Instytut Pamięci Narodowej na nowotarskim cmentarzu. Szukali szczątków ciał partyzantów - podhale24.pl
Wtorek, 16 kwietnia
Imieniny: Bernadetty, Cecyliana, Kseni
Szczawnica
Rain
Wiatr: 15.876 km/h Wilgotność: 82 %
Rain
Wiatr: 17.856 km/h Wilgotność: 88 %
Rain
Wiatr: 15.192 km/h Wilgotność: 80 %
Rain
Wiatr: 14.436 km/h Wilgotność: 84 %
Rain
11°
Wiatr: 6.408 km/h Wilgotność: 87 %
Rain
Wiatr: 10.44 km/h Wilgotność: 76 %
Jakość powietrza
8 %
Nowy Targ
6 %
Zakopane
8 %
Rabka-Zdrój
Nowy Targ
Bardzo dobra
PM 10: 4 | 8 %
Zakopane
Bardzo dobra
PM 10: 3 | 6 %
Rabka-Zdrój
Bardzo dobra
PM 10: 4 | 8 %
10.10.2018, 11:03 | czytano: 5433

Instytut Pamięci Narodowej na nowotarskim cmentarzu. Szukali szczątków ciał partyzantów

Pracownicy Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN przeprowadzili na cmentarzu komunalnym w Nowym Targu ekshumacje grobów. Celem prac było odnalezienie miejsca ukrycia szczątków partyzantów z oddziału niepodległościowego „Wiarusy”.

Fot. Biuro Poszukiwań i Identyfikacji IPN
Fot. Biuro Poszukiwań i Identyfikacji IPN
Chodzi prawdopodobnie o jednego z dowódców oddziału „Wiarusy”. "Gazeta Krakowska", powołując się na nieoficjalne ustalenia podaje, że chodzi o Tadeusza Dymla ps. Srebrny.

Ekshumacje odbyły się w ramach śledztwa Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Krakowie. Jak poinformowano, w wyniku przeprowadzonych czynności ujawniono i podjęto szczątki dwóch osób, które przewieziono do dalszych badań w krakowskim Zakładzie Medycyny Sądowej.

oprac. r/ źródło: IPN
Reklama
reklama
reklama
reklama
reklama
reklama
Zobacz także
komentarze
Do znafcy hictorji06:30, 12 października 2018
Nie "za co", a na co. Myślała Gomułkowa, że będzie "Ogień" ich pachołkiem. Przeliczyła się. Jan Kolasa "Powicher" mówił: "Wróciliśmy do Nowego Targu a tu znowu Żydzi"
Tadeusz Morawa22:26, 11 października 2018
Lawina A za co Ogień dostał szefa UB w Nowym Targu od Zofii Gomółkowej?
Lawina21:02, 11 października 2018
Morawa: a za co dostał Tatar order od Bieruta?
Tadeusz Morawa19:14, 10 października 2018
pgrh manipulujesz to właśnie w książce Tadeusza Czecha ps Wicek jest wykaz konfidentów gestapo i tam pod nr 43 widnieje nazwisko Dymel Tadeusz.Napisz o współpracy Dymla Z NKWD-sprawa zniszczenia bezpowrotnie Zamku Jagiellonów-to była zbrodnia
PGRH16:19, 10 października 2018
Począwszy od lata 1947 r. na Tadeuszu Dymlu ps. ?Srebrny? ciążyło odium hańby za rzekomą kolaborację z niemieckim okupantem . Sprawy tej nie wyjaśniono do dnia dzisiejszego pomimo faktu znajdowania się w zasobach archiwalnych Instytutu Pamięci Narodowej akt jego sprawy z 1947 r. pozwalającym rzetelnie ocenić ten fakt . Dochodzenie prowadzone przez Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Nowym Sączu urągało wszelkim normom prawnym opierając się jedynie na spreparowanych zeznaniach sześciu świadków.

Polowanie na kolaborantów



Nowy Sącz w początkowej fazie okupacji niemieckiej w latach 1939-41 poniósł dotkliwe straty w zasobach ludzkich zasilających szeregi kilku organizacji podziemnych. Stało się tak z kilku powodów :

1.Szefem Gestapo w Nowym Sączu został SS-haupsturmfuhrer Heinrich Haman uważany obok Paula Fuscha z Radomia za jednego z najlepszych specjalistów w zakresie zwalczania polskiego podziemia .

2.Konspiratorzy wykazywali rażącą nieostrożność. Większość konspiratorów spotykała się w barze ?Hanka? będącym kasynem oficerskim 1 PSP w okresie międzywojennym. Jeżeli dodać że większość konspiratorów do byli wojskowi z sądeckiego pułku lepszych wskazówek wróg nie potrzebował.

3.W tym samym barze prowadzono dysputy polityczne przy kuflu piwa na oczach gestapowskich konfidentów.

4.Podawano sobie pod stołem ulotki stanowiące komunikat z nasłuchu radiowego.

5.Wyznaczano punkty kontaktowe we własnych miejscach pracy.

Lekkomyślność konspiratorów zebrała żniwo w postaci aresztowań około 500 osób. Zaledwie 20% z tego stanowi wynik gestapowskich działań operacyjnych. W samym Nowym Sączu Haman mógł liczyć też na międzywojenną mniejszość niemiecką zamieszkałą na dwóch osiedlach sądeckich dobrze rozeznaną w miejscowych stosunkach. Straty ludzkie poniesione wśród mieszkańców Nowego Sącza spowodowały chęć rozliczenia się z przeszłością w pierwszych latach powojennych i tu poszukiwano winnych. Rzecz tylko w tym iż gros winnych będąca sprawcami tej sytuacji i mając tego świadomość zbiegła z miasta. Potrzebowano więc kozłów ofiarnych.



Aresztowanie Dymla.

Jedyną winą Tadeusza Dymla był fakt, że miał dość rozsądku a należąc do grona pierwszych konspiratorów widząc gęstniejącą atmosferę zbiegł w okolicę Łącka przed niechybną zgubą. Przyjrzyjmy się za tym co mówią akta jego sprawy oznaczone sygnaturą IPN Kr 07/1577. Postanowieniem Sądu Okręgowego w Nowym Sączu z dnia 24 czerwca 1947 r. prokurator dr. Robert Schreyer nakazuje areszt tymczasowy ( dwa miesiące) na podstawie art.1 PKWN. W postanowieniu znajduje się formuła mówiąca o konieczności zwolnienia z aresztu Tadeusz Dymla o ile do dnia 25.08.1947 nie nastąpi wszczęcie śledztwa. Jednym słowem PUBP w chwili aresztowania Dymla nie dysponowało nawet poszlakami pozwalającymi na jego zatrzymanie. Zadziwiającą rzeczą jest to, że prowadzący sprawę chor. Marian Stefkowski w sześć dni potem złożył wniosek o zamknięcie śledztwa. Całe dowody w sprawie to zeznania zaledwie sześciu osób wątpliwej jakości dowodowej. Józefa Ficowiczowa zeznaje że mąż jej był znajomym Dymla z okresu służby w 1 PSP. Podczas wojny nie miał kontaktu z Dymlem jak wynika z zeznań, pracował w służbie więziennej według jej słów bywał w wspomnianym barze ?Hanka? został zadenuncjonowany przez kolegę z pracy Ukraińca nazwiskiem Podsadniuk a pomimo to twierdzi ze z grypsu przysłanego z więzienia przez męża wywnioskowała że Dymel również przyłożył do tego rękę. Inny świadek to Maria Maniak żona byłego sierżanta 1 PSP Jana Maniaka . Ona twierdzi że mąż jej z kolei przysłał gryps z aresztu ?kolega D. szkodzi? Tylko że Maniak związany był z wsypą Sądeckiej Zbiornicy Jaj w której pracował jako magazynier, aresztowano cały jej personel. To zaś było następstwem wcześniejszego aresztowania kierownika zbiornicy Decowskiego. Ale Maniakowa nie znała kierownika swego męża a znała Dymla, który bywał u nich w domu będąc zaangażowanym w tej samej komórce konspiracyjnej. Stąd wniosek Maniakowej że pan D. to Dymel. Piotr Filipowicz twierdzi że gdy przebywał w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu to słyszał od Maniaka że winowajcą wsypy był właśnie Dymel. Mało prawdopodobne powyższe oświadczenie wypowiedział dla potrzeby śledztwa. Funkcyjni polityczni w obozach koncentracyjnych mieli obowiązek czuwać by więźniowie z tej samej sprawy a nawet stron nie byli łączeni w tych samych komandach roboczych a nawet barakach. Bo gdyby mieli styczność to mogli ustalać wspólną wersję w sprawie która była rozwojowa. A w każdej chwili placówki Gestapo które aresztowały daną osobę mogły potrzebować zeznań uzupełniających. Ciekawymi zeznaniami są z kolei zeznania członka oddziału Tadeusza Dymla Czesława Olszowskiego. Ten zeznawał o zatrzymaniu przez Dymla którego był uczestnikiem konfidenta gestapowskiego nazwiskiem Moniak. Ponieważ konfident ów zeznał że miał zadanie rozeznania działań partyzantki sowieckiej to Dymel przekazał go w ręce Aleksija Botiana (Aleksander Bocian) ?Aloszy?. Ten z pełną perfidią wypuścił Moniaka będąc pewnym że ostrze zemsty obróci się przeciwko tym którzy go zatrzymali. Aparat NKWD który wtedy reprezentował Botian był wówczas żywotnie zainteresowany wzajemnym wyniszczeniem polskiej partyzantki i niemieckich formacji policyjnych. Olszowskiego aresztowano w domu Dymla gdyż samego Dymla wówczas w nim nie było. Charakterystyczne pozostaje to że wszyscy świadkowie zeznają o zaangażowaniu swoich bliskich w ?organizacji podziemnej? nie podając jej nazwy. Świadczy to albo o mizernej wiedzy żon swoich mężów co do spraw działalności podziemnej swoich bliskich albo o celowej manipulacji zeznaniami iż tak naprawdę wszyscy aresztowani działali w zupełnie różnych organizacjach podziemnych a z Dymlem łączyła ich znajomość z okresu międzywojennego. Z wyżej wymienionych powodów materiał dowodowy zebrany przez PUBP w Nowym Sączu przeciwko Dymlowi należy ocenić jako mizernej jakości dowodowej. Dzisiaj żaden prokurator nie odważyłby się skierować sprawy do rozpatrzenia sądowego mając taki ?materiał dowodowy?.

Kto wrobił Dymla ?

Na przestrzeni lat głównym adwersarzem Dymla stawiającym uparcie tezy o konfidenckiej działalności Dymla był Julian Zubek ?Tatar?. Lecz to właśnie z ?Tatarem? Inspektorat Rejonowy AK ?Niwa? miał ustawiczne problemy. Wiadomo że w dobie akcji scaleniowej pomiędzy BCH i AK ?Tatar? urządził sobie polowanie na BCH-ców . Głośnym echem odbiło się zastrzelenie przez ludzi ?Tatara? dowódcy oddziału specjalnego BCH por. Wątrubskiego ?Sępa?. Spowodowało to zerwanie akcji scaleniowej na Sądecczyźnie . Wiadomo że polował też na funkcyjnych oddziału BCh ?Zyndram?. Lecz w 1946 r. to właśnie BCh-cy stanowili obsadę PUBP w Nowym Sączu i aresztowali ?Tatara?. ?Tatar? wówczas się tłumaczył że czynił to dlatego bo funkcyjni oddziału BCh, wymieniał nazwiska Dymla i Ajdukiewicza byli konfidentami Gestapo. Ostatecznie ?Tatara? zwolniono na interwencje doradcy PUBP w Nowym Sączu Aleksieja Botiana dobrego znajomego ?Tatara?w okresie wspólnego pobytu na Markowych Szczawinach gdzie wspólnie przeczekali działania frontowe. I prawdopodobnie to stwierdzenie ?Tatara? udokumentowane w aktach PUBP stało się iskrą zapłonową do późniejszych działań wymierzonych w Dymla. Bo jak wytłumaczyć fakt iż Julian Zubek 28 września 1946 r. z rąk Bolesława Bieruta otrzymał Krzyż Grunwaldu II klasy , jeśli nie za intensywną współpracą z tym ?urzędem?? Tylko człowiek niespełna rozumu mając świadomość popełnionych zbrodni na narodzie polskim pozostałby na terenie swych przestępstw wojennych. A tak Zubek stał się cennym współpracownikiem sądeckiej ?bezpieki? ta zyskała kozła ofiarnego. Kilka lat temu niezbyt pochlebną laurkę ?Tatarowi? wystawił też żołnierz z jego oddziału Tadeusz Czech ps. ?Wicek?. W swych wspomnieniach napisał jak to ?Tatar? odebrał plecak dolarów stanowiących odprawę pieniężną dla swych żołnierzy (przypadało po 20 na jednego)i przywłaszczył sobie. Żołnierzom zaś wyjaśnił iż rozdał miejscowej ludności jako rekompensatę za gościnę , co przyjęto z niedowierzaniem.

Macie panowie zamiar wklejać tu całe publikacje? To nierozumienie idei komentowania. Tu jest miejsce na wasze przemyślenia, a nie "kopiuj, wklej" i jeszcze bez podania źródła. Proszę o rozsądek. Moderator.
roksi15:36, 10 października 2018
na wawel zlustrować gościa
Do Tadeusza Morawy (już nie syn ...?)14:23, 10 października 2018
Tą książkę miał pewnie też w ręku Władysław Machejek, tak jak dziennik "Ognia"
A swoją droga szczęście Dymla, że nie był młodą dziewczyną, bo uznany za agentkę Niemców już by nie uszedł "dzielnym" chłopcom z PSP AK, jak ta nieszczęsna dziewczyna na Skałkach w Ochotnicy. Ją zapewne też poszuka IPN, zasługuje na to, zwłaszcza, że jest ofiarą tzw "bohaterów".
k13:29, 10 października 2018
To znaczy ze szukają na koszt podatnika szczątków konfidenta????? Bo nie rozumiem .......
NT13:05, 10 października 2018
Do @ ..
To się nazywa archeologia taka nauka !! ty o tym raczej pojęcia nie masz !!!
Tadeusz Morawa12:09, 10 października 2018
Tadeusz Dymel ps,,Srebrny figuruje w książce konfidentów nowosądeckich, którą dowódca 9 kompani 1 PSP AK Julian Zubek ps Tatar przekazał Adamowi Stabrawie ps.Borowemu późną jesienią 1944r ,w momencie wymarszu dowództwa 1 PSP AK do Chyżówek. Książkę tą odebrał Jan Drożdż ps Brzytwa.Wiem to od samego mjr Włodzimierza Budarkiewicza ps Podkowa
ha ha ha11:42, 10 października 2018
Tadziu historyk :)
zdziwiony11:28, 10 października 2018
a po co to komu????
Tadeusz Morawa11:19, 10 października 2018
8 stycznia 1945 roku o godz. 5.20 sądeczan zbudził potężny huk eksplozji. Już po kilku godzinach nawet na najdalszych krańcach miasta wiedziano: sądecki zamek wyleciał w powietrze.


Nowy Sącz: Baszta KowalskaNieżyjący już prof. Edward Smajdor wspominał: ?Wybiegam na strych i patrzę w kierunku, gdzie w błękitne tło nieba wpisana jest monumentalna sylwetka zamku Jagiellonów. Zamek nagle legł w gruzach. Widok dymiącego rumowiska był wstrząsający. Spod gruzów wystawały lufy dział, ciała końskie i masy trupów, do niedawna niezwyciężonej i butnej armii hitlerowskiej?.

Nowy Sącz nazywali Niemcy ?bandyckim miastem?. I trzeba przyznać, że zasłużył na to miano ? dla okupantów obraźliwe, dla nas zaszczytne ? w pełnej rozciągłości. Świadczy o tym szeroko rozbudowany wojskowy i cywilny ruch oporu oraz fakty bohaterstwa które znamy ? i których nie poznamy już chyba nigdy. Nadaremnie podwójny doktor Rudolf Kesselring, ?opiekun? sądeckiej biblioteki oraz archiwum, usiłował dorobić Nowemu Sączowi praniemieckie (urdeutsche) pochodzenie. Toteż nietrudno było wysunąć ? i przyjąć tezę, że hitlerowcy zmuszeni do odwrotu, zapragnęli go zniszczyć. Nie całkowicie, ponieważ to przerastało ich możliwości, ale przynajmniej ważniejsze obiekty: ?wszystkie większe domy i obiekty przemysłowe, oraz zakłady pracy?, jak pisze ppłk Iwan Zołotar. Ponoć w niektórych budynkach wywiercono już nawet otwory minerskie. Ale?

Ale zdaniem wielu osób, krytycznie patrzących na tamte lata, nawet to nie było już możliwe. Niszczenie też jest umiejętnością, a im większy jest jego planowany zakres, tym więcej wymaga ludzi, środków i czasu. A tego ostatniego właśnie zabrakło. Niemcy jak ognia bali się ? poniekąd słusznie ? radzieckiej niewoli, więc w sytuacji, gdy w kierunku Nowego Sącza parła grupa szybka 38. armii w składzie: 31. i 42. brygada pancerna oraz 894. pułk piechoty płk. Tomiłowskiego, raczej myśleli o własnej skórze, a nie o ukaraniu ?bandyckiego miasta?. Wiemy zresztą, jak robili to w Warszawie po upadku powstania: wypędzali ludzi z domów, przy okazji rabowali co się dało ? i dopiero wówczas systematycznie niszczyli dom za domem, ulicę za ulicą. Tymczasem w Nowym Sączu już bardzo wyraźnie słyszeli huk radzieckich dział i ryk katiusz, które jak dwie nieubłagane wskazówki zegara przeznaczenia odmierzały im czas odwrotu ? lub śmierci. I to szybko: radzieckie wojska między 15 a 20 stycznia przesunęły się o 90 km!

Miasto nie miało być bronione. Wojska niemieckie wycofywały się w kierunku ?zaprzyjaźnionej? Słowacji, myśląc jedynie o uniknięciu zagłady. Wielu historyków uważa więc, że sądecki zamek był kolejną, bo nie ostatnią przecież, niepotrzebną ofiarą tej wojny.

Jak do tego doszło?
Ze wspomnień ppłk. Iwana Zołotara, dowódcy radzieckiego oddziału partyzanckiego, operującego także na Sądecczyźnie:

Dnia 14 stycznia 1945 r. przekradł się do nas na Obidzę, gdzie przebywaliśmy po opuszczeniu Gorców, partyzant z oddziału ?Tatara?, Tadeusz Dymel [omyłka autora ? Dymel, ps. ?Srebrny?, był żołnierzem BCh ?Zyndram?, operującego w rejonie Łącka ? przyp. red.], z groźną wiadomością, że Niemcy zwieźli do piwnic zamku jagiellońskiego ponad 10 wagonów materiałów wybuchowych i min, zamierzając wysadzić w mieście wszystkie większe domy i obiekty przemysłowe, oraz zakłady pracy. Ażeby ocalić Nowy Sącz od zniszczenia, wysłaliśmy do niego doświadczonego oficera Kostię Picza z grupą operacyjną. Za pośrednictwem Dymla skontaktował się on z pracującym na zamku Witoldem Młyńcem, który przedostał się do składu materiałów wybuchowych, gdzie założył minę zegarową. Świtem dnia 17 stycznia 1945 r. [kolejna omyłka ? chodzi o 18 stycznia ? przyp. red.] wstrząsnął miastem gigantyczny wybuch. Materiały wybuchowe zostały zniszczone. Nowy Sącz ocalał. W czasie tego wybuchu zginęli wszyscy żołnierze niemieccy z ochrony zamku, oraz ponad 400 żołnierzy i oficerów z cofających się jednostek wojsk niemieckich, przeprawiających się przez Dunajec, a znajdujących się w momencie wybuchu pod murami zamku.

Dysponujemy także relacją wspomnianego wyżej Witolda Młyńca, który przemycił miny do zamku:

10.01.1945 r. W dniu dzisiejszym zebrałem z Edkiem [Skórnógiem ? przyp. red.] dużo cennych, wiadomości. Najważniejsza z nich to, że Niemcy zwożą z kolei materiały wybuchowe. Dowiedzieliśmy się od pomocnika szofera z TODT-u, że na zamek zawieźli cztery samochody ładunków i jeden do magazynu TODT-u w dawnej betoniarni przy ulicy Długosza.

16.01.1945 r. Rano, jak zwykle poszedłem do pracy? i w magazynie kazano nam około godziny ładować materiały wybuchowe na samochód. Piętnaście minut po jedenastej kazano nam jechać na zamek w celu zładowania ich. Gdybyśmy mieli ze sobą minę, moglibyśmy przy znoszeniu podłożyć ją i wykonać rozkaz. Niestety, nie mamy? Zbadamy teren i magazyn, to w nocy będziemy się starali podejść i podłożyć.
Po chwili wrócił magazynier i powiedział, że musimy jeszcze raz przyjechać po południu, bo teraz nie ma komendanta i nie można materiałów złożyć. Podczas przerwy obiadowej ?Srebrny? [tj. Tadeusz Dymel ? przy. red.] dostarczył nam dwie temperaturowe miny angielskie. Przyjechaliśmy na zamek, wnieśliśmy paczki z minami do podziemi?.

Może zastanawiać data 16 stycznia, bo eksplozja nastąpiła przecież dwa dni później. Niestety, opublikowane fragmenty nie pozwalają na odpowiedź, czy mamy do czynienia z omyłką autora relacji, czy miny zostały ?uruchomione? później.

* * *

Od dziesięcioleci obowiązuje teza, że na sądeckim zamku Niemcy zgromadzili pokaźne (niektórzy piszą nawet o kilkuset tonach) zapasy materiałów wybuchowych w celu podminowania i zniszczenia miasta. To ich eksplozja zniszczyła zamek. Zastanówmy się jednak: co tu jest prawdą, a co przypuszczeniem o tak długim życiorysie, że uznane zostało za bezdyskusyjny pewnik? Na zasadnicze pytanie: skąd wiadomo, że śmierć zamku ocaliła miasto? ? pada odpowiedź, że ?wszyscy o tym wiedzą?. Tymczasem wątpliwości na ten temat były zawsze, nie brakuje ich również dziś.

Wyjaśnianie każdej wątpliwej kwestii polega przede wszystkim na postawieniu właściwych pytań. Pytajmy więc, choćby o rzeczy pozornie jasne i bezdyskusyjne ? a przekonamy się, że ani jasne, ani bezdyskusyjne nie są.

Faktem jest, że na kilka lub kilkanaście dni przed 18 stycznia, w podziemiach zamku składowano duże ilości skrzynek. Ale czego? Jedni twierdzą, że materiałów wybuchowych. Inni ? że amunicji. Mamy już pierwszą wątpliwość, bo ostatecznie gromadzenie amunicji w obliczu zbliżającego się frontu nie byłoby niczym nadzwyczajnym i niekoniecznie świadczącym o zbrodniczych celach.

Druga wątpliwość: Witold Młyniec ? jak sam wspomina ? otrzymał dwie miny od por. ?Srebrnego? ? Tadeusza Dymla, przed wojną nadterminowego kaprala 1 psp w Nowym Sączu. Dymel jeszcze w czasie okupacji został zdemaskowany jako agent, który ? jak czytamy we wspomnieniach Juliana Zubka ? był ?szczególnie niebezpiecznym konfidentem gestapo? i ?denuncjował członków organizacji ZWZ-AK?, za co został wyrokiem podziemia skazany na śmierć za zdradę. Sam ?Tatar? omal nie dopadł go w Zarzeczu nieopodal Łącka, ten jednak zdążył uciec przez okno. Wkrótce przed wyzwoleniem zniknął z Nowego Sącza. Jak w tej sytuacji pogodzić zdradziecką przeszłość Dymla z patriotyczną chęcią ocalenia miasta?

Po trzecie: wszyscy historycy powtarzają, że zamek został zniszczony na rozkaz ppłk. Zołotara. Niektórzy dodają, że stało się to ?w porozumieniu? z BCh. W relacji Młyńca też czytamy: ?Gdybyśmy mieli ze sobą minę, moglibyśmy przy znoszeniu podłożyć ją i wykonać rozkaz?. Czyj? ?Srebrnego?, czy Zołotara? A jakież miał prawo dowódca radzieckiego oddziału partyzanckiego rozkazywać żołnierzom BCh? Tylko w jednym przypadku ? gdyby ich dowódca na to zezwolił, gdyby ?oddał ich do dyspozycji?. Czyżby więc Dymel nie tylko hitlerowcom służył?

Po czwarte: Zołotar operował w górach i o sytuacji w Nowym Sączu wiedział tyle, ile mu doniesiono. Tymczasem musiał wiedzieć o szybkim zbliżaniu się radzieckich jednostek wojskowych. Dlaczego więc wydał tak bezsensowny rozkaz? A jeśli nawet jako Rosjanin i komunista nie przywiązywał wagi do historycznej pamiątki po ?pańskiej Polsce?, to czemuż ?Srebrny?, czy inni ?współpracujący? z nim Polacy nie uświadomili mu, że zniszczenie zamku nie ma już sensu? Przecież Nowy Sącz został zajęty już dwa dni po jego wysadzeniu! Jakże w tym kontekście można powtarzać bajki o ocaleniu miasta skazanego przez Niemców na zagładę?

Janusz Roszko, autor wielu reportaży poświęconych Sądecczyźnie napisał wręcz: ?W powojennych rozmowach polskich i radzieckich dowódców partyzanckich z Sądecczyzny wyjaśniono: nikt konkretnie nie stwierdził, że materiały wybuchowe w podziemiach zamku były przeznaczone do wysadzenia miasta?.

* * *

Nie wiemy, ilu Niemców nocowało w zamku, lub w jego pobliżu. Ciała niektórych podmuch wyrzucił aż na rynek. Zginęło także ? jak wspominał Iwan Zołotar ? ponad 400 żołnierzy i oficerów.

Ale nie tylko. Pojedyncze kamienie spadły na miasto jak deszcz meteorytów. Jeden z nich wpadł do domu rodziny Sarnów i zabił ich 16-letnią córkę Janinę. Na jej grobie w kwaterze 36 cmentarza komunalnego widnieje napis: ?Ś.p. najukochańsza córka Jasia Sarnianka zginęła od wybuchu zamku w czasie działań wojennych 1945 r. w szesnastej wiośnie życia?.

Ktokolwiek wydał wyrok na sądecki zamek, jest winien także tej śmierci.
..11:17, 10 października 2018
Ja pie...... Jak nie Limanowa to cmentarz nowotarski. W Limanowej ryja w pałacyku pod pszczółka ponoć zakopano tam ognia. A w n.Targu czego szukają ? I czemu te wykopki mają służyć? sa jeszcze krypty klasztorne ,tam nie zaglądają? Masakra jakaś.
dodaj komentarz

Komentarze są prywatnymi opiniami czytelników portalu. Podhale24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy. Podhale24.pl zastrzega sobie prawo do nie publikowania komentarzy, w szczególności zawierających wulgaryzmy, wzywających do zachowań niezgodnych z prawem, obrażających osoby publiczne i prywatne, obrażających inne narodowości, rasy, religie itd. Usuwane mogą być również komentarze nie dotyczące danego tematu, bezpośrednio atakujące interlokutorów, zawierające reklamy lub linki do innych stron www, zawierające dane osobowe, teleadresowe i adresy e-mail oraz zawierające uwagi skierowane do redakcji podhale24.pl (dziękujemy za Państwa opinie i uwagi, ale oczekujemy na nie pod adresem redakcja@podhale24.pl).

reklama
reklama
Pod naszym patronatem
Zobacz wersję mobilną podhale24.pl
Skontaktuj się z nami
Adres korespondencyjny Podhale24.pl
ul. Krzywa 9
34-400 Nowy Targ
Obserwuj nas