Dawni, nieliczni już Pekaesiacy do dziś go pamiętają. Powierzane mu samochody zawsze wyróżniały się w firmowym taborze: wyglądem, czystością, detalami; nawet za własne pieniądze zamówił do Jelcza tablice rejestracyjne z nakładanymi literami. Nic też dziwnego, że często podłapywał atrakcyjne trasy, włącznie z zagranicznymi wycieczkami, do demoludów oczywiście.
I tak biegły lata pana Karola - trasy za kierownicą autobusów: Sanów, Jelczów, Autosanów, Sanosów, a potem wielkich tirów, na które Rudolphi przesiadł się podczas przygody z transportem międzynarodowym. Karolowi nie straszne były żadne kursy, zimą czy latem docierał tam, gdzie należało.
Wyzwań z samochodami Karol Rudolphi miał w życiu wiele, od dziecka dłubał przy ojcu w warsztacie, kupował stare auta, nierax wraki, którym przywracał życie. Zwieńczeniem jego motoryzacyjnego placu zabaw był sprowadzony ze Stanów Ford A, artefakt o dziesięć lat starszy od niego. Wiele godzin pracy kosztowało dzieło, którego efekt podziwiany był na rajdach zabytkowych samochodów, aby ozdobić garaż poważnego kolekcjonera.
Ostatnimi czasy, 82-letni pan Karol zapadł na zdrowiu, przeprowadził się do rodziny w Krakowie, gdzie przyszło mu zakończyć swą życiową podróż. Jego niebieski wehikuł odjedzie w piątek 13 grudnia o godz. 10:20 z Cmentarza Rakowickiego w Krakowie; spokojnej drogi nasz Niezapomniany Kolego...
Jacek Sowa