Trzy lata później wystartował na zawodach w Czechach, gdzie w międzynarodowej obsadzie znalazł się w czołówce trialowych maluchów. Ale na wyczyn było jeszcze za wcześnie, pozostały mu więc „odcinki specjalne” w przydomowym ogrodzie na Becie, z której powoli już wyrastał.
Tata kupił więc dziesięcioletni motor na dużych kołach, z bajerami i sprzęgłem, które zmodyfikował mu Robert Błachut, były trener Tadeusza Błażusiaka; pojazd dostał miano „Robeta”, od jego imienia. Dla Gabrysia udział w „dorosłych” już imprezach stanowił nie lada wyzwanie; była to trudna próba i lekcja rajdowej pokory, ale ojciec wmawiał mu: - Rób swoje, to puchary przyjdą.”
W połowie sezonu 2004 trener Gabrysia, Rafał Luberda, sprowadził motocykl Scherco 125, który rodzice zakupili dla rozwijającego się talentu. Młody Marcinów pilnie trenował, lecz gdy w 2005 roku pojechał do Norwegii na mistrzostwa Europy w kategorii wiekowej 13-16, otworzyły mu się oczy na sport wyczynowy; w kraju nie było żadnego programu szkoleniowego! Wsiedli zatem do kampera i pojechali do Hiszpanii, do Escola de Trial Joana Ponsy. To była prawdziwa lekcja życia; dwie zimy w domku letniskowym i wielogodzinne szlifowanie motocyklowego kunsztu. Ważnymi momentami było poznanie Adama Ragi, o dziesięć lat starszego wówczas mistrza świata, który przyjął Gabrysia pod swój dach. Stało się to za sprawą Oskara Osiki, motocyklisty z Brzeska, który wkrótce też został majderem Marcinowa.
To był punkt kulminacyjny kariery Gabrysia; wtedy zaczęła się prawdziwa jazda. Lecz sukcesy nie przyszły same, ojciec zadbał o pomoc autorytetów naukowych, psychologów, fizjoterapeutów. Niebawem Marcinów awansował do dziesiątki Championship. Ale sport wyczynowy kosztuje; po powrocie z Hiszpanii trzeba było na to zarobić, a starty we wszystkich imprezach oznaczały wyjazdy do Ameryki, Australii, czy Japonii. Trzeba było więc ograniczyć się do mistrzostw Europy i imprez krajowych.
2010 rok – pierwszy tytuł mistrza Polski w generalce, a było ich w sumie dziewięć; osiem ma na koncie Tadeusz Błażusiak, do którego jednak Marcinów nawet nie chce się porównywać. Powodem do dumy może być jednak fakt zaproszenia go w 2018 roku na pokaz trialowego kunsztu do Dubaju. Pojechał tam jako najlepszy zawodnik w Polsce, w towarzystwie mistrzów z Czech, Francji, Niemiec czy Włoch.
Kolejne dziesięć lat to starty w państwach ościennych, ale też założenie własnej firmy, rodziny i dwójka dzieci; sportowa pasja Gabrysia cieszy się wsparciem żony Joanny.
Bo w karierze motocyklowej nie brak chwil zwątpienia. Takim momentem Marcinowa był start w Szklarskiej Porębie po dziewiąte mistrzostwo Polski. Już przedostatnia runda zagwarantowała tytuł, ale w ostatnim starcie popełnił błąd na torze i fatalna kontuzja. I to był koniec!
Gabriel Marcinów w 2014 roku założył własną szkołę motocyklową, dwa lata później otworzył własny sklep w sieci TRS Jordi Torresa. Prowadzi na co dzień zawodników, ale także amatorów, wyrabiając w nich to, co w sporcie motocyklowym najważniejsze – hart ducha, wytrzymałość, cierpliwość. Te cechy wpaja swym uczniom podczas zajęć, także u swych domowych pociech, które być może pójdą w ślady taty, który z nowotarskiego kamieńca zajechał do Dubaju.
Jacek Sowa