- Twoje social media, to właściwie telegraficzny skrót Podhala. Są krajobrazy, szlaki, miejsca warte odwiedzenia, historie podhalańskich wsi i oczywiście folklor. Skąd pomysł na taki kontent?
- Góralszczyzna towarzyszy mi od zawsze, bo w mojej chałpie godało siy po góralsku, należałyśmy z siostrą do zespołu. Moja mama szyje stroje góralskie, więc to było wszechobecne, naturalne. Później mnie to gdzieś opuściło, ale w głębi serca, nasza muzyka, pochodzenie jarało mnie, że tak kolokwialnie powiem. Chyba mam taką misję, żeby jednak odczarować wizerunek górali i Podhala, który kreowany w mediach czy Internecie, nie jest prawdziwy. Chcę pokazać prawdziwe Podhale, prawdziwych, świadomych górali - z tradycjami, z przywiązaniem do rodziny, z szacunkiem do zwierząt i przyrody, a nie tylko dutki i konie w Morskim Oku.
- Poza wizerunkowymi celami, na pewno jeszcze jakieś Ci przyświecają...
- Sama już wielu słów góralskich nie używam, których używała moja babcia, bo one już wypadły z obiegu. Nasz syn nie mówi gwarą. Tak sobie pomyślałam, że jeśli my nie będziemy tej tradycji kultywować, to historia z czasem o niej zapomni. Nasze wnuki będą tak naprawdę, czytać z książek o tym, jak to kiedyś było na Podhalu. Jak się gotuje kwaśnicę, albo, jak się robi moskole? Jeśli my, tego nie przekażemy, to skąd nasze dzieci będą czerpać wiedzę? Naszą misją, ludzi młodych, jest wyciągnięcie od dziadków, którzy pamiętają dawne czasy, jak najwięcej. Oni są teraz tak naprawdę naszą Wikipedią.
- Tak, właściwie zaczyna nam już brakować tych starszych osób...
- Tak...
- W kilku materiałach, możemy przeczytać, że dawniej miałaś inne spojrzenie na góralszczyznę. Co się zmieniło? Z czego wynikała wtedy niechęć do naszego folkloru?
- Niechęć narodziła się gdzieś w okolicach gimnazjum. Zaczęłam mieć coraz więcej znajomych, jak to się u nas mówi, z Miasta. Tam się nie godało, tylko się rozmawiało pięknie po polsku. Uważali, że osoby ze wsi, to wieśniaki, z nimi nie ma o czym rozmawiać, oni niczego nie wiedzą. Obracałam się w takim kręgu, że ta góralszczyzna przestała być w moim sercu - zaczęłam mówić, a nie godać. Później to ewoluowało trochę, odcięłam się, już tak bardzo tego nie kultywowałam. Potem pojawił się mój syn i te wartości się zmieniły. Zobaczyłam, co się dzieje na Podhalu, szczególnie z jakimi stereotypami się borykamy. Utożsamiam się jako górolka, jestem z Podhala całym sercem, całą sobą.
- Obok stereotypów, zauważasz jeszcze jakieś wyzwania związane z promowaniem naszej kultury ludowej?
- Zawsze, gdy opublikuję coś związanego z góralszczyzną, to pojawia się około 10 proc. komentarzy hejtujących. Zawsze powróci temat Goralenvolku, dutki i konie w Morskim Oku. To nie jest jedyne, czym żyje Podhale, to tak naprawdę wierzchołek góry lodowej. Bardzo mnie to denerwuje, że ktoś nie znając historii, bardzo łatwo się wypowiada na ten temat.
Dodatkową trudnością jest też to, że źródła, z których czerpiemy powoli się wyczerpują. Mam tutaj na myśli naszych dziadków, pradziadków. Wiele rzeczy jest niespisane, jest przekazywane, że tak powiem z gęby do gęby. To się zaczyna dopiero dziać. Część zwyczajów, tradycji czy słów, wypada z obiegu. Już nigdy nie wrócą.
- Starasz się podtrzymać ten folklor, zresztą niedawno postanowiłaś otworzyć nietypową markę odzieżową. Co cudujes?
- To jest temat świeży. Moja mama szyje stroje góralskie. Zawsze jej mówiłam, że nigdy w życiu nie będę szyć. Teraz, przewrotnie to do mnie wróciło. Pojawiło się to tak naprawdę z głosu ludu. Zawsze lubiłam mieć wszystko inne, czasem coś przerabiałam, doszywałam. Zaczęłam się pokazywać w tych bluzach w Internecie. Zaczęły pojawiać się pytania o te bluzy. Było ich tak dużo, że stwierdziłam, że spróbuję.
- Jakie elementy garderoby planujesz wypuścić w najbliższym czasie?
- Na ten moment będą to bluzy i być może shopperki (duża, pojemna torba). W mojej głowie jest już oczywiście milion planów, wizji, ale trzeba mierzyć siły na zamiary. Każdy egzemplarz jest wykonany ręcznie. To nie jest masówka. Każda bluza jest inna, bo przyczepiam np. chustkę, to wiadomo, że będzie tylko w jednym egzemplarzu. To wszystko będzie unikatowe," ucudowane".
- Jakie materiały wykorzystasz do tworzenia bluz? Będzie to tybet czy tworzywo sztuczne?
- Tutaj mam zagwozdkę, bo wiadomo, że prawdziwy tybyt to wełna, a nie każdy umie się z nią obsługiwać. Będą to na pewno tybyty współczesne, one są z domieszką poliestru i to można prać w pralce. To jest nadal to, co góralki noszą na spódnicach czy smatkach.
- A kto szyje te bluzy?
- Moja mama. Ja na razie mam praktyki u niej. Moja mama ma już wyrobioną swoją markę osobistą, więc jest tak jak ona to robi, to jest bardzo dobrze. Jeśli ja coś robię, to muszę pruć to tysiąc razy, dopóki nie będzie tak, jak trzeba.
- Widzę, że te modele są nietuzinkowe. Skąd czerpiecie inspiracje?
- Ciężko na co dzień chodzić w góralskich ubraniach. Ten folklor cały czas mi towarzyszy, codziennie chodzę ze skórzaną, góralską torebką. Czasem muszę kombinować, żeby coś do tego dopasować. Idąc na np. Gubałówkę, spotykam ten folklor, ale to nie jest mój gust.
- A więc wszystko według własnego uznania!
- Nie ma też mowy o projektowaniu, bo muszę się dostosować do materiału. Smatką góralską trzeba tak operować, żeby tego materiału nie zmarnować, a żeby jednak to wyglądało.
- Obok bluz, pokazujesz ciekawe wnętrza, ozdoby, które zdobią twój dom. Masz też wiele odnowionych mebli. Skąd się wzięło to zamiłowanie do staroci?
- Zawsze podobał mi się bardziej styl pałacowy, niż przykładowo Ikea. To nie jest miejsce dla mnie. Po prostu widzę w tych rzeczach duszę. Zawsze gdy jedziemy na wakacje, to szukamy staroci - zamków, pałaców. To jest historia, która już nie wróci. Były tam księżniczki, ludzie, działy się tam historie świata. Jakoś bliżej mi do tego, niż do współczesności. Poza tym bardzo lubię mieć rzeczy, których nikt inny nie ma. Ze starociami też jest o wiele łatwiej, bo gdy się kupi szafę, to można ją przemalować, ściągnąć lakier. Z innymi meblami jest znacznie trudniej. Też nie ukrywam, że jak budowaliśmy dom, to ten budżet był dość ograniczony, więc kombinowaliśmy na wszystkie sposoby świata, żeby było taniej.
- A co myślisz o idei dawania drugiego życia starym rzeczom?
- Jest to dla mnie istotne. Ważne jest, aby nie produkować śmieci, których na naszym świecie jest już masa. Skoro to zostało już wyprodukowane, jest solidne, bo nie oszukujmy się, ale meble, które mają sto lat, nadal stoją. To jest jakość, a nie tak jak szafki wytwarzane dzisiaj, one po 2 lub 3 latach już chodzą na boki.
- Racja. Na koniec zapytam jeszcze o przyszłość twoich social mediów. Co zobaczymy w najbliższym czasie na twoich mediach społecznościowych?
- Na pewno jeszcze więcej Podhala, tradycji, zwyczajów i słów, których już nie używamy. Będę dalej odczarowywać ten wizerunek górali i Podhala.
- Uważasz, że social media to skuteczne narzędzie do zmieniania tego wizerunku?
- Jest też wielu innych twórców na Podhalu, z którymi rozmawiam. Oni mają podobne podejście do tematu. W nas, młodych siła. Dziadkowie by się chyba w grobach przewracali, że pokazujemy jak wiązać kierpce, bo nie każdy to umie. Każdy ma dostęp do całego świata w swojej kieszeni, a Podhale też jest częścią tego świata i niech ma dobre opinie. Niech będzie dobrym miejscem, takim, jakim jest, a nie tylko przysłoniętym jakimiś zaczarowanymi hasłami.