Po wojnie branża lotnictwa wojskowego nieco podupadła, lecz na bazie wysokokwalifikowanej technologii lotniczej wdrożono produkcję samochodów, które cieszyły się innowacyjnymi rozwiązaniami i niesłychanie wysoką jakością. Niestety, ta prestiżowa marka przegrała z konkurencją na rynku, lecz do dziś, niemal dekadę już po wycofaniu logo SAAB z rynku - cieszy się wielką renomą, mając swych gorących entuzjastów. Napotkaliśmy ich także w stolicy Podhala.
Pan Aleksander Topa, rocznik 1938, był najstarszym z czteroosobowego rodzeństwa. Miał 12 lat, gdy ojciec zginął pod kołami samochodu i rodzinie bieda zajrzała w oczy. Olek poszedł po naukę do nowotarskiej „metalówki”, którą skończył jako jeden z najlepszych uczniów i w wieku 16 lat rozpoczął pracę w oddziale PKS w Nowym Targu. Przepracował tam dwadzieścia lat jako mechanik i kierowca, jeżdżąc m.in. autobusami, podobnie jak Karol Rudolphi, bohater jednego z poprzednich felietonów.
W 1974 roku wyjechał do USA, gdzie jako mechanik w specjalistycznym warsztacie marki SAAB znalazł zatrudnienie i swoją życiową pasję; sentyment do tego szwedzkiego auta pozostał mu do dziś, podobnie jak upodobanie do majstrowania przy motoryzacyjnych konstrukcjach.
Motoryzacja była także pasją jego młodszych braci, którzy jednak preferowali motocykle. Paweł jeździł po rajdach i naprawiał motory, Kazek z kolei stał się wkrótce w mieście wziętym elektrykiem samochodowym. Obaj niestety już nie żyją…
Gdy w roku 1977 za zarobione w Ameryce dolary postawił na taksówce Fiata 125p, aby przyoszczędzić na paliwie wsadził pod maskę silnik diesla Perkins 2103, stosowany głównie w …ciągnikach rolniczych. Ciche i szybkie to nie było, ale na „gablotę” się nadawało!
Doświadczenia z traktorami pan Olek już miał wcześniej, kiedy do chałupniczo zmontowanych ciągników wsadzał np. silnik Syreny lub robił eksperymenty z motorami od starego fiata 500 Toppolino.
Do Stanów Topa pojechał jeszcze raz na kilkanaście miesięcy, aby po powrocie kupić nowiutkiego Stara 1142 z przyczepą, który miał stać się podstawą jego bytu materialnego. Wożąc towary w nowej rzeczywistości gospodarczej przejechał starachowicką ciężarówką bez naprawy głównej blisko 650 tysięcy kilometrów!
Ale stara miłość do SAAB-a nie mogła zardzewieć, toteż tęsknie rozglądał się za takim autem dla siebie. Jego dorośli już synowie, Bartek i Wojtek, znali słabość ojca do tej marki, toteż sprawili mu kiedyś nie lada prezent urodzinowy na „75-tkę” w postaci auta tej marki, dwulitrowego stukonnego modelu 99L z 1973 roku w kolorze oliwkowym.
Znany z ekranu filmowego i teatralnej sceny Bartłomiej Topa także kontynuuje ojcowską pasję, samemu jeżdżąc kultowym „krokodylem” – SAAB-em 900 z 1982 roku.
Brat Wojciech z zawodu lutnik i muzyk grupy Zakopower, choć ma mało czasu na motoryzacyjne sentymenty, do niedawna jeszcze przemierzał koncertowe trasy ostatnim z produkowanych modeli tej marki, turbodoładowanym SAAB 9-5. Teraz jeździ nim tata…
Aleksander Topa nadal czynnie pasjonuje się motoryzacją, będąc ważną postacią w Tatrzańskim Klubie Motoryzacyjnym. Dumnie prezentuje legitymację klubową Tatra Veteran Car Club, na której widnieje humorystyczna adnotacja, iż dokument ten upoważnia do 50% zniżki na mandaty. Ale pan Olek nie pamięta już, kiedy wszedł w konflikt z prawem o ruchu drogowym; dla niego motoryzacja jest jak zdrowie, które należy szanować. Dla króla SAAB-a ten samochód zawsze będzie boski…
Jacek Sowa