Zakopiańscy taksówkarze kontra Uber i Bolt - to już wojna. Właściciel taksówek na aplikację zabiera głos, mówi o pościgach i polowaniu (video)
Spotkanie radnych z taksówkarzami
Rozmawiam też z Grzegorzem, taksówkarzem, który przedstawia zupełnie inną wersję wydarzeń.
Kto kogo prześladuje w Zakopanem?
Pościg z kolizją w tle
Historie, o których chcą opowiadać kierowcy częściowo obiegły już media, pisaliśmy o nich także na Podhale24. Wrażenie robił też film opublikowany przez AnyCar w mediach społecznościowych, pokazujący dramatyczny pościg ulicami Zakopanego dwóch kierowców "na aplikację" przez kilka taksówek. W konsekwencji jeden z gonionych kierowców, w momencie, gdy spanikowany dzwoni na policję, przejeżdża skrzyżowanie na czerwonym świetle doprowadzając do stłuczki. Szczęśliwie nikomu nic się nie stało. Potem widać grupkę taksówkarzy, którzy ciągną kierowcę na pobocze. Policja po przyjeździe zbada go alkomatem. Okazuje się, że jest "po spożyciu". Ma mniej niż pół promila alkoholu we krwi.
To jednak nie jedyna opowieść przypominająca bardziej gangsterskie porachunki, niż spór pomiędzy pracownikami konkurencyjnych firm.
Nigdzie nie było takich jaj jak tutaj
Dominik, zakopiańczyk z Olczy, przedstawia się jako pierwszy kierowca Ubera w Zakopanem. Zaczął w październiku. Sam "na taksówce" w Zakopanem jeździł od pięciu lat. Wcześniej dużo jeździł po Europie w różnych firmach transportowych. - W innych krajach jak jeździsz Uberem to ludzie cię witają z uśmiechem. Tu by cię nożem zadźgali - przyznaje z ponurym wyrazem twarzy.
Edyta z Ludźmierza wcześniej jeździła "na kurierce", zawodowo za kierownicą. Od trzech miesięcy pokonuje trasy w Zakopanem i Nowym Targu białą toyotą ze znakiem Ubera. Ma też licencję na Kraków.
Robert z Zakopanego także zaczynał jako kierowca na aplikację końcem minionego roku.
- Wcześniej jeździłem busem w przewozach międzynarodowych. Jako kierowca przejechałem 2,5 mln km i nigdzie nie było takich jaj jak tutaj - irytuje się.
Paweł po Zakopanem w Uberze jeździ od trzech miesięcy. Pochodzi z Gdańska, ale ożenił się i od lat mieszka w Rabce. Także jest zawodowym kierowcą z wieloletnim doświadczeniem. Jako kierowca na aplikację jakiś czas woził ludzi w Warszawie.
Kursują przez 12 godzin na dobę, na więcej nie pozwala im aplikacja. Gdy tylko przekroczą limit to urządzenie kieruje ich na minimum sześć godzin odpoczynku.
- W Nowym Targu wożę często Kolumbijczykow. Oni nie mają swoich aut i są bardzo zadowoleni, bo zamawiają sobie firmę taką sama jak w domu. Te aplikacje ułatwiają życie ludziom - przekonuje Edyta.
Jak mnie nie zabili, to żebym podjechał
- Jeżdżę od października. Jestem pierwszym, lokalnym kierowcą, który wyruszył na ulice Zakopanego 21 października. Już po pierwszym dniu pracy, zaczęły się problemy. Początkowo to nie było nic poważnego - wyzwiska, plucie po aucie. Zaczęło się, gdy w Zakopanem pojawiło się już kilkanaście aut na aplikację. I może sam sprowokowałem ich mówiąc, że im więcej będą zygać tym więcej samochodów będzie w Zakopanem? - zastanawia się Dominik.
I opowiada jak 20 grudnia po drugiej w nocy zawiózł klientów do jednego z klubów na Krupówkach.
- Zajechało mi drogę osiem samochodów. Dostałem dwa razy "z płaskiej", upadłem na ziemię, zaczął mnie kopać. Dzwoniłem na policję, usłyszałem, że jak mnie nie zabili, to żebym podjechał na komendę. Jak policja nas wspiera? A przecież korzystają z naszych usług. Niejednokrotnie wiozłem policjanta - denerwuje się Dominik.
Kierowcy na aplikację mówią też o kradzieżach tablic rejestracyjnych z ich samochodów, przebijaniu opony. Mimo zgłoszeń na policję, sprawcy pozostają nieznani.
Ucieczka? To mocno naciągane
Zupełnie z innej strony na sprawę spogląda Grzegorz, taksówkarz. Choć to pod jego adresem pada wiele zarzutów ze strony kierowców na aplikację, on zupełnie inaczej przedstawia przebieg wydarzeń. Nawet sceny z nagrania pościgu upublicznione przez AnyCar widzi na swój sposób.
- Ucieczka? To mocno naciągane! Jechali kierowcy za nim. Skoro się bał, to dlaczego nie pojechał na stację benzynową, gdzie jest mnóstwo kamer? Albo prosto na policję? Że jechaliśmy za nim? To nie jest czyn zabroniony - przekonuje. - Z tego co wiem, do rękoczynów nigdzie nie doszło. Nie było wywlekania z auta. Był ciągnięty na pobocze z drogi. Na tym polega zatrzymanie obywatelskie. Nikt go nie uderzył, uwierzył pan nagraniom Anycara, które jest manipulacją. Nie ma tam nigdzie, że kierowca był bity i nic takiego się nie zdarzyło - przekonuje Grzegorz, taksówkarz, który też uczestniczył w "pościgu".
I opowiada, że za nim też kilka tygodni temu jechały w dwa auta kierowcy na aplikację.
- Miałem długi kurs, cała trasę za mną jechali. I o tym się nie mówi. Tak jak i o tym, że kierowca z aplikacji spowodował dwie kolizje na Kościuszki po czym zaczął uciekać. I to ja go złapałem na stacji Shell, gdzie mnie zgazował. Sprawa jest zgłoszona policji. Tego media nie chciały opisać. Dlaczego? - zastanawia się.
I przesyła film, na którym widać, jak samochód na aplikację próbuje ominąć blokującą go taksówkę po czym odjeżdża.
Robert, kierowca na aplikację przekonuje, że ze strony policji powinna być inna reakcja.
- Jak to możliwe, że kierowca zgłasza, że ucieka przed pościgiem, a dyżurny wypytuje go o numery rejestracyjne goniącego samochodu? Śmiech na sali! Jak to jest, że ustawodawca zalegalizował te firmy w Polsce, a jak się coś dzieje to kierowcy mają liczyć sami na siebie? A przecież każdy z nas płaci podatki, z których je utrzymuje! - podkreśla.
Fejkowe kursy
- Kiedyś dostałem zlecenie na kurs w jakąś ślepą uliczkę na skraju miasta - wspomina Paweł. - Wyczaiłem po danych w zgłoszeniu, że zamawiający jest taksówkarzem. Napisałem mu na Messengerze, że wiem kim jest i nie jest anonimowy. Potem miałem wezwanie na Krupówki. Było przed północą, ruszyłem, bo było blisko. Na miejscu zamiast klienta podjechał właśnie on, prowokował mnie, bym wyszedł z auta. Straszył, że wie, gdzie mieszkam. Po czym podszedł, uderzył mnie w twarz, wsiadł w samochód i odjechał - wspomina.
Zgłosił sprawę na policję, właśnie został wezwany na uzupełnienie zeznań.
"Fejkowe" kursy dają się we znaki kierowcom na aplikację. Bywa, że przychodzi zamówienie na podjazd gdzieś daleko, w najmniej odwiedzany, górski zaułek. Wybierają miejsca trudno dostępne, ślepą uliczkę. Po czym nikt nie przychodzi. Jak przekonują kierowcy, jest możliwość blokady takiego telefonu na przyszłość, ale to nie pomaga. Przecież można zadzwonić z innego numeru. I takie zgłoszenia nie należą do rzadkości.
Kto kogo wyzywa?
- W grudniu koleżance zajechali drogę. Kaśka jest drobniutka, niska. Opowiadała, że gdy uchyliła szybę to taksówkarz zaczął ją dusić pasami krzycząc, by wypierdzielała z Zakopanego - opowiada Edyta.
- O niczym takim nie słyszałem! - zarzeka się Grzegorz, taksówkarz. - Wyzwiska? Oczywiście z ich strony padają. Zajeżdżają na parking na Kościuszki, bo na postój im nie wolno. Wychodzą po kilku, grupkami i prowokują wyzwiskami, gestami. Jeśliby ściągnąć monitoring to wyszłoby inaczej. Narracje przewoźników na aplikację jest bardziej widoczna, bo mają od tego lobbystów. Nas nikt nie słucha, bo wszyscy twierdzą, że jesteśmy ci źle, niedobrzy - podkreśla taksówkarz.
Edyta przekonuje jednak, że nie wszyscy taksówkarze są źli.
- Są uprzejmi kierowcy, którzy wpuszczą, jak włączasz się do ruchu. Ale jest kilka osób, z którymi są problemy. Jest osoba, która prowokuje non stop, nawet mając pasażerów. To strzał w kolano, bo turyści widzą jakich mamy taksówkarzy w Zakopanem. Chcemy żyć normalnie, my im nic nie robimy - mówi Edyta. - My też zarabiamy, też jesteśmy stąd. Jestem góralką. Nie będę się z nimi szarpać, bić, nie zejdę do ich poziomu, bo po co mi to? Ja tylko pracuję u swojego pracodawcy - zaznacza.
Rozwiązanie?
Zupełnie inaczej na konkurencją spoglądają taksówkarze.
- Jest duży problem w całym kraju - podkreśla Grzegorz. - Taksówkarze, którzy utrzymywali rodziny z tego biznesu porezygnowali. W dużych miastach kierowcy na aplikację stanowią 80-90 procent rynku. Można mówić, że to pro-klienckie, że klient ma taniej. Ale u nas w mieście nie zawsze Uber jest tańszy.
Jak zauważa, problemem jest też to, że wśród taksówkarzy też są czarne owce, z którymi nie wiadomo jak sobie poradzić. Urząd miasta też nie pomaga planując określone stawki, które przewoźników na aplikację nie będzie dotyczyć. Oni mają ceny umowne, które klient akceptuje zanim wsiądzie do samochodu. Obawia się, że nawet jeśli taksówka będzie tańsza to klienci nastawieni negatywnie wobec taksówkarzy i tak wybiorą Ubera.
Jakie widzą rozwiązanie? - Musi być uchwała z konkretnym oznaczeniem samochodów. Chcemy, by obowiązywała ich jedna licencja, a nie dwie czy trzy. Samej licencji nie można odmówić ze względu na miejsce zamieszkania ubiegającego się o nią kierowcy. Tu prawo może jedynie zmienić sejm - zauważa.
- Dlaczego taksówkarze nie konkurują usługą? Mogą zaproponować mniejszą cenę. Mogą sami też jeździć na Uberze. Tyleż, że wiedzą, że tyle nie zarobią. Bo my musimy zrobić dużo więcej kursów niż oni - podsumowuje Edyta.
Policja milczy
W sprawie sporu przewoźników zwróciliśmy się z pytaniami do zakopiańskiej policji.
Ile zakopiańska policja odnotowała przypadków interwencji w sprawie konfliktu pomiędzy taksówkarzami a kierowcami na aplikację od października 2024 roku?
Ile zawiadomień wpłynęło ze strony taksówkarzy, a ile od kierowców Ubera i innych?
Jaki mają one charakter - czy są to pobicia, znieważenie czy inne formy?
Ile w związku z tym policja prowadzi postępowań, a w ile było odmów wszczęcia postępowania w takiej sprawie?
AKTUALIZACJA
Już po publikacji tekstu otrzymaliśmy odpowiedź na nasze pytania rzecznika zakopiańskiej policji asp. szt. Romana Wieczorka. Poniżej jej treść:
"Policjanci w Zakopanem podejmują regularne kontrole osób zajmujących się transportem osobowym, nazw nie wymieniam celowo ponieważ wszyscy transportowcy traktowani są na równi zgodnie z zasadą bezstronności policji zatem posługuję się zwrotem - transport osobowy.
W kontekście wszelkich tego typu wydarzeń, o których Pan wspomina zapewniam, że tatrzańska policja reagowała i będzie reagować na każde wezwanie dotyczące łamania prawa, niezależnie od tego kto je zgłasza. Nie ma naszej zgody na wszelkie przypadki łamania prawa. Razem z Inspekcją Transportu Drogowego prowadzimy kontrole kierowców samochodów świadczących usługi przewozowe. W czasie tych kontroli postoje taxi w Zakopanem są zazwyczaj opustoszałe. (To już samo w sobie w pewnym sensie się komentuje.) Takie kontrole podejmowane są regularnie.
W okresie od 1 października 2025 do dzisiaj odnotowaliśmy kilkanaście różnego rodzaju interwencji dotyczących osób i pojazdów wykonujących transport osobowy. W analogicznym okresie odnotowaliśmy pięć spraw karnych, które wszczęto po zawiadomieniu osoby pokrzywdzonej. Sprawy dotyczyły: kradzieży tablic rejestracyjnych, uszkodzenia mienie, kierowania gróźb karalnych oraz naruszenia nietykalności cielesnej.
Z racji tajemnicy prowadzonych dochodzeń więcej szczegółów nie mogę podać.
Podejmowaliśmy również interwencje wobec kierowców świadczących usługi transportu osobowego w związku z kierowaniem pojazdów po użyciu alkoholu i pod wpływem alkoholu. W każdym środowisku transportowym ujawnialiśmy tego typu zdarzenia." - podsumowuje asp. szt. Roman Wieczorek.
Józef Figura