Co Nowy Targ ma do zaoferowania młodym ludziom, którzy przyzwyczajeni do krakowskich standardów gry nie chcą się już interesować byle czym i przysłowiowa „zabawa w remizie” nie skusi nikogo? Puby i dyskoteki, wały nad Dunajcem, ławki w parku albo w Rynku, czy to jedyne alternatywy na sobotni wieczór? – pyta Michał Sieczka, 21-letni student filologii polskiej w Państwowej Podhalańskiej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nowym Targu.
Do miast i wiosek Podhala już dawno zdążyli zjechać studenci. Wielu ludzi zaczyna funkcjonować zgodnie z maksymą: „carpe noctem” – żyj nocą.
Nowotarski rynek, późnym wieczorem. Młodzież wysiaduje na ławkach, z knajp zioną krzyki, ktoś się z kimś wita, ktoś się żegna. Towarzystwo pije piwo, pali szlugi i się rozchodzi. W ogródku gastronomicznym jakaś impreza. Żadnych koncertów. Jeśli nie przesiaduje się tu stale, trudno spotkać kogoś znajomego. Podobnie w parku. Na ławeczkach przesiadują młodzi ludzie, znają się dobrze, często spotykają się tu w podobnym gronie by wypalić parę papierosów, popić i pogadać przez chwilę. Puby i kawiarnie są pełne gości, a mimo to ma się wrażenie, że w mieście nic się nie dzieje.
Nowotarski klub „Ultra” jak zawsze przepełniony. Wstęp darmowy, wystarczy mieć przy sobie dowód i nic nie stoi na przeszkodzie, by zainicjować mały clubbing. Z głośników dudni house. - Choć ciężko znieść tą muzykę to najlepszy taki lokal w mieście. W roku akademickim to tu przychodzi najwięcej studentów, teraz trudniej spotkać kogoś znajomego - mówi Arek, student nowotarskiej PPWSZ. Przychodząc tutaj choćby na przysłowiowe „jedno piwko” inaczej niż w większości pubów można kogoś nowego spotkać, przysiąść się, pogadać, czy raczej poprzekrzykiwać się ;-). To właśnie w klubach, takich jak ten, większa część młodzieży spędza weekend na piciu i zabawie. W ostatnich latach wzrosła liczba lokali w mieście a co za tym idzie pojawiło się parę miejsc o profilu wykraczającym poza działalność gastronomiczną. Niedawno powstał: „Ogródek gastronomiczny” na Małym parkingu i „Orkanówka”. Miejsca te nie tylko wniosły do centrum miasta nieco więcej uroku, ale także starają się w miarę regularni organizować koncerty interesujących zespołów. Istniejący niewiele dłużej, usytuowany na północnej ścianie rynku, pub „Toscana” pozwala nam nie tylko posiedzieć, ale i potańczyć w obrębie rynku. Mimo to Puby takie jak „Mieszczańska”, „Szóstka” czy „Chicago” wciąż nie tracą na popularności.
Znajdują się jednak i tacy, dla których poziom prezentowany przez nowotarskie kluby to wciąż za mało, a serwowana oferta artystyczno-rozrywkowa ich nie zadowala. Sobotni wieczór, puby i lokale są już przepełnione. Każdy stara się korzystać z weekendu, odpocząć, zrelaksować się. W nowotarskim MOK-u, już od holu słychać melodyjnego rocka. Dawid (21 lat), Kuba (19 l.) i Rafał (21 l.) mają próbę nowego zespołu. Na rozmowę trafiamy jednak w inne miejsce, bo chłopaki nie chcą marnować i tak krótkiego czasu, jaki mogą spędzić w sali na próbach. Idziemy na targowicę, jest gdzie usiąść w spokoju i jest dach na głową.
Rozmowa o perspektywach spędzania czasu w weekend w Nowym Targu jest enigmatyczna. - Tak mała miejscowość nie pozwala młodym ludziom na szerszy rozwój, a jedynie na zamykanie się w ciasnych środowiskach. Tutaj można albo zostać dresem albo hardcoreowcem – mówi Kuba.
- Trzeba mieć albo kasę na kulturę, albo iść po prostu na dyskotekę – stwierdza Dawid, student animacji kultury na UJ. - Z racji tego, że niema pośredniej opcji w tym mieście można stać się, co najwyżej skapciałym gościem siedzącym w domu - dodaje po chwili. Rafał, basista zespołu, również student, zapytany o to, czego oczekiwałby od Nowego Targu stwierdza nie pozostawiając złudzeń: - Żeby był bliżej Krakowa, bo się jeździć nie chce.
Niema się jednak co dziwić podobnemu podejściu, jakie prezentują studenci wracający w rodzinne strony. Nowy Targ jest największym miastem Podhala, zamieszkuje go ponad trzydzieści tysięcy osób, wydaje się jednak, że to wciąż za mało by siła konkurencji podźwignęła tu poziom rozrywki i kultury. Dla wymagających osób niema wielu interesujących propozycji. Próżno by szukać miejsc gdzie organizowane były by interesujące wykłady, prelekcje, spotkania z ludźmi polityki, kultury czy rozrywki. Nie dziwi, że wernisaże są tu rzadkością, w końcu na dziś dzień utrzymała się w mieście już tylko jedna galeria sztuki. Prócz coraz bardziej komercjalizującego się DKF-u, który i tak jest drogą rozrywką, nie można trafić w mieście na jakiekolwiek projekcje ambitnych produkcji. Niema również co marzyć o jakichkolwiek festiwalach. Trudno wymagać by w mieście zaczęło się nagle dziać więcej. Jak widać popyt na kulturę jest tutaj za mały, a poziom oferowanej rozrywki zdaje się być konkurencyjny i niewiele wskazuje na to by miało się coś zmienić. Można mieć tylko nadzieję, że w przyszłości ktoś w Nowym Targu będzie w stanie wyczuć stosowną koniunkturę i spróbuje zrobić coś więcej. W końcu nie chodzi tu jedynie o miłe spędzenie weekendu, ale i o uczynienie miasta bardziej przyjaznym, bardziej ciekawym.
Michał Sieczka