Tragiczny finał wypadku. Rowerzysta zmarł w szpitalu
Śmiertelny wypadek w Groniu - prokuratura sprawdzi, czy ratownicy popełnili błąd
Reanimacja pacjenta z bardzo poważnymi obrażeniami
27-latek po zderzeniu z pojazdem ciężarowym był reanimowany najpierw przez świadków zdarzenia, a następnie przez strażaków z Ochotniczej Straży Pożarnej, którzy jako pierwsi dotarli na miejsce. Dopiero po kilku minutach, jak dojechał Zespół Ratownictwa Medycznego z Bukowiny Tatrzańskiej reanimacja została przejęta przez ratowników.
- Podjęli resuscytację krążeniowo-oddechową. Zaintubowali pacjenta na potwierdzenie tego, że zaintubowali dobrze zastosowali od razu kapnometr, który pokazał, że jest wydychany dwutlenek węgla i cały czas ten kapnometr był podłączony do samego przekazania rannego lekarzom w Nowym Targu. Osłuchali kartkę piersiową i na podstawie szmeru po stronie prawej rozpoznali odmę płucną, czyli to napowietrzenie płuc było. Gdyby rurka nie była tam gdzie powinna, to nawet by tego nie usłyszeli. Nie byłoby wentylowania płuc - opisuje akcję ratowników Paweł Mickowski.
Ratownicy ze względu na młody organizm poszkodowanego, przez co możliwe było podjęcie walki - zdecydowali o jego transporcie do szpitala. Wybrany został Podhalański Szpital Specjalistyczny im. Jana Pawła II w Nowym Targu, który był najbliżej. Cały czas trwała resuscytacja rannego mężczyzny. - Skrajnie ciężkie jest prowadzenie resuscytacji w trakcie transportu, ale zdecydowali się na to - zaznacza Mickowski.
Zdarzenie niepożądane w Nowym Targu
Do nieprzewidywalnego zdarzenia doszło już w szpitalu w Nowym Targu podczas transportu poszkodowanego z karetki na oddział ratunkowy.
- Doszło do takiego incydentu, że butla, która była między nogami pacjenta spadła, gdyż nie ma zaprojektowanego czegoś takiego jak uchwyt na butlę. W tym czasie ratownicy mieli na pacjencie respirator, defibrylator i butle. Wszystko to na kupie, a ratowników jest tylko dwóch - opisuje warunki w jakich z pośpiechem działali ratownicy. - Ta butla spadła i w tym momencie pociągnęła troszeczkę rurkę intubacyjną, która się wysunęła. Błyskawicznie wjechali na salę. Anestezjolog poprawił ułożenie tej rurki, no i dalej kontynuował resuscytację przez 10 minut. Powiedział, że z uwagi na obrażenie pacjenta stwierdza zgon. Łącznie resuscytacja trwała ponad godzinę - opisuje dalszą część akcji koordynator Zespołów Ratownictwa Medycznego z zakopiańskiego szpitala.
Ratownicy medyczni z kilkunastoletnim stażem
W informacje, jakoby ratownicy medyczni jeszcze w Groniu podczas intubacji mieli popełnić błąd kierując rurkę do żołądka zamiast do płuc Paweł Mickowski nie wierzy. Ratowników biorących udział w akcji ratowników określa jako jednych z najlepszych w zespole.
- Jeden jest instruktorem, który szkoli strażaków od 10 lat, a drugi jest tak samo doświadczony, bo pracuje 12 lat na pokładzie karetki. Do tego wypadku nie pojechali jacyś ludzie ?z łapanki", tylko doświadczeni i jedni z najlepszych ratowników u nas w pogotowiu - podkreśla.
Ratownicy będą ryzykować w przyszłości, czy odpuszczą?
Zdarzenie z Gronia może mieć wpływ nie tylko na samych ratowników, ale na wszystkich mieszkańców Podhala. Ratownicy pomimo obrażeń, które kwalifikowały się już do stwierdzenia zgonu podjęli heroiczną walkę o życie ciężko rannego, który miał znikome szanse na przeżycie. Zamiast słów uznania za trud usłyszeli zarzut źle wykonanej pracy.
- Jest to przykre, ale przede wszystkim jest to zniesławienie. Proszę sobie wyobrazić taką sytuację, że jesteśmy po łokcie we krwi i prowadzimy taką resuscytację. Męczysz się do granic możliwości przez godzinę. Wiesz, że robisz wszystko co możesz, a na drugi dzień słyszysz, że ten pacjent zaopiekowany przez kogoś innego miałby szansę, gdzie realnie żadnych szans nie miał. Podejmujesz ostatnie wysiłki, jakie tylko możesz, żeby wykorzystać każdą dostępną możliwość. To jest przykre, że tu chłopaki zostali niesłusznie oskarżeni. Nikt nie widzi tego, że podjęli transport, nikt nie wykaże tego, że działali na miejscu. Próbują nam zarzucić, że myśmy zrobili krzywdę pacjentowi - mówi Paweł Mickowski.
em/s