Całe jego życie sportowe toczyło się w zachodnich teamach fabrycznych, co jest ewenementem na naszej szerokości geograficznej, a renomowani sponsorzy do dziś nieustannie zabiegają o względy Tadeusza. Dowcipnisie twierdzą, że to Taddy dodaje Red Bullowi skrzydeł, a nie odwrotnie…
Setki pucharów, dziesiątki tytułów mistrzostw Polski, Europy, Ameryki Północnej i wielu innych krajów, zwycięstwa w Erzbergrodeo czy X-Games i triumfy w mistrzostwach świata – te osiągnięcia są bardziej znane w Kalifornii czy Katalonii niż w jego Ojczyźnie, do której zawsze się jednak przyznaje, a najbardziej do rodzinnego Podhala.
Wyniki Tadeusza Błażusiaka nie spadły z nieba; to lata ciężkiej pracy i wyrzeczeń, podpartej niesłychanym, góralskim hartem ducha i wiedzą wielu mądrych ludzi. Jednak najsilniejszą klamrą, spinającą łańcuch osiągnięć Taddy’ego stanowiła zawsze rodzina. To niezrównana troska matki Celiny, bezgraniczne zaangażowanie ojca Jakuba i poświęcenie brata Wojciecha; ich pomoc i wsparcie duchowe stanowi fundament kariery nowotarskiego championa.
Taddy to szlachetny samorodek, wydany przez podhalańską ziemię, który po oszlifowaniu stał się najrzadszym w swej barwie brylantem. W procesie tym brał udział jego krakowski trener, Robert Błachut i naukowcy: psycholog sportu prof. Jan Blecharz i fizjolog wysiłku prof. Jerzy Żołądź, bezimienna grupa mechaników, armia fanów na całym świecie, w tym kilkanaście tysięcy widzów w Arenach Łodzi, Krakowa czy Gliwic i garść przyjaciół w rodzinnym Nowym Targu.
Sukcesy bywają okupione uszczerbkiem na zdrowiu, a sporty ekstremalne szczególnie niosą w sobie to ryzyko. Tadeusz niejednokrotnie zapoznawał się z twardym podłożem motocyklowych torów, zawsze jednak nie bacząc na przeciwności losu, podnosił się i jechał dalej. Liczne kontuzje, czy koszmarny wypadek podczas zawodów w amerykańskim stanie Washington, w którym ucierpiała twarz sportowca, nie odstręczyły mistrza od walki na torze.
- To tylko gęba – mówił Tadek – grunt, że kręgosłup cały!
Kręgosłup fizyczny i mentalny to najmocniejsza strona Błażusiaka. Gdy po ostatnim brązowym medalu mistrzostw świata w superenduro w 2023 roku pauzował w startach, przywracając do sprawności kontuzjowaną nogę, otrzymał ofertę od marki Stark Future. Ta hiszpańsko-szwedzka firma crossowa kupiła w Barcelonie fabrykę Nissana, przymierzając się do produkcji motocykli elektrycznych. Do promocji motocykla klasy enduro potrzebowali jednak głośnego nazwiska; Tadeusz Błażusiak był na czele listy.
Zawsze lojalny Taddy (choć często funkcjonowało to tylko w jedną stronę) wypełnił jednak warunki obowiązującego kontraktu z koncernem KTM, zrzeszającym takie marki jak Beta, GasGas, Scherco czy Honda Montero i dopiero potem postanowił podjąć nowe wyzwanie. Wyzwanie, w którym już nie tylko potrzebne były kaskaderskie ewolucje, ale także torowa wiedza i umiejętności, poparte wieloletnim doświadczeniem.
W każdym sporcie motocyklowym, czy to trial, enduro, speedway, motocross lub road racing, zawodnicy dzielą się na dwie kategorie: tych którzy jadą na motocyklu i tych, którzy go czują, jadąc wraz z nim. Tadeusz od dziecka już miał wyczucie techniki. Jako małolat potrafił zlokalizować usterkę w motorynce czy nawet w samochodzie trenera! Podczas testowania fabrycznych nowinek technicznych jego zdanie w KTM ceniono sobie najbardziej, a najgroźniejsi rywale, tacy jak Wiliam Bolt czy Jonny Walker brali w ciemno wszystkie ustawienia, stosowane u Tadka. Magiczne „111” na plecach było symbolem powodzenia…
Poczucie wejścia w świat nowych technologii i perspektywa podjęcia wyzwania rewolucyjnej alternatywy napędu, zaważyły na decyzji naszego mistrza. Decyzji, która w świecie motocyklowym wywołała spore poruszenie, a w kierownictwie zagrożonego spalinowego monopolisty szok i bez mała furię. Furię do tego stopnia, że na prezesie FIM wywarto presję w celu zablokowania udziału w mistrzowskich zawodach startu na „elektrykach”. Wcześniej czy później regulamin światowej federacji musi zostać poprawiony, jednak dotychczasowi potentaci dostali w prezencie czas, pozwalający im na pościg za elektrycznymi liderami.
Elektryczny motocykl jest w zasadzie taki sam, jak tradycyjny spalinowy, inny jest tylko silnik i układ przeniesienia napędu. Oczywiście ma swoje plusy i minusy, lecz generalnie ten rodzaj jednośladu celuje w określony sposób jego użytkowania.
W sporcie motocyklowym bez wątpienia będzie produktem rewolucyjnym, gdyż do głosu dojdzie technika komputerowa. Tam, gdzie rolę odgrywają ustawienia maszyny, będzie to nie do przecenienia; superenduro czy żużel stanowią nową jakość. Także względy ekologiczne mają swoją wymowę, zwłaszcza w zamkniętych halach, z których znikną spaliny, a szum elektrycznych silników zdominują brawa wielotysięcznej widowni. O jego miejskich walorach nie trzeba nikogo przekonywać…
Motocykl elektryczny to adres do całego środowiska motocyklowego, nie mający jednak na celu wyeliminowania napędu spalinowego. Przykład świata samochodów jest tego dowodem, motory benzynowe wsparte hybrydą elektryczną mają się dobrze i jeszcze długo ten stan rzeczy pozostanie. W świecie rozszalałej cywilizacji coraz więcej ludzi siada na rower, przy czym elektryczna alternatywa poszerza zasięg i rekreacyjne horyzonty. Dlaczego nie miałoby tak być w przypadku motocykli czy quadów, które ze słusznym oburzeniem chcemy wyeliminować ze stref ciszy, parków czy górskich szlaków? Tak jak chętniej podajemy rękę sąsiadowi, który w sobotni poranek włącza elektryczną kosiarkę czy nożyce do żywopłotu, w miejsce dotychczas używanego hałaśliwego i śmierdzącego sprzętu.
Mówi się, że życie faceta zaczyna się po „czterdziestce”. W przypadku Tadeusza Błażusiaka oznacza to starty w licznych w Anglii, Hiszpanii, Francji czy Portugalii elektrycznych zawodach endurowych. Jego dwukołowy Stark Vorg to bez wątpienia przyszłościowy wehikuł czasów, które nieubłaganie się zmieniają.
Taddy traktuje to jako dziejową misję i ma do tego prawo, choć na co dzień pozostaje człowiekiem skromnym, z dużym dystansem do własnej osoby. Ale jest to niedościgniony champion sportu motocyklowego; który sam zdobył w nim więcej, niż wszyscy pozostali jak Tomasz Gollob, Bartosz Zmarzlik, Rafał Sonik czy Jakub Przygoński – nie umniejszając osiągnięć żadnego z nich, gdyż wszyscy są jego przyjaciółmi.
Tadeusz Błażusiak jest pasowanym na Zbójnika Ambasadorem Ziem Górskich, Honorowym Obywatelem Nowego Targu i mile widzianym w wielu innych miastach w Polsce (sic!), odznaczony przez Prezydentów RP Brązowym i Złotym Krzyżem Zasługi. Jest najjaśniejszą gwiazdą na nowotarskim sportowym niebie i o tym nie wolno nam zapominać, zwłaszcza w tych gorących czasach.
26 kwietnia 2024 roku kończy 41 lat i jeszcze wiele sukcesów ma przed sobą. Życzmy mu więc dobrego zdrowia, bo hartu na pewno nie zabraknie. Dziś pewnie, jak co dzień od wielu lat, wywija po wertepach Andorry, Katalonii czy gdzieś na świecie, bo Taddy na co dzień też jest mistrzem świata!
Jacek Sowa