Nokaut _ Baśń o libido
/Fantástico Chico Blanco/
Bohaterowie główni - ona księżniczka Kunegunda IV Oriańska, on król Enzo XIII Gaspar, słowiański giermek Władysław.
Już nie pamiętam gdzie i kiedy narodził się pomysł napisania tej baśni. Jestem raczej pewien, że jeden z jej wątków, ten niedotyczący libido, nie jest wytworem mojej wyobraźni, a echem zasłyszanej gdzieś historii i inspiracją do mojej narracji. Kiedy więc uświadamiam sobie, że na świecie ma miejsce mnóstwo zdarzeń, spisywanych nie koniecznie przez ich architektów, dochodzę do wniosku, że to oprawione i wyreżyserowane przeze mnie, w zdumiewającym odcieniu głupoty, nikomu nie zaszkodzi. I tak naprawdę nie ma znaczenia, kto był autorem części tej historii, spisałem ją jako całość w przeświadczeniu, że to ja dałem jej życie i stanowi ona zupełnie nowe dzieło.
Dawno, dawno temu w nieokreślonym bliżej czasie, za siedmioma górami, za dwoma ośmiotysięcznikami, za pięćdziesięcioma lasami, za niezliczoną ilością potoków i rzek, za jedną pustynią, za wieloma demokratycznymi krajami, za kilkoma totalitarnymi i paroma autokratycznymi, żył sobie król Enzo XIII Gaspar, który miał wszędzie do znudzenia bardzo, bardzo daleko. Kiedy dojrzało mu żenidło i przyszedł czas żeniaczki, zgodnie z królewską tradycją, przedstawiono mu szereg dobrze usytuowanych królewskich cór. Niestety, nie w realu, ani nawet nie w wirtualnej rzeczywistości, a jedynie na niezbyt dużych malowidełkach, mieszczących się z sakwach posłańców. Król Enzo XIII Gaspar, wiedziony chucią dojrzałego choć zupełnie niedoświadczonego mężczyzny, skrzętnie przeglądał wizerunki przyobiecanych mu księżniczek, bowiem żenidło go wielce paliło i okropnie śpieszyło się mu do spotkania z wybranką. Jednak, jak to w życiu bywa, ku wielkiej udręce i irytacji króla, niemal wszystkie proponowane damy, delikatnie mówiąc były brzydkie jak skurcz menstruacyjny, a i artyzm prezentowanych portretów pozostawiał wiele do życzenia. Te małe dzieła, nie tylko przywodziły na myśl stuletni fresk Jezusa Ecce Homo pędzla Eliasa Garcii Martineza, który po renowacji przez amatorkę z hiszpańskiego miasteczka Borja zamienił się w rozmazanego jeża, ale były znacznie od niego gorsze. Wszystkie te bohomazy bankowo były i tak mocno podrasowanymi dziełami. Jasne przecież było, że w realu nie ma pięknych księżniczek, takie są tyko w bajkach lub na dobrze sporządzonych wizerunkach i król o tym dobrze wiedział. W głowie króla jawiło się więc mnóstwo pytań bez odpowiedzi.
- Żeby tak, chociaż jedna była jak Pamela Anderson nim się zestarzała. - Żalił się strapiony do swego giermka Władysława z plemienia pod Tatrami, beznamiętnie miętoląc w dłoniach ohydne ilustracje panien.
I gdy tak, któryś raz z rzędu, nieprzytomnie gapił się na portreciki, w oczy rzuciła mu się niebieskooka księżniczka o imieniu Kunegunda IV z rodu Oriańskich, z jakiejś mało znanej i bardzo odległej północnej krainy. Z niewielkiego prostokątnego kawałka deski spoglądała nań blond piękność o fantazyjnych kształtach, ubrana jedynie pukle opadających na nań włosów.
- Ja pierdolę. To jest ta! Że też od razu jej nie zauważyłem! - Krzyknął w podnieceniu i bez namysłu podjął decyzję o ożenku, nie wiedząc jeszcze w czym tkwi diabeł. A czort zawsze tkwi w szczegółach.
- Dzięki Ci, moje złotko. - Usłyszał w głowie zmysłowy i cichy szept, dochodzący jakoby z portretu. I gdy tak stał jak wryty przy stole uginającym się do dziczyzny i wina, ponownie usłyszał, jak piękność o imieniu Kunegunda przemawia do niego z portretu w ten nadzwyczajny i niewytłumaczalny sposób a ciepło jej głosu rozchodziło się w nim jak młode wino. - Dzięki ci, moje złotko.
Złotko? To w ocenie podnieconego króla miało wyraźny podtekst erotyczny i nie było odpowiednikiem typowego, panie mój czy nawet kolego. Król wymiękł, zwłaszcza w kolanach. Nie wiedział czy to, co słyszał było wytworem jego wyposzczonej wyobraźni, czy też jakąś czarodziejską sztuczką. Postanowił to sprawdzić.
Niestety nie było wtedy Internetu, telefonów czy samolotów, czy chociażby zwykłych aut terenowych, wszystko trzeba było załatwiać pieszo lub w najlepszym wypadku na ośle albo konno. A wszędzie było zajebiście daleko.
Ruszył, więc król w daleką drogę, by poprosić księżniczkę o rękę, albo raczej jak to król ożenić się bez zbędnej żebraniny. Zabrał ze sobą wiernego sługę Władka i ukochanego karego rumaka, a że w podróż taką udawał się w życiu po raz pierwszy, nie miał pojęcia, co go czeka.
Żeby nie było, trzeba w tym miejscu powiedzieć, że Władek też miał fajnego gniadego.
Po przebyciu siedmiu gór postanowił odpocząć. Strudzony długotrwałą podróżą rozbił obozowisko na leśnej polance. Wierny giermek rozpalił watrę i upolował dziczyznę. Gdy tak siedzieli grzejąc się przy ogniu, Enzo rozpłynął się w marzeniach. Tymczasem ktoś niepostrzeżenie zbliżył się do ognia. W ostatnim momencie król dobył szpady i przyjął obronną postawę. Warto zauważyć, że i giermek nie leniwił się, dobywając naprędce z kołczanu widerhakenszpicę. Otrzymał ją w spadku po Małej Chechle, zmasakrował nią kiedyś całą drużynę ruskich. To była potworna rzeźnia, żaden rusek nie przeżył.
- Stój! Kim jesteś i czego chcesz? - Wykrzyczał król, tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Opanuj się człowieku, nie mam złych zamiarów. - Spod szkarłatnej peleryny dało się słyszeć miły dziewczęcy głos. - Nazywam się Purpurowy Kapturek i mieszkam tu w okolicy. Trochę się zadudrałam w lesie i chciałam jedynie ogrzać się przy waszym ogniu, nim wrócę do domu. Nie mam zapałek, by rozpalić swój ogień, bo ostatnio nie bywa u nas dziewczynka z zapałkami, nie mam też nic do jarania.
- Do jarania? - Zdziwił się król. - A może wpierw byś coś do zjadła!
- A i owszem wrzuciłabym coś na ruszt.
- Zasiądź, więc i grzej się naszym ogniem, i posil się naszą strawą. - Odrzekł rezolutnie król, chowając szpadę do pochwy. - A i wina oraz dziarniny mamy dosyć, to coś żłopniesz. Niestety do jarania nie mamy nic, bo u nas zielsko nie rośnie. Muszę zmienić ten dekret.
- Och, co za szkoda. - Żachnęła się dziewczyna.
Imprezka się rozkręciła, gdy do towarzystwa niespodziewanie dołączyło siedmiu krasnali. Tak po prawdzie, gdyby ich chcieli oskubać, nie mieli by z tym problemów, bo dziarnina żwawo krążyła już w żyłach biesiadników. Na szczęście nie byli nikczemni. W gości przynieśli, siedem baryłek okowity, każdy po jednej i przez siedem dni i nocy zaprzyjaźniali się z królem Enzo XIII Gasparem i Purpurowym Kapturkiem. Tematy rozmów, jak to bywa przy alkoholu, podrzucał sam diabeł i miały one związek głównie z dylematami męsko damskimi, ze szczególnym uwzględnieniem różnic religijnych w kontekście libido. Król Enzo rozkręcił się w swych analizach i płynąc na ich fali ekscytował się pośmiertnymi kwestiami grantów erotycznych, jakie można zgarnąć po rozstaniu z ziemskim padołem. A jak wiadomo, problematyka libido dla króla była paląca, to i temat był gorący.
- Moi drodzy, religie inne od chrześcijaństwa wykazują świetną znajomość libido. - Perorował Enzo. - Raj wikingów Walhalla gwarantuje wojownikom pośmiertny odpoczynek w gorących uściskach Walkirii. A w jednym z buddyjskich rajów na wojowników czekają słodkie nałożnice, zaś raj Allacha roi się wprost od czarnookich hurys, pragnących obdarować wiernego pieszczotami. Tymczasem Chrześcijanin w zaświatach spotka tych samych szubrawców co na ziemi, jeśli tylko uda się im przed śmiercią wyłudzić rozgrzeszenie. No i oczywiście te same baby, które zatruwały człowiekowi doczesny żywot.
Podpitym krasnalom nie trudno było się zgodzić z miażdżącą retoryką króla, zważywszy na to, że i oni nie mieli żadnego doświadczenia z kobietami a temat libido ich kręcił jak cholera, zaś Purpurowy Kapturek będąc pod dużym wpływem smakowitych trunków, miał to wszystko gdzieś.
Gdy leśny bankiet się zakończył i nadszedł czas rozstania, król z bólem głowy pożegnał się z nowopoznanymi, a na pamiątkę spotkania otrzymał od nich podróbkę lampy Aladyna, by podczas ciemnych podróżnych nocy rozświetlała mu obozowisko i przypominała o przyjaciołach. On zaś w poimprezowym amoku zobowiązał się do tego, że nigdy im nie odmówi pomocy gdyby, takiej potrzebowali i poprzysiągł im przyjaźń po wsze czasy.
Ruszył wiec Enzo XIII w dalszą drogę gnany narastającym libidem, podsycanym niezaspokojoną ciekawością. Omijając ośmiotysięczniki poznał Królową Śniegu, ale nie nabył o niej dobrego zdania. Zwykła lodowata pinda. W podstępny sposób chciała mu wykraść podróbkę lampy Aladyna mniemając, że jest prawdziwa.
Przebył pięćdziesiąt lasów, niezliczoną ilość potoków i rzek, aż trafił na wielką pustynię. I znowu poczuł ogromne zmęczenie, a podróż już trwała i trwała. Gorący piach pustyni za dnia był nie do zniesienia, po to by nocą znowuż razić dotkliwym chłodem. Tam właśnie odpoczywając, wycieńczony podróżą, poznał Alibabę i czterdziestu rozbójników. Zupełnie inaczej go sobie wyobrażał. Z opowieści o nim wyłaniał się obraz młodego smagłego spryciarza, ten tymczasem okazał się być niewysokim brzydalem w średnim wieku, od stóp po głowę pokrytym tatuażami.
- Celem tatuażu - tłumaczył Alibaba, widząc skonfundowanego króla - nigdy nie było piękno lecz przemiana. Czynność tatuowania skóry jest bowiem wyrazem mocy, jest ogłoszeniem faktu, że jest się panem własnego ciała a znosząc przy tym ból fizyczny odmienia się własne jestestwo.
Król zaprzyjaźnił się z Alibabą i czterdziestoma rozbójnikami. A co jedli i pili, i co wyczyniali to temat na odrębną opowieść. W trakcie tego postoju znowu stracił mnóstwo czasu.
Gdy nabrał sił, ponownie wyruszył w podróż. Nim jednak zasiadł w siodle swego rumaka, zza pazuchy wyjął pieczołowicie zapakowany portret blond piękności o imieniu Kunegunda, a rozpakowawszy go smakował wszystkimi zmysłami. Spoglądająca nań blond piękność o fantazyjnych kształtach, której jedynymi szatami były pukle opadających na ciało włosów, czule rozsuwała je odsłaniając kokieteryjnie coraz więcej i więcej nieziemskich walorów.
Nim dotarł do celu przebył trzy wielkie depresje, zwiedził wiele demokratycznych, kilka totalitarnych i parę autokratycznych państw. Poznał w tym czasie Sindbada Żeglarza, księżniczkę Szeherezadę, króla Szachraja, Kopciuszka, a nawet Jasia i Małgosię. Przeżył najwspanialszą przygodę życia. Jednak najważniejsze było dopiero przed nim. Super sexy księżniczka Kunegunda czekała i była już niemal w zasięgu ręki.
Kwestie zapoznania króla Enzo XIII Gaspara z księżniczką Kunegundą IV Oriańską oraz wykorzystanej dworskiej etykiety to czysta nuda, dlatego oszczędzę czytelnikom opisu tego długiego i niegodnego uwagi zdarzenia. Warto natomiast wspomnieć, że o dniu królewskich zaślubin po dziś dzień krążą legendy. Przy czym słowo legenda jest tu kluczowe. Prawdą jest jednak to, że król Enzo XIII Gaspar zakochał się bez pamięci i po spędzeniu upojnej nocy poślubnej zabrał królową do swojego królestwa. Przebyli, więc długą drogę powrotną poprzez parę autokratycznych i kilka totalitarnych państw, poprzez wiele demokratycznych krajów, trzy depresje, jedną pustynię, niezliczoną ilość potoków i rzek, poprzez pięćdziesiąt lasów, dwa ośmiotysięczniki i siedem zwykłych gór. I kochali się w tym czasie aż do znudzenia.
Rozkoszna i pełna wigoru super sexy królowa Kunegunda zblazowana swoim, jakby nie było dosyć monotematycznym mężem i jego banalnym męskim orężem, zaczęła przemierzać olbrzymie odległości, by podczas ordynarnych zdrad zaspokajać swe hucie i żądze. Ujawniła się w niej wszakże patologiczna nimfomania i uporczywa mitomania. Zrozpaczony król dowiedziawszy się o tym, kazał swym sługom ją śledzić. I być może byłoby to prostsze, gdyby nie fakt, że od innych cywilizacji dzieliły ich góry, lasy, niezliczona ilość przepraw, pustynie, depresje i przeróżne kraje. Gdy zatem śledztwa nie przynosiły pożądanych rezultatów, król postanowił przeprowadzić się do centrum cywilizacji. Cholera, bowiem go brała, że miał wszędzie bardzo, bardzo daleko. Jak postanowił, tak też uczynił. Zabrało mu to jednak sporo czasu. Tam zaś, gdzie osiadł z oczywistych względów nie mógł być już królem. Mógł występować co najwyżej jako dyplomata. Przeprowadził się więc przez tę cholernie długą marszrutę, by mieć wreszcie wszędzie blisko. Królowa zaś przez ten czas znacznie się podstarzała i choć nie znudziły jej łóżkowe gierki, przestała go zdradzać. Z lampuciary przeistoczyła się w lampucerę. W wyniku utraty seksapilu przestała być podnietą dla kochanków i co najważniejsze nie pociągała nawet króla.
I to by było na tyle.
***
Skontaktuj się z nami
+48 796 024 024
+48 18 52 11 355redakcja@podhale24.pl
m.me/portalpodhale24
Adres korespondencyjny
Podhale24.pl
ul. Krzywa 9
34-400 Nowy Targ
ul. Krzywa 9
34-400 Nowy Targ
Informacje
Obserwuj nas