Nokaut _ Romans we wsi obok
/Fantástico Chico Blanco/
Siedziałem o świcie na brzegu łóżka. Skończyła się kolejna dobrze przespana noc. Choć wolałem go unikać, stary druh sen, omam, ułuda, znów nocą przyszedł w gości. A wraz z pobudką i jego odejściem, serce waliło tak, jakby się chciało wyrwać z piersi. I brak mi pewności czy z zadowolenia, czy z niepokoju. Zatem miałem sen. Pewnie po wyjawieniu jego treści, Freud od razu zorientowałby się, co jest grane. Tymczasem, ze mną nie dzieje się nic. To znaczy, nie dzieje się nic innego od tego, co dzieje się codziennie. Wiecie, kim był Freud? Zagaiłem ironicznie do wszystkich nieobecnych, stojąc już w łazience przed lustrem. Wyobraziłem sobie, jak ich twarze wyrażają zaskoczenie. Oczywiście, że nie wiedzieli. Dobrze, ale o Freudzie innym razem. Takie zagajenie na głos ma dla mnie formę terapeutyczną i pozwala mi spojrzeć na pewne sprawy z bezpiecznej perspektywy. W tym moim śnie poznałem piękną kobietę. Rasową blondynę ze wsi obok. I od razu zadałem sobie pytanie, dlaczego akurat ze wsi obok? Kombinuję, myślę, analizuję i nie wiem. Może myślałem o tej wsi, albo jakieś blondynce. Nie wiem. Znowu ujrzałem znaki zapytania w wyimaginowanych oczach wszystkich nieobecnych. Królowa śniegu to przy niej dziewczynka z zapałkami. Nieprzeciętnej urody w typie Charlize Theron, nieco ode mnie starsza. I teraz bomba, słuchacie, najbardziej lodowata ze wszystkich kobiet na świecie. Nie mam na myśli oczywiście temperatury jej ciała, bo ono akurat było ogniste. Zauważyłem, że wszyscy nieobecni chłonęli moje słowa jak ciepłe bułeczki a wypieki na stałe zagościły na ich twarzach. Wracając jednak do mojej Charlize, mimo jej niedostępności i niewytłumaczalnie pociągającego chłodu, zapałaliśmy do siebie afektem. No co macie takie dziwne miny, nie wiecie co to afekt? Oj, oj wszyscy nieobecni są trochę niedouczeni. Po prostu poczuliśmy do siebie coś głębszego, możliwe zresztą, że zagościła w nas miłość.
Nawet nie starałem się badać jej przeszłości, wolałem jej nie znać. Nie wnikałem też w to czym się zajmuje ani kim jest. Prześladowało mnie za to coś zupełnie innego. Niepokoiło mnie pytanie, co ją we mnie urzekło. Ok, jestem młody, atrakcyjny ale nie jestem, ani sławny, ani bogaty. Pełno jest takich typków jak ja. Uświadomiłem też sobie, że nie poznałem jej imienia. Mówiła o sobie Veuve, czyli wdowa. Kiedy zaś do niej mówiłem, nigdy nie byłem pewien czy słuchała. Nieruchomo patrzyła gdzieś w nicość, choć tuż przed jej oczyma pokotem kładła się, tętniąca życiem panorama wsi. W takim bezruchu jej oczy traciły blask, natomiast ja nigdy nie ośmieliłem spytać się o czym myśli przemieniając się w słup soli. Nie wiem czy kiedykolwiek to zrozumiem. Wpadałem do niej wiele razy do domu przy placu de l?Hôpital gdzie mieszkała, na małe pitigrilli, które okazywało się być bezgranicznie dużym i zawsze było błogosławione. Mieszkanie miała dziwne, jałowe i bez życia. Było jak atelier nowomodnej sztuki. Błyszczało od czystości. Nie było w nim śladu bliskich, żadnej rodzinnej fotografii, ani jednej ramki załadowanej uśmiechniętymi twarzami czy chociażby zwykłej pamiątki z wakacji. Były za to buty. A właściwie zdjęcia butów. Wszystkie były męskie. Ale tylko prawe i każdy inny. Powieszone starannie na ścianach i podpisane datą. Kiedy przyszedłem do niej po raz pierwszy, byłem przekonany, że na ścianach ma designerski katalog obuwniczej męskiej mody, współczesnej i tej sprzed dekady. Dziesiątki zdjęć używanych butów nie do pary. Skórzanych, zamszowych i sportowych. Nowszych i bardziej schodzonych. Ogromnie mnie to intrygowało i nie dawało spokoju. Ona tymczasem hojnie częstowała mnie cudownym i doświadczonym ciałem w swoim wielkim łożu, w jasnej sypialni z przestronnym oknem na zachód i tylko w takich chwilach całkowicie topniała. To tu spędzaliśmy większość danego nam czasu. Dziś dogasała kolejna z tych pięknych nocy a ja przeczuwałem, że nieuchronnie zbliża się koniec. Poza sypialnią, była niczym malachitowy wazon wyjęty z zamrażarki. Dziwiło mnie też, że na miejsca naszych spotkań, tych poza jej domem, zawsze wyznaczała coraz to inne i mało uczęszczane rejony. Nigdy nie dociekałem by rozwiązać tę niewiadomą, choć mimowolnie wikłałem się w chaotyczne domysły. Darzyłem ją uczuciem z nieskrywaną wzajemnością. Jednocześnie miałem poczucie, że jestem jak pieczołowicie skrywany i nikomu nieznany kochanek prominentnej kobiety. Czasami snułem przypuszczenia, że dla niej jestem niczym muzealny woźny, przypadkowo sfotografowany u stóp olbrzymiego prehistorycznego kurczaka, znalezionego gdzieś w zmarzniętym jeziorze. I nagle nadszedł kres naszego romansu. Ostatnie obrazy, które zakodowałem, to kartka z notesu na szafce nocnej z pełnymi patosu melodramatycznymi słowami, to już koniec, żegnaj, z zamaszystym podpisem Veuve, oraz tę upiorną galeryjkę z dziesiątkami zdjęć butów na ścianach.
I tak, pewnego ranka, budzisz się w jej w łóżku i patrzysz na swoje łachy, które nocą w gorączce pożądania pośpiesznie zdarłeś z siebie ciskając na podłogę. No bo, kto w takim momencie składałby odzież w kostkę? Kierujesz wzrok na odlotowe buty, swoje buty, starannie ułożone jakby pozowały do zdjęcia i doznajesz olśnienia. Uświadamiasz sobie, że wszystkie te foty na ścianach, to zdjęcia butów jej kochanków, byłych kochanków, trofea i fetysze. Tak jak niektórzy kolekcjonują znaczki, czy monety, ona buty swoich kochanków. A raczej ich wizerunki. Małe trofea po każdym romansie. Zalotnicy nie dali jej zbyt wiele, ale zawsze zostawał po nich ślad. Na kliszy i na ścianach. Mój sen był więc o niezwykłym romansie i niebywałej kobiecie, która uwieczniała na fotografiach buty swoich adoratorów. Nie była to zwykła kolekcja. Była to galeria miłości. To był jej sposób na pamięć. O każdym z nich. O mnie również.
Z tej intrygującej nocnej wyprawy zawrócił mnie chrapliwy sygnał budzika. I kiedy nieco ochłonąłem i usiadłem na brzegu łóżka przyszło mi do głowy, że być może umiera już we mnie młodzieńcza fantazja, że leży gdzieś w lochu na stęchłej glebie z zaciśniętą na szyi pętlą i broniąc się przed okrutną śmiercią, wierzga słabnącymi członkami, bezskutecznie próbując dosięgnąć rygla wrót świadomości i bezgłośnymi słowami dramatycznie woła o pomoc w jedynym dla siebie realnym świecie, we śnie. A kiedy już wyzionie ducha, zacznę się duchowo starzeć.
***
Skontaktuj się z nami
+48 796 024 024
+48 18 52 11 355redakcja@podhale24.pl
m.me/portalpodhale24
Adres korespondencyjny
Podhale24.pl
ul. Krzywa 9
34-400 Nowy Targ
ul. Krzywa 9
34-400 Nowy Targ
Informacje
Obserwuj nas