oskar. – Dopiero raczkuję w tej dyscyplinie, a na starcie stawili się wszyscy najlepsi w kraju, którzy od lat ścigają się w enduro. W pierwszym finałowym wyścigu świetnie wystartowałem. Przez cztery okrążenia przewodziłem stawce i wtedy stało się nieszczęście. Na ciasnym zakręcie, przy dużej skale spadł mi łańcuch. Straciłem mnóstwo czasu, by go założyć. Regulamin mówi, że nikt nie może mi w tej czynności pomóc. Wszyscy jeźdźcy mnie wyminęli, ale zdołałem się uporać z łańcuchem, założyłem go i zacząłem gonić konkurentów. Na szczęście było jeszcze dużo jazdy i do mety przyjechałem na trzeciej pozycji.

- Myślałem, że zawody mamy z głowy – twierdzi ojciec. – Jestem pełen podziwu, że udało mu wyjść obronną ręką z opresji. Oskar przyciął skręt i kamień zahaczył o łańcuch. Gdy zaklinuje się łańcuch przy silniku, to czasem dwie osoby odblokowują go pół godziny. Poradził sobie szybko z problemem i jeszcze zdążył dojechać do mety na trzeciej pozycji. A wyprzedzanie na wąskim torze nie było bułką z masłem. Na torze nie osiągało się dużych prędkości, ale był trudny technicznie i wymagał silnych łap. Były miejsca do wyprzedzania, ale piaskowe, w których motocykl się zapadł, gdy wypadł z toru jazdy. Dużą grupę trudno wyprzedzić. W niektórych miejscach robiły się korki. Trzeba było być na czele stawki.

- Jazda po piasku to dla mnie nowość, bo u nas ścigamy się na twardym podłożu i kamieniach – tłumaczy Oskar. – Piach jest bardzo zdradliwy, bo można było wyskoczyć z motocykla przez kierownicę. Przeszkody, porównując z tymi z Nowego Targu, nie były trudne.

Senior Kaczmarczyk wspominał o silnych rękach. W tym sporcie to podstawa, podobnie jak kondycja. Jeździec musi wytrzymać osiem minut jazdy plus dwa okrążenia pokonując różnorakie przeszkody, „praleczki” i do tego przy gazie do dechy. - Nad elementami wydolnościowymi najmocniej pracowaliśmy w okresie przygotowań. Z Markiem Rączką opracowaliśmy cykl i zakres przygotowań – wyjawia Kaczmarczyk junior.

Nie ukrywa również, że bardzo przydały mu się umiejętności wyniesione z trialu. – Najtrudniejsza przeszkoda była z trzech belek ułożona w postaci trójkąta, reszta to opony, które dało się przeskoczyć i zakręt, na którym trzeba było nadrzucić motocykl przodem, tak jak w trialu. Nie ukrywam, że umiejętności wyniesione z trialu bardzo mi pomogły. Wielu jeźdźców nie radziło sobie z pokonywaniem belek. Ja wyskakiwałem z łatwością, bo wiedziałem, w którym miejscu odbić się przodem. Najbardziej zaskoczył mnie zaklinowany łańcuch w silnik. Myślałem, że sobie nie poradzę. Zawodnicy mnie mijali, motocykl się wywracał…

Oskar jeździ na KTM 125. Motocykl został przygotowany i zakupiony z Böttcher Team. Nowotarżaninowi w starcie pomogły także inne firmy – Fox, Motorismo i Rajski Racing.

- Po przygodzie w pierwszym biegu adrenalina na starcie do drugiego wyścigu była ogromna – zdradza Oskar. - Był też ogromny stres. Na szczęście minął zaraz za pierwszym zakrętem. W tym biegu wszystko było super. Nie było żadnych przygód na trasie. Od początku do końca jechałem na czele stawki. Niezagrożony pierwszy minąłem metę i dzięki temu w klasyfikacji generalnej zająłem drugie miejsce, bo zwycięzca wygrał pierwszy wyścig finałowy, a w drugim był drugi.

- Dobry start – ocenia ojciec. – Brakuje Oskarowi jeszcze rutyny, obycia w enduro. Brakuje mu naturalnych zachowań dla tego sportu. To przyjdzie z ilością startów. Dla niego nowością było przepychanie się na zakrętach, przejechanie rywalowi po motocyklu, co w superenduro jest normalnością. W tej dyscyplinie jest sporo agresywności, której nie nauczył się w trialu. Przyzwyczajony jest do jazdy uprzejmej.

Senior Kaczmarczyk mas też wiele uwag do PZMot i kalendarza imprez. – Chyba podejmowane są decyzje polityczne wewnątrz PZMot – mówi. – Odpadły dwie eliminacje superenduro w Rymanowie, w Nowym Targu w trialu z powodu powodzi i Bytomiu. W tym ostatnim miejscu po wielkich awanturach eliminacja została przełożona na inny termin. Tam jest idealne miejsce do zawodów i szkoda byłoby, gdy nie została rozegrana. Nie podoba mi się, że odrzucono Nowy Targ dla superenduro, skoro w ubiegłym roku zebrano tyle pochwał. Widocznie komuś się to nie spodobało, albo zagrażało konkurencji. To mi się nie podoba, to nie służy sportowi.

Tekst Stefan Leśniowski
zdj. Patrycja Okupniak

Komentarze







reklama