Były mistrz Polski w trialu motocyklowym pilotuje syna Oskara, mistrza Polski młodzików w trialu, który w minioną niedzielę zadebiutował w mistrzostwach Polski w superenduro na torze w Obronikach. O takim debiucie wszyscy sportowcy marzą. Pierwszy start i od razu „pudło”. Oskar zajął drugie miejsce w zawodach. Ojciec zapowiada, że nadal syn będzie łączył dwie dyscypliny sportu. – Większy jednak nacisk w treningach będzie położony na enduro. Trial tylko z doskoku i starty tylko w krajowych imprezach. W mistrzostwach Europy w trialu nie pojedziemy, bo po pierwsze za mało trenujemy, a po drugie nie mamy wsparcia w PZMot – wyjaśnia Kaczmarczyk senior.
Oskar, według ojca, mniej niż w poprzednich latach trenuje trial, a mimo to okazał się rewelacją nowotarskich rund mistrzostw Polski. Już w ubiegłym roku debiutował w grupie A, ale widać, że szybko się uczy. Tylko Gabriel Marcinów, mistrz i aktualny wicemistrz kraju, był od niego lepszy. Pokonał z kolei starszych zawodników.
- Bez przesady, aż tak mało trialu nie trenuję - śmieje się Oskar. – Do nowotarskich zawodów przygotowywałem się specjalnie. Jeśli będą czekały mnie zawody trialowe, to więcej czasu będę poświęcał tej specjalności. Podobnie z enduro. Podczas wakacji będę ćwiczył na zmianę – rano trial, popołudniu enduro. Trenuję w Waksmudzie i na torze AMK Gorce.
Do Obornik udał się zaraz po rewelacyjnym trialowym występie. Wystartował w pierwszej rundzie mistrzostw Polski juniorów. Jego kategoria wiekowa była najliczniej obsadzona. Wystartowali w niej wszyscy najlepsi w kraju, jeźdźcy utytułowani, którzy dłużej uprawiają superenduro niż Oskar. Nie przeszkodziło mu to, by utrzeć nosa konkurencji. Okazał się sensacyjnym odkryciem. Pojechał fenomenalnie.
- Dla mnie również było to miłe zaskoczenie – przyznaje Oskar. – Dopiero raczkuję w tej dyscyplinie, a na starcie stawili się wszyscy najlepsi w kraju, którzy od lat ścigają się w enduro. W pierwszym finałowym wyścigu świetnie wystartowałem. Przez cztery okrążenia przewodziłem stawce i wtedy stało się nieszczęście. Na ciasnym zakręcie, przy dużej skale spadł mi łańcuch. Straciłem mnóstwo czasu, by go założyć. Regulamin mówi, że nikt nie może mi w tej czynności pomóc. Wszyscy jeźdźcy mnie wyminęli, ale zdołałem się uporać z łańcuchem, założyłem go i zacząłem gonić konkurentów. Na szczęście było jeszcze dużo jazdy i do mety przyjechałem na trzeciej pozycji.
- Myślałem, że zawody mamy z głowy – twierdzi ojciec. – Jestem pełen podziwu, że udało mu wyjść obronną ręką z opresji. Oskar przyciął skręt i kamień zahaczył o łańcuch. Gdy zaklinuje się łańcuch przy silniku, to czasem dwie osoby odblokowują go pół godziny. Poradził sobie szybko z problemem i jeszcze zdążył dojechać do mety na trzeciej pozycji. A wyprzedzanie na wąskim torze nie było bułką z masłem. Na torze nie osiągało się dużych prędkości, ale był trudny technicznie i wymagał silnych łap. Były miejsca do wyprzedzania, ale piaskowe, w których motocykl się zapadł, gdy wypadł z toru jazdy. Dużą grupę trudno wyprzedzić. W niektórych miejscach robiły się korki. Trzeba było być na czele stawki.
- Jazda po piasku to dla mnie nowość, bo u nas ścigamy się na twardym podłożu i kamieniach – tłumaczy Oskar. – Piach jest bardzo zdradliwy, bo można było wyskoczyć z motocykla przez kierownicę. Przeszkody, porównując z tymi z Nowego Targu, nie były trudne.
Senior Kaczmarczyk wspominał o silnych rękach. W tym sporcie to podstawa, podobnie jak kondycja. Jeździec musi wytrzymać osiem minut jazdy plus dwa okrążenia pokonując różnorakie przeszkody, „praleczki” i do tego przy gazie do dechy. - Nad elementami wydolnościowymi najmocniej pracowaliśmy w okresie przygotowań. Z Markiem Rączką opracowaliśmy cykl i zakres przygotowań – wyjawia Kaczmarczyk junior.
Nie ukrywa również, że bardzo przydały mu się umiejętności wyniesione z trialu. – Najtrudniejsza przeszkoda była z trzech belek ułożona w postaci trójkąta, reszta to opony, które dało się przeskoczyć i zakręt, na którym trzeba było nadrzucić motocykl przodem, tak jak w trialu. Nie ukrywam, że umiejętności wyniesione z trialu bardzo mi pomogły. Wielu jeźdźców nie radziło sobie z pokonywaniem belek. Ja wyskakiwałem z łatwością, bo wiedziałem, w którym miejscu odbić się przodem. Najbardziej zaskoczył mnie zaklinowany łańcuch w silnik. Myślałem, że sobie nie poradzę. Zawodnicy mnie mijali, motocykl się wywracał…
Oskar jeździ na KTM 125. Motocykl został przygotowany i zakupiony z Böttcher Team. Nowotarżaninowi w starcie pomogły także inne firmy – Fox, Motorismo i Rajski Racing.
- Po przygodzie w pierwszym biegu adrenalina na starcie do drugiego wyścigu była ogromna – zdradza Oskar. - Był też ogromny stres. Na szczęście minął zaraz za pierwszym zakrętem. W tym biegu wszystko było super. Nie było żadnych przygód na trasie. Od początku do końca jechałem na czele stawki. Niezagrożony pierwszy minąłem metę i dzięki temu w klasyfikacji generalnej zająłem drugie miejsce, bo zwycięzca wygrał pierwszy wyścig finałowy, a w drugim był drugi.
- Dobry start – ocenia ojciec. – Brakuje Oskarowi jeszcze rutyny, obycia w enduro. Brakuje mu naturalnych zachowań dla tego sportu. To przyjdzie z ilością startów. Dla niego nowością było przepychanie się na zakrętach, przejechanie rywalowi po motocyklu, co w superenduro jest normalnością. W tej dyscyplinie jest sporo agresywności, której nie nauczył się w trialu. Przyzwyczajony jest do jazdy uprzejmej.
Senior Kaczmarczyk mas też wiele uwag do PZMot i kalendarza imprez. – Chyba podejmowane są decyzje polityczne wewnątrz PZMot – mówi. – Odpadły dwie eliminacje superenduro w Rymanowie, w Nowym Targu w trialu z powodu powodzi i Bytomiu. W tym ostatnim miejscu po wielkich awanturach eliminacja została przełożona na inny termin. Tam jest idealne miejsce do zawodów i szkoda byłoby, gdy nie została rozegrana. Nie podoba mi się, że odrzucono Nowy Targ dla superenduro, skoro w ubiegłym roku zebrano tyle pochwał. Widocznie komuś się to nie spodobało, albo zagrażało konkurencji. To mi się nie podoba, to nie służy sportowi.
Tekst Stefan Leśniowski
zdj. Patrycja Okupniak